W moim podsumowaniu czas na pierwszą dwudziestkę, a ta – zgodnie z mym zwyczajem – omówiona zostanie bardzo szczegółowo. Otwiera ten cykl Tom Hilde – zawodnik, który jest kolejnym 'wielkim' odkryciem 'wielkiego' trenera. Co prawda jeszcze nie osiągnął tego poziomu, co Jacobsen, ale dwudziesta pozycja w PŚ nie wzięła się z przypadku. Przyjrzyjmy się jego startom.
20. Tom Hilde (Norwegia) – 281 punktów (2/+42) / 22.09.1987

Nie oglądaliśmy Hildego na starcie sezonu w Kuusamo. Pojawił się dopiero w Lillehammer. Tam jednak furrory nie zrobił. W pierwszym konkursie zajął szesnastą pozycję po skokach 120,5 i 128,5 (po pierwszej serii był trzynasty, ale lepszy o osiem metrów skoków był relatywnie gorszy), w drugim odległość 122,5 metra dała mu tylko trzydzieste ósme miejsce. Następnie skakał w CoC w Rovaniemi, gdzie w czterech konkursach nie odegrał wcale jakiejś pierwszoplanowej roli. Niemniej znalazł się w kadrze na Turniej Czterech Skoczni.

Tam dalej nie zachwycał: w Oberstdorfie przegrał parę z – ostatecznie ostatnim w serii finałowej – Koudelką (118 metrów dało Hildemu trzydzieste czwarte miejsce), w Ga-Pa dla odmiany słaby skok (111 metrów) pozwolił mu pokonać innego Czecha (Hajka) i osiągnąć miejsce dwudzieste ósme. W Innsbrucku o dwa miejsca niżej niż w Oberstdorfie (porażka z Vassilievem). Jedyny dobry start w Turnieju zanotował Hilde w Bischofshofen: wygrał w serii KO rywalizację z Damjanem i po dobrym skoku 127,5 metra był czternasty. Poprawił się o dwa metry i jedną pozycję w serii finałowej. W Turnieju był dwudziesty piąty, zaś w PŚ na tym etapie sezonu – zaledwie trzydziesty czwarty.

Pucharowa karuzela zawitała do Vikersund – tam Norweg skoczył 168,5 i 174,5 metra – niby tak sobie na mamucie, ale na 21. pozycję wystarczyło. Pierwszy znaczący rezultat osiągnął w sezonie w dramatycznym, w sensie jak najbardziej negatywnym, konkursie pod Wielką Krokwią – 132 metry w jedynej serii dały mu czwarte miejsce (najlepsze w sezonie i w karierze). W PŚ awansował na pozycję dwudziestą czwartą. Tydzień później zawody rozegrano w Oberstdorfie. W pierwszych skoki 110 i 124,5 metra pozwoliły zająć naszemu bohaterowi taką sobie – dwudziestą drugą lokatę. W drugich było znacznie lepiej: 125,5 to dziewiąte miejsce po pierwszej serii, którego nie poprawił i nie pogorszył serią drugą i skokiem 130 metrów. Pociągnęło to dalszy awans w PŚ (na 21. miejsce).

Młodzi skoczkowie mają to do siebie, że czasem niespodziewanie spuszczają z tonu. Widać to było po Hildem w Titisee-Neustadt i Klingenthal. W tej pierwszej miejscowości, w pierwszym konkursie miał – podobnie jak jego rodacy Bardal i Ljoekelsoey sporego pecha. Dwunaste miejsce po dobrym skoku w pierwszej serii (130 metrów) i dyskwalifikacja za kostium w drugiej, dały w ostateczności trzydzieste miejsce. W drugim jednak zupełnie nie zachwycił: skok 121,5 metra dawał mu piętnaste miejsce i dobrą pozycję wypadową, niemniej w drugiej serii rezultat metr gorsze zepchnął go na początek trzeciej dziesiątki. W Klingenthal było tragicznie: 114 metrów i czterdziesta piąta pozycja. Niemniej tuż przed MŚ znów z dobrej strony pokazał się w Willingen – dwunaste miejsce i bardzo duży awans względem pierwszej serii skokiem w drugiej na odległość 139 metrów (z 23. miejsca za skok 133 metry), w drużynie – pewne drugie miejsce. Przed MŚ zajmował już dwudzieste miejsce w PŚ.

Na MŚ indywidualnie nieźle: dwunasty na K120 skokami 111,5 i 128 metrów (znów awans w drugiej serii tym razem o dziewięć pozycji), dwudziesty pierwszy na K90 (91 i 88,5 metra). Za to w drużynie – pewny punkt srebrnej ekipy. Norwegowie po MŚ znów z Hildem w składzie zajęli trzeci raz w sezonie miejsce drugie, a sam Hilde… W Turnieju Nordyckim skakał średnio. Najlepiej w Lahti – szesnaste miejsce. Choć właśnie tam można mówić o olbrzymim zawodzie, bowiem po pierwszej serii Hilde skokiem 127,5 metra prowadził! W drugiej niczym Robert Mateja w 1999 w Zakopanem, czy – jeszcze bardziej drastyczny przykład – Reinhard Schwarzenberger w Iron Mountain rok później – spartaczył skok (tylko 107,5 metra!). Gorsze rezultaty mieli tylko Aaraas i Hlava, czyli nie ma się czym chwalić. Na pewno podziałało to deprymująco na młodego Norwega, bowiem w Kuopio słabe skoki (107 i 109,5) przyniosły mu miejsce dwudzieste drugie. Na Holmenkollen w pierwszym konkursie był osiemnasty (113 i 111,5 metra), zaś w drugim – loteryjnym – dwudziesty pierwszy (ledwie 102,5 metra, ale co tam się działo pamiętamy). Przed Planicą Hilde spadł na dwudzieste drugie miejsce w PŚ.

W Planicy znów było bardzo dobrze: w pierwszym konkursie skok 193,5 w pierwszej serii dawał mu osiemnaste miejsce, które poprawił o osiem skokiem 203,5 metra. W drugich zawodach znacznie słabiej: tym razem – nie pierwszy raz niestety – Hilde znów zawalił drugi skok (195,5 metra przy 210,5 w pierwszej) i zajął dwudziestą pierwszą pozycję. Przed ostatnim konkursem był w PŚ dwudziesty pierwszy, niemniej tracił jeden punkt do nieobecnego Jandy, a jak wiadomo tylko dwóch zawodników nie przechodziło pierwszej serii. Hilde w jedynej serii skoczył 210 metrów i zajął dziewiątą pozycję. Dwudzieste miejsce w PŚ trafiło do rozwojowego zawodnika całkowicie zasłużenie. W przyszłym sezonie – przepowiadam mu pierwszą "15".

PS. W poprzedniej części zapowiedziałem, że zbadam czy w historii PŚ ktoś mając wyższe miejsce niż dwudzieste piąte na koniec sezonu nie zmieścił się w żadnym konkursie w pierwszej "10”. Otóż wyższe nie, ale również 25. miejsce jak Ritzerfeld w minionym sezonie, nie mieszcząc się w "10" zajął w sezonie 2001/02 Primoz Peterka.

CDN