Kolejna część, kolejny weteran, kolejny Martin. Schmitt może nie ma doświadczenia Hoellwartha, nie ma medali olimpijskich indywidualnie, za to legitymuje się dwukrotnym mistrzostwem świata, dwukrotnym zwycięstwem w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i dwudziestoma ośmioma zwycięstwami w zawodach PŚ (więcej mają tylko Nykaenen, Małysz, Weissflog i Ahonen). W sumie, więc przewyższa swojego starszego rywala zza południowej granicy osiągnięciami. W sezonie 2006/07 po ewidentnie słabszym okresie wraca do dobrej formy.
17. Martin Schmitt (Niemcy) – 355 punktów (11/+22) / 29.01.1978

O małej reprezentatywności konkursu w Kuusamo pisałem już wiele i temat i tak jest niewyczerpany. "Messerschmitt" był w nim trzynasty (ex aequo z Hoellwarthem) osiągając 122,5 metra, ale przed nim znaleźli się m. in. Landert, Keituri, Hakola, Ulmer, Hula – skoczkowie klasy najwyżej średniej. Więcej mówił drugi konkurs – w Lillehammer, tam skoki 120,5 i 134 metry dały mu czternaste miejsce. Następne zawody to "wypadek przy pracy" – ledwie trzydziesta szósta pozycja po słabym, 123 metrowym skoku. W Engelbergu jednak znów nie było źle: w pierwszym dniu wyniki 126,5 i 126 metrów dały mu piętnastą pozycję, w drugim dwa razy po 128 metrów – dwunastą. Przed Turniejem Czterech Skoczni w Pucharze Świata Niemiec był szesnasty.

W Turnieju Martin był ongi dwa razy na trzeciej pozycji. Niemniej było to dość dawno. W minionym sezonie skakał nieźle – najlepiej od sezonu 2001/02. W Oberstdorfie w miarę równe skoki na 126 i 122 metry dały mu osiemnaste miejsce (w serii pierwszej pokonał Kranjca), w Ga-Pa w jednoseriowym konkursie pierwszy raz zmieścił się w sezonie w "10" – 122 metry pozwoliły mu pokonać Ipatova (który też skoczył bardzo ładnie) i wywalczyć ósmą pozycję. W Innsbrucku znów jego rywalem był Kranjec – i znów Schmitt okazał się od niego lepszy, 121 metrów i trzynaste miejsce po pierwszej serii, jednak gorszy drugi skok – 113,5 spowodował spadek na pozycję siedemnastą. W Bischofshofen w pierwszej serii dzięki rezultatowi 129 metrów w ładnym stylu pokonał Daiki Ito i zamykał pierwszą dziesiątkę. W drugiej pogorszył się o 4,5 metra i osiem miejsc. Suma sumarum – czternasta pozycja w Turnieju i dalej szesnasta w PŚ.

Loty w Vikersund Schmittowi nie wyszły – 157,5 metra (tylko!) i 36. miejsce. W Zakopanem w najgorszym, jeśli chodzi o poziom sportowy, konkursie PŚ jaki kiedykolwiek miał tam miejsce 129 metrów w jedynej serii warte były szóstego miejsca. W Pucharze Schmitt był wtedy na wysokim, trzynastym miejscu. Rodzime skocznie okazały się jednak dla niego nieprzychylne: o ile w pierwszym (a właściwie drugim licząc konkurs z 30.12) Oberstdorfie był dwudziesty po skokach na odległość 109 i 129 metrów, to w następnych dwóch konkursach (Oberstdorf i Titisee) nie przeszedł przez pierwszą serię (odpowiednio lokaty 32. i 41.) Niemniej w Titisee winien był za to przykry upadek – nie wiadomo było po nim, czy Martin wystąpi na MŚ (do Sapporo już się w PŚ nie pojawił spadając z piętnastego po pierwszym Titisee na siedemnaste miejsce). Jednak na nich wystąpił, gdyby go nie było, to w drużynie nastąpiła by chyba totalna kompromitacja, bo kto by wystąpił – Horlacher? Co nie oznacza, że Schmitt zanotował tam wartościowe rezultaty – indywidualnie był trzydziesty (po pierwszej serii skok 113 metrów dawał mu nawet osiemnastą pozycję, którą zaprzepaścił wynikiem 103 metry) i szesnasty (tu po pierwszej serii dzięki wynikowi 94,5 metra był szósty i miał dobrą pozycję do atakowania miejsca medalowego, niestety – 89,5 metra w drugiej sprawiło, że pozostało to w sferze marzeń).

Po Mistrzostwach Świata PŚ wróciło do Lahti, gdzie Schmitt zanotował swój najlepszy rezultat. 121,5 metra dawało mu szóstą pozycję, ale tym razem świetny drugi skok (124,5) pozwolił naszemu bohaterowi awansować na najniższy stopień podium! Ostatni raz udało mu się to trzynastego marca 2002 w Falun, gdzie przegrał z Mattim Hautamaekim, tak więc na powrót na "pudło" czekał pięć lat bez dwóch dni. W PŚ chwilowo awansował na miejsce szesnaste. W Kuopio jednak nie zdyskontował sukcesu – 118,5 w pierwszej serii dawało mu miejsce trzecie, ale 106 w drugiej zamieniło je na szesnaste. W Oslo w konkursie "normalnym" skoczył tyle samo ile w drugiej serii w Kuopio – równało się to pozycji nr 38. Dzień później znów był wysoko – 111 metrów i piąte miejsce – ale pamiętamy co to był za konkurs. Przed Planicą Schmitt ex aequo z Bardalem był szesnasty.

Mamuty jednak pozwoliły Norwegowi zostawić Schmitta z tyłu. W pierwszym (190,5 i 193,5) i trzecim (196,5) konkursie był Martin dwudziesty piąty, w drugim szesnasty (197,5 i 204 metry). W sumie więc nie najlepiej, nie najgorzej.

Czy można mieć nadzieje na powrót do formy światowej. Niekoniecznie, zwłaszcza że końcówkę sezonu Martin miał słabą. Pokazał jednak, że znów należy się z nim liczyć i tanio skóry nie sprzeda. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.