Roar Ljoekelsoey to bez wątpienia jeden z najlepszych skoczków ostatnich kilku lat. Niezaprzeczalne sukcesy w PŚ i na (wszystkich) wielkich imprezach przyszły późno, ale z nawiązką wynagrodziły Norwegowi lata niepowodzeń. Sezon 2006/07 był może i słabszy niż poprzednie, ale z całą pewnością jego obecność była silnie zaznaczona w minionym sezonie.
14. Roar Ljoekelsoey (Norwegia) – 474 punkty (15/-10) / 31.05.1976

Początek sezonu Ljoekelsoey miał wręcz beznadziejny. Jeszcze 71 metrów i sześćdziesiątą piątą pozycję w Kuusamo można było tłumaczyć warunkami, tego co wyczyniał w Lillehammer już nie. Do pierwszego konkursu nawet się nie zakwalifikował (!), w drugim 121,5 metra dało mu tylko czterdzieste drugie miejsce. Pierwsze punkty zdobył dopiero w Engelbergu. W pierwszym konkursie ledwo (bo na 30. pozycji) skokiem 122 metry awansował do drugiej serii, w drugiej skoczył 119, ale awansował o trzy pozycje. Dzień później było lepiej, ale nie na przykład o wiele lepiej. 122,5 metra w pierwszej dawało mu dwudziestą czwartą pozycję, poprawił się dość znacznie w drugiej (127 i siedemnaste miejsce). Przed Turniejem był zaledwie trzydziesty ósmy w PŚ.

Turniej nie przyniósł bardzo wyraźnej poprawy. W Oberstdorfie w pierwszej serii wygrał ze Stochem (128 metrów) i był czternasty, w drugiej spadł na szesnaste skokiem siedem metrów krótszych. W Garmisch-Partenkirchen 113,5 metra nie pozwoliło na pokonanie Kornilova – skończyło się na miejscu trzydziestym trzecim. W Innsbrucku również przegrał swoją parę (z Widhoelzlem), ale 119 metrów pozwoliło do awansu jako Lucky Loser – i to na szesnastym miejscu. Niestety, Roar kompletnie zawalił drugi skok (111 metrów) i skończyło się na pozycji dwudziestej siódmej. W Bischofshofen powtórzył wynik z Oberstdorfu. 125,5 metra (i wygrana z Kranjcem) i 128,5 pozwoliły mu na to. W Turnieju był siedemnasty, w PŚ awansował na pozycję dwudziestą piątą.

Coś Ljoekelsoeyowi wybitnie nie podchodziły konkursy w Norwegii. W lotach w Vikersund skoczył zaledwie 140 metrów – wygrał tylko z Vaculikiem i Karaulovem zajmując 40. miejsce. Za to w Zakopanem osiągnął wynik sezonu. Fakt, warunki były fatalne, ale podium musiał ktoś obsadzić – Ljoekelsoey skoczył 133,5 metra i przegrał tylko ze "znakomitym" Urbancem. Wynik ten jednak dał mu sporo wiary w siebie i pozwolił chwycić wiatr w żagle. Widać to było już w Oberstdorfie – w pierwszym konkursie był dziesiąty (119,5 i 134 metry), w drugim dwunasty (123 i 125). W Titisee-Neustadt w pierwszym dniu był dwudziesty ósmy, ale… po pierwszej serii był trzeci (136,5 metra), w drugiej został zdyskwalifikowany. W drugim konkursie obyło się bez dyskwalifikacji – skoki 123 i 124,5 metra dały mu jedenaste miejsce. W Willingen tuż przed MŚ był szósty – 136 metrów w pierwszej serii pozwalały na 10. miejsce, ale poprawił się o trzy metry. W drużynie – drugi. W PŚ awansował na czternaste miejsce.

W Sapporo Norweg był znów sobą – na K120 123 metry w pierwszej dawało trzecie miejsce, którego nie poprawił ani nie pogorszył skokiem 135 metrów. W drużynie – pewny punkt srebrnych medalistów. Na K90 – trochę mniej szczęścia – 94,5 i 92,5 dały mu miejsce tuż za podium (fakt, że to tuż to osiem punktów starty). Warto dodać, iż Ljoekelsoey jest jednym z dwóch – obok Morgensterna – aktualnych, indywidualnych medalistów MŚ, MŚ w Lotach i ZIO.

Po MŚ nie zwalniał. W Lahti miejsce czwarte (121,5 i 122,5), w Kuopio szóste (113,5 i 118,5 – po pierwszej serii ledwie dziesiąty). W Norwegii w Oslo znów fatalnie – w pierwszym konkursie 106,5 metra i 36. lokata, dzień później znów w "10" – w beznadziejnym konkursie 108 metrów wystarczyło na ósme miejsce. Ljoekelsoey jako dwukrotny (i aktualny) Mistrz Świata w Lotach dobrze wypadł też w finałowych konkursach w Planicy. W pierwszy dzień 199,5 i 196 metrów pozwoliły zająć dziewiątą lokatę – tymczasowo spadł w PŚ na piętnaste miejsce. Dzień później po pierwszej serii (211,5 metra) był drugi, spadł jednak tuz poza podium (209 metrów). Na czternaste miejsce w PŚ powrócił w ostatnim konkursie sezonu – jedna seria, 206 metrów i dziesiąta pozycja.

Co by nie powiedzieć – nawet słabszy sezon dla Ljoekelsoeya jest czymś obiektywnie udanym. Ciężko jednak cokolwiek przewidywać. Roar ma już 31 lat i piętnaście sezonów z punktami za sobą (tyle samo co Goldberger i Ahonen, mniej niż Cecon, Kasai i Hoellwarth). Na pewno wystartuje w PŚ 2007/08 i – być może – odegra w nim znowu czołową rolę. Na pewno walczyć będzie o trzeci tytuł MŚ w Lotach. Wszystko to może mu się udać.