Szwajcarskie Einsiedeln. Dwa lata temu oddano tu kompleks nowo wybudowanych skoczni. W czasie Letniej Grand Prix odbyła się wówczas uroczystość poświęcenia obiektu przez księdza z tutejszej bazyliki. Potem przy wielkim skupieniu licznie zebranej publiczności, na środku murawy, muzyk odegrał na trąbce specjalnie skomponowany na tę okazję hymn skoczni. Od tego czasu grany jest zwycięzcom na Einsiedelnschanze. W ubiegłym roku CD z hymnem i dedykacją od Andreasa Kuettela i Simona Ammanna otrzymał Klimek Murańka. W zeszłorocznych zmaganiach młodziutkich skoczków Klimek najlepiej punktował i był zwycięzcą w klasyfikacji generalnej. Tak jak rok temu i tym razem w Einsiedeln - obok zawodów w ramach Letniej Grand Prix - miały miejsce kolejne zmagania skoczków do lat 14, którzy w międzynarodowym gronie mogli sprawdzić swoje umiejętności. To przecież właśnie spośród tych sportowców rekrutować się będą uczestnicy zapowiadanych Igrzysk Olimpijskich dla młodzieży. Nasze nadzieje to przede wszystkim Klimek Murańka z Zakopanego i Olek Zniszczoł z Wisły. Na sobotnich zawodach znów nasi pokazali klasę. Każdy skok Klimka i Olka spotykał się z aplauzem licznie zgromadzonej publiczności i okrzykami "Chip & Dale sind geil!!!" Najwyższe podium dla Klimka , 4 miejsce Tomka Byrta i 5 Olka Zniszczoła wywołało podziw na twarzy Berniego Schoedlera, dawnego trenera kadry szwajcarskiej , a obecnie trenera młodych skoczków, którzy w tych zawodach występowali w roli przedskoczków.
Organizatorzy, którzy za wszelką cenę chcieli zarobić na skokach i podreperować mocno dziurawy budżet Szwajcarskiego Związku, nie odpuścili jeśli chodzi o skoki dzieci i wstęp na zawody najmłodszych w tym roku nie był gratisowy (wstęp 20 CHF). Mimo to zmagania dzieci oglądało sporo osób. Co ciekawe, młodzi skoczkowie mają już swoich fanów. "Jesteś z Polski? Ja najbardziej kibicuję Polakom!" - powiedziała mi 14-letnia Jasmine. "My, Szwajcarzy, mamy swój dorosły wiewiórczy team, a wy Polacy macie młody wiewiórczy team. Tylko, że nasze wiewiórki (Andi i Simi) są już raczej stare, maja nawet zmarszczki, a wasze są fajniejsze. Dlatego ja i moja koleżanka Marlene kibicujemy Chip & Dale" - śmieje się sympatyczna Szwajcarka. "A Chip & Dale to wasz Klimek Murańka i Alex Zniszczoł. Uśmiechają się miło i mają takie fajne ząbki. Są cool !!! Chip & Dale sind geil!" - woła. "Mój tata jest fotografem sportowym i zrobił im zdjęcia. Zrobi mi powiększenia i powieszę je sobie w swoim pokoju. Tata mówi, że Polki to najładniejsze kobiety na świecie, a ja myślę, że chłopcy też. No i macie jeszcze fajnego Katze. Kot też jest cool. Wszyscy w Szwajcarii mówią na niego Katze. Fajny chłopak, fajny skoczek i fajne nazwisko. Za to nazwisko Alexa jest strasznie trudne …Źnijściol…Ale nauczę się je wymawiać!" - zapewnia młoda fanka.

