Martin Koch nieprzypadkowo znalazł się drugi raz z rzędu, a trzeci w karierze w najlepszej "15" PŚ – to skoczek, który choć może trochę niedoceniany, prezentuje naprawdę wysoką klasę i – zwłaszcza w zawodach rozgrywanych pod koniec sezonu (i to drugi raz z rzędu) potrafił wznieść się na wyżyny. Wysokie, 12 miejsce w PŚ trafiło więc w godne ręce.
12. Martin Koch (Austria) – 521 punktów (8/+3) / 22.01.1982

Rozpoczął mizernie. W pierwszym konkursie w Kuusamo był trzydziesty trzeci, zaś w Lillehammer w pierwszy dzień – trzy miejsca niżej. Jednak już w następnym konkursie zajął bardzo dobre, szóste miejsce. Po pierwszej serii był czternasty (128,5 metra), jednak w drugiej – stojącej na niższym poziomie skok 126 metrów pozwolił mu awansować. Jeszcze lepiej było w Engelbergu – co prawda w pierwszym dniu nie zmieścił się w pierwszej dziesiątce – skoki 124,5 i 129,5 metra dały mu trzynastą pozycję (i znów spory awans w drugiej serii bo o siedem miejsc), to w drugim był tuż za podium – 131 i 134 metry. Przed Turniejem 4 Skoczni był w PŚ na bardzo wysokim, dziewiątym miejscu.

W Oberstdorfie znów pierwsza dziesiątka – chociaż tu akurat Koch zawiódł. W pierwszej serii fenomenalnym skokiem na odległość 135 metrów zajmował trzecią pozycję (wygrał parę z również dobrze skaczącym Ritzerfeldem), w drugiej jednak było słabiej – 129,5 metra i spadek na miejsce ósme. W Ga-Pa miał więcej szczęścia niż rozumu – skok 112 metrów pozwolił w jedynej serii zająć 27. lokatę i zapunktować, ale zawdzięczał to niskiej klasie przeciwnika (Anisimov). W Innsbrucku też przeciętnie. Tym razem bez problemów wygrał z Damjanem, ale niezbyt imponujące odległości (119 i 114,5 metra) dały mu dziewiętnaste miejsce. Na pożegnanie Turnieju skokami 126 metrów (przeciwnik w serii KO – Nikolay Karpenko) i 131,5 metra zajął czternaste miejsce. W Turnieju ogółem Austriak był jedenasty, zaś w PŚ na tym etapie – dwunasty.

Po Turnieju dobrze wypadł w Vikersund – jako specjalista od lotów skokami 177 i 203,5 metra zamknął pierwszą dziesiątkę. Warto dodać, iż po pierwszej serii był siedemnasty, ale w drugiej osiągnął drugi rezultat. W Zakopanem w złych warunkach był czterdziesty drugi. W PŚ był w tym momencie jedenasty, ale do MŚ już nie skakał, więc na nie jechał jako zawodnik numer piętnaście.
W Sapporo miał pecha. Na skoczni dużej zajął dobre, dziewiąte miejsce, ale Pointner nie wystawił go w drużynie, więc ominęło go złoto. Na pocieszenie został mu PŚ.

A tam zrazu skakał niezbyt dobrze. W Lahti 121,5 i 116 metrów dały mu trzynaste miejsce. Wypadł wtedy poza "15" PŚ. W Kuopio było jeszcze gorzej – 111,5 i 109 metrów wystarczyły na zamknięcie drugiej dziesiątki. W PŚ spadł już na miejsce siedemnaste. W Oslo było katastrofalnie – trzydziesta piąta pozycja – i kolejny spadek w PŚ o jedno oczko. Dzień później w konkursie niezbyt obiektywnym Koch skoczył znakomicie jak na owe warunki – 115 metrów sprawiło, iż przegrał tylko z Ammannem – wrócił przez to na piętnaste miejsce w rankingu. W Planicy Koch skakał jak z nut. W skoki 203,5 i 204,5 metra wystarczyły na miejsce piąte, za to w PŚ awansował o jedno miejsce. W ostatnich dwóch konkursach był dwa razy trzeci. W pierwszym prowadził po pierwszej serii – 215,5 metra, w drugiej skoczył jednak cztery metry krócej. Na dwunaste miejsce w PŚ awansował dzięki następnym zawodom – tam w jedynej serii osiągnął 216,5 metra.

W sumie więc – sezon bardzo dobry. Następny pewnie będzie podobny (dobrą formę zasygnalizował już w LGP w Zakopanem), ale… no właśnie nie dołożył do złota olimpijskiego w drużynie medalu Mistrzostw Świata, więc może mówić o pewnym niedosycie.