Martin Hoellwarth to prawdziwa historia skoków. Swoje pierwsze zwycięstwa odnosił i pierwsze medale olimpijskie zdobywał, gdy jego obecny kolega z drużyny (Schlierenzauer) był jeszcze w pieluchach (i to dosłownie, a nie w przenośni). Po bardzo słabym sezonie 2005/06 Hoellwarth w minionym cyklu znów skakał bardzo dobrze. Warto dodać, że po raz szesnasty jego nazwisko widnieje w tabeli pucharowej. Wraz z Kasaim zrównał się tym samym z Roberto Ceconem.
18. Martin Hoellwarth (Austria) – 284 punkty (16/+22) / 13.04.1974

Rozpoczął sezon nieźle, od trzynastego miejsca w Kuusamo za skok na 122,5 metra – jednak ten konkurs ciężko było traktować miarodajnie. Więcej mówił następny konkurs w Lillehammer – tam Martin osiągnąwszy 126 metrów w pierwszej był ósmy, poprawiwszy się o dziewięć metrów – piąty. Dla odmiany zupełnie nie wyszedł mu drugi konkurs – 123 metry i trzydzieste trzecie miejsce. W Engelbergu w pierwszej serii pierwszego konkursu był tuż za podium (130,5 metra), jednak słaby skok drugi (122,5) przesunął go na pozycję dwunastą. Dzień później mniej więcej równe skoki (124 i 126,5) pozwoliły uplasować się Hoellwarthowi na miejscu osiemnastym. W PŚ przed Turniejem 4 Skoczni doświadczony Austriak był dwunasty.

W Oberstdorfie udanie zainaugurował Turniej. W serii KO pokonał słabego J. Hautamaeki skokiem 127,5 metra i był na miejscu piętnastym. Poprawił się o dwie pozycje, choć skok zanotował o dwa metry krótszy. W Garmisch-Partenkirchen w jedynej serii wygrał znów ze starszym i słabszym z braci Hautamaeki – 114 metrów dało mu dwudziestą piątą lokatę. W całym Turnieju najlepszy start zanotował w Innsbrucku. Przegrał co prawda w serii pierwszej z Simonem Ammanem, niemniej skok 123 metry dawał mu siódmą pozycję. Ostatecznie zajął miejsce ósme (w drugim skoku pogorszył się o 4,5 metra). Na zakończenie Turnieju w serii KO pokonał wyjątkowo słabego tego dnia Stefana Hulę, ale nie zachwycił (skoki 125,5 i 125 metrów) zająwszy miejsce dwudzieste drugie. W całym Turnieju uplasował się na trzynastym miejscu takie samo zajmował w PŚ.

Hoellwarth lotów narciarskich nie lubi, więc w Vikersund nie oglądaliśmy go. W Zakopanem za to w fatalnych warunkach skoczył 91,5 metra i wyprzedził tylko Hulę (który skoczył, jak pamiętamy, 68). Po tym bardzo nieudanym konkursie karuzela pucharowa przeniosła się do Niemiec, gdzie w drużynie Austrii toczyła się ostra rywalizacja. W Oberstdorfie Martin skacząc 120,5 i 129 metrów w pierwszym konkursie zajął dobre, dwunaste miejsce. W drugim znów było całkiem nieźle – dziewiętnaste miejsce (114 i 126,5 metra – po pierwszej serii doświadczony Austriak był dopiero dwudziesty szósty). Nasz bohater obniżył jednak znacząco loty w Titisee-Neustadt. Pierwszy konkurs to słabiutki jak na ów dzień skok 118,5 metra i 36. pozycja. W drugim 117 i 124 metry dały mu miejsce dwudzieste drugie (i znów spory awans w drugiej serii – o sześć miejsc). W Klingenthal skacząc 129 i 131 metrów otwierał drugą dziesiątkę, ale w Willingen zawalił zupełnie drugi skok – po 135,5 w pierwszym był na obiecującym, dwunastym miejscu, w drugiej spadł na 21. pozycję (129,5 metra). Tym chyba przekreślił swoją szansę na udział w MŚ…

Przed MŚ w PŚ Hoellwarth był na szesnastym miejscu. Po nich pojawił się w zwycięskiej drużynie w Lahti. Tamże w konkursie indywidualnym dzięki skokom 120,5 i 119,5 metra skończył na ósmym miejscu. W Kuopio nie zaprezentował się z dobrej strony (109,5 i 103 metry – 27. miejsce), niemniej ogólnie wrócił po konkursach fińskich do pierwszej "15” i miałby nawet szansę się w niej utrzymać, ale…

No właśnie wybuchnął konflikt z Alexandrem Pointnerem. Swoją drogą zapewne ciężko Hoellwarthowi słuchać ex-kolegi w drużynie, który poziomem sportowym nie dorastał mu do pięt. Niemniej, krytyka poczynań trenera nigdy mile widziana nie była i Hoellwartha nie zobaczyliśmy do końca – w sumie udanego sezonu.
Czy pojawi się w sezonie następnym i zapunktuje siedemnasty sezon z rzędu. Nie wiadomo. Życzę mu tego, gdyż Hoellwarth zasłużył na ten rekord jak mało kto.