Dużo w ostatnich latach pisano o Polskim Związku Narciarskim, o oczekiwaniach, zawiedzionych nadziejach, o kadrze kobiet (a właściwie jej braku), o przestarzałych i zużytych skoczniach, o braku właściwego zaplecza sportowego, o zbyt małych nakładach finansowych na młodzież etc. Kłopoty związane z budową skoczni w Wiśle-Malince, w Szczyrku obciążały - w oczach czytelników - właśnie PZN. Jak jest naprawdę, czy rzeczywiście główne baty należą się tej organizacji?
Przede wszystkim należy na początku powiedzieć, że PZN to nie tylko skoki. To jeszcze biegi narciarskie, kombinacja norweska, narciarstwo alpejskie. Oczywiście do zadań tego stowarzyszenia należy m.in. szkolenie zawodników, a co za tym idzie - zapewnienie także pomocy materialnej przede wszystkim dla kadr narodowych. Z tego obowiązku PZN wywiązuje się dobrze - nasi kadrowicze otrzymują stypendia sportowe, w wysokości zależnej od osiągnięć. Jeśli chodzi o skocznie to powinnością związku jest jedynie wnioskowanie i nadzorowanie projektowania i budowania obiektów narciarskich. Wiele jednak w tym względzie zależy od Ministerstwa Sportu i Centralnego Ośrodka Sportu, który zawiaduje wieloma ośrodkami w Polsce. Misją COSu jest "zapewnienie profesjonalnego, pełnego zaplecza treningowego w przygotowaniach polskich sportowców szczebla kwalifikowanego, młodzieżowego i paraolimpijskiego". COS jest dotowany z budżetu państwa, podlega Ministerstwu Sportu. I tu zaczynają się przysłowiowe schody. Co może zrobić PZN bez poparcia COS, a tym samym Ministerstwa? Na czym ma polegać np. nadzorowanie budowy skoczni, skoro nie jest władny ani ogłosi przetargu, ani wskazać wykonawcy, ani wyłożyć na to pieniędzy?

Samo tupanie to stanowczo za mało! COS zorganizował np. konkurs na opracowanie koncepcji budowy i modernizacji skoczni K-95 Skalite, konkurs został rozstrzygnięty, nagroda wręczona (firma Albis Biuro Projektowe - Bielsko Biała), a porządnej skoczni jak nie było, tak nie ma. Jak się do tego ma nadzorowanie przez PZN? Wydaje się, że są to jedynie papierowe uprawnienia, a PZN w tym całym układzie jest jedynie chłopcem do bicia. Może szansą są różne międzynarodowe imprezy, które wymagają sprężenia się, wyłożenia pieniędzy i pokazania, że jednak w Polsce można coć zorganizować.

Zakopane kandyduje do bycia gospodarzem Narciarskich Mistrzostw Świata FIS w konkurencjach klasycznych, jakie mają się odbyć w 2013 roku. Tuż przed zakopiańską edycją LGP, Walter Hofer, dyrektor Pucharu Świata w skokach narciarskich i sekretarz generalna FIS Sarah Lewis, razem z pozostałymi członkami delegacji Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, wizytowali wszystkie obiekty, które mogłyby służyć do organizacji mistrzostw. W środę 22 sierpnia odbyła się konferencja, w której stronę polską reprezentowali m.in. prezes PZN Apoloniusz Tajner, dyrektor COS Rafał Jóźwiak, burmistrz Zakopanego Janusz Majcher. Aby możliwe było zorganizowanie takiej imprezy jak Mistrzostwa Świata, trzeba zmodernizować i skocznie i inne obiekty (np. bazę hotelową). Na decyzję w sprawie przyznania organizacji MŚ trzeba będzie poczekćc do maja 2008. Może dzięki temu doczekamy się zmian w Zakopanem (na warunki hotelowe narzekali zawodnicy podczas LGP). Czy starania Apoloniusza Tajnera odniosą jakiś skutek, czy też Zakopane podzieli los Szczyrku i Wisły?

Podobno ryba psuje się od głowy. Głowa w tym przypadku jest w Warszawie. Nie jest tak, że PZN nie widzi bolączek nękających polskie skoki (PZN to w tym przypadku nie Polski Związek Niewidomych), nie znaczy też, że nie chce i nie czyni niczego w kierunku poprawy sytuacji. Dopóki w Ministerstwie i COSie nie będzie zdecydowanych działań, dopóty na forach internetowych czytelnicy będą wylewać żółć, PZN będzie chłopcem do bicia, buforem, o który rozbijać się będą gromy, działacze będą bezradnie rozkładać ręce, a zawodnicy "piłować" formę na rozwalających się skoczniach...