51. Turniej Czterech Skoczni dobiegł końca. W tegorocznych konkursach bohaterem był Janne Ahonen, aczkolwiek nie zawsze udawało mu się stanąć na podium. Jak na razie, zeszłorocznego, wielkiego triumfu Svena Hannawalda, nie powtórzył nawt Fin, który wykazywał się świetnym przygotowaniem zarówno fizycznym jak i psychicznym. 29 grudnia ubiegłego roku mieliśmy okazję podziwiać skoki oddawane przez zawodników na skoczni (K-115) w Oberstdorfie w Niemczech. Podobnie jak przed rokiem zwyciężył Sven Hannawald, drugie miejsce wywalczył Martin Hoellwarth, a na trzecim uplasował się Janne Ahonen. Adam Małysz był trzynasty, co wiele gazet skwitowało następnego dnia zamieszczając w działach sportowych nagłówki: "Stracone złudzenia?" (Życie Warszawy), czy "Adam skakał, inni lecieli" (Gazeta Wyborcza), podczas, gdy na pierwszych stronach królowały zdjęcia, cieszącego się z wywalczonego pierwszego miejsca, Svena Hannawalda.
W wywiadach Adam Małysz powtarzał, że jest na siebie zły i chce się zrewanżować.
Wszyscy oczekiwali wielkiego triumfu polskiego skoczka.
Pierwszego dnia Nowego Roku na skoczni (K-115) w Garmisch-Partenkirchen odbył się kolejny konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Tradycyjnie, Sven Hannawald nie wziął udziału w kwalifikacjach, w ślad za Niemcem podążył Adam Małysz, który skupił się na treningu. To okazało się niezwykle trafnym zagraniem taktycznym. Zacięta walka i żądza wygranej spowodowały upadki Petera Zonty, Noriakiego Kasai oraz Svena Hannawalda i "podpórki" przy lądowaniu Martina Hoellwarta i Janne Ahonena, który co prawda pociągnął skok aż do 129 metra, ale nie utrzymał równowagi podczas lądowania, przez co sędziowie znacznie obniżyli noty za styl.
Tym razem zwyciężył Primoż Peterka, który pierwsze miejsce wywalczył skacząc dwa razy po 123,5 metra. Skoki na odległość 121 i 123,5 m wystarczyły Adamowi Małyszowy, by zająć ex aequo z Andreasem Goldbergerem (121,5 i 123 m) drugie miejsce.
Cała Polska szalała ze szczęścia. Ufff, odetchnęliśmy z ulgą. Nasz najlepszy skoczek znowu pokazał reszcie zawodników, gdzie raki zimują. W powietrzu można było wyczuć respekt dla Polaka. Adam Małysz pokazał swoją formę, której, jak mówił, będzie musiał przypilnować. To był prawdziwy noworoczny prezent. Na pierwszych stronach gazet nagłówki krzyczały: "Uśmiech wrócił" (Gazeta Wyborcza), "Noworoczny oddech ulgi" (Rzeczpospolita), "Orzeł wzleciał, liderzy upadli" (Życie Warszawy).
Konkurs w Innsbrucku został rozegrany na skoczni Bergisel (K-120), 4 stycznia tego roku. Przed zawodami faworytami byli Ahonen, Hannawald i Małysz.
Najlepszy polski skoczek o miejsce na podium walczył w nowym, rewelacyjnym, według trenera Apoloniusza Tajnera, kombinezonie. Zajął szóste miejsce. Najwyraźniej "rewelacyjny" kombinezon niewiele pomógł, a może tak został skrojony, na szóste miejsce...
Pierwszy był Janne Ahonen, drugi Florian Liegl, a trzeci Martin Hoellwarth. Sven Hannawald wywalczył czwarte miejsce.
Ostatni konkurs TCS został rozegrany na skoczni (K-120) w Bischofshofen. Kwalifikacje dwukrotnie przerywano ze względu na warunki atmosferyczne. W końcu ich termin ustalono na 6 stycznia, czyli w dzień zawodów i zrezygnowano z systemu KO.
Warunki atmosferyczne sprzyjały zawodnikom, a tylko skoczkom startującym pod koniec pierwszej serii wiatr płatał figle.
Pierwsze miejsce wywalczył Bjorn Einar Romoren, na drugim uplasowali się ex aequo Sven Hannawald i Andreas Kofler.
Wielką klasę podczas pierwszej serii skoków w Bischofshofen pokazał szestnastoletni Thomas Morgenstern skacząc