A co na to chłopcy? Miło im było, że wzbudzali takie zainteresowanie. Do entuzjazmu dziewczyn mieli rozsądne podejście - chętnie pozowali do zdjęć, ale przede wszystkim byli zajęci skakaniem, smarowaniem nart, pilnowaniem czasu startu. Jak życie pokazało, musieli też pilnować swoich smarów…

Dobre smary są kosztownym i łakomym kąskiem dla skoczka. Przekonał się o tym Klimek Murańka, któremu pewien młody zawodnik ze Szwajcarii "podprowadził" kostkę smarów. Szwajcar schował ją w kieszeni spodni. Na szczęście Klimek zauważył ten manewr sportowca. Szwajcar jednak nie reagował na uwagi naszego młodziutkiego mistrza i udawał, że nie wie o co chodzi. Dopiero zdecydowana interwencja dorosłych doprowadziła do odzyskania kostki. Miało to duże znaczenie, bo smarowanie nart przed decydującym skokiem mogło zaważyć na ostatecznym wyniku. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i najwyższe podium należało do Polaka.

Młodzi skoczkowie w Einsiedeln byli pod wspaniałą opieką i czujnym okiem trenera Józefa Jarząbka i Edwarda Przybyły- cenionego sędziego FIS. Często się zdarza, ze sędziowie aktywnie włączają się do pracy z dziećmi (np. szwajcarski sędzia Ernst Bosch). Rzadko jednak widzi się aż tak wielkie zaangażowanie jak u naszego sędziego Edwarda Przybyły. Miło było nam słyszeć opinie Szwajcarów kierowane pod jego adresem - "Wspaniały fachowiec, niezwykle sprawiedliwy sędzia, który ocenia kierując się tylko faktyczną wartością skoku, a nie sugerujący się nazwiskiem zawodnika. U niego nie przejdzie żadne cyganienie, żadne markowanie telemarku. Potrafi wyłapać wszystkie błędy. Ten człowiek po prostu czuje ten sport". Tu aż się prosi napisanie uwagi do komentarza red. Chruścickigo z Eurosportu, który zarzucał Edwardowi Przybyle zaniżanie punktacji Austriakom na zawodach w Pragelato. Punktacja obejmuje przecież nie tylko uzyskaną odległość, ale też wszystkie elementy skoku od startu po wylądowanie. "Na tegorocznym czerwcowym szkoleniu dla sędziów FIS w Ga-Pa specjalnie zwracano nam uwagę, aby przy sędziowaniu uwzględniać wszystkie elementy skoku. Nie można dawać punktów za nazwisko. Jeśli ktoś markuje telemark (jak często zdarza się to Ammanowi), to powinno to mieć odbicie w punktacji. Także lądowanie z przysiadem nie może być nagrodzone dlatego tylko, że skok był daleki, a zawodnik z czołówki.

Zawodnik musi podjąć decyzję: czy ryzykować bardzo daleki skok i niepewne lądowanie, czy nieco bliższą odległość i lądowanie idealne. Wszystko to będzie miało wpływ na ocenę skoku" - wyjaśnia sędzia Przybyła. My do tej laurki wystawionej mu przez Szwajcarów możemy jeszcze dorzucić: wspaniały opiekun młodych sportowców, bezinteresowny pasjonat, człowiek wymagający i jednocześnie mający świetny kontakt z młodzieżą. Czuwał nie tylko nad smarowaniem nart, nie tylko udzielał fachowych wskazówek. Pełnił też rolę psychologa - potrafił skutecznie zmobilizować do walki Olka Zniszczoła, gdy ten już nie widział szans na dobre miejsce po pierwszej serii skoków. Mając tak zdolną młodzież i tak wspaniałych trenerów i opiekunów wydawać się może , że Polska to raj dla skoków narciarskich. Niestety nie jest tak różowo. Jeśli sportowcy nie mają w czasie takiego wyjazdu zapewnionych ciepłych posiłków, jeśli opiekunowie i trenerzy z własnej kieszeni dokładają do wyżywienia, jeśli zawodnicy nie maja odpowiednich strojów sportowych, jeśli trenerzy pracują latami za darmo itd., to mimo wszystko utrzymanie się młodzieży w czołówce światowej jest trudnym orzechem do zgryzienia… No, ale od czego mamy wiewiórczy team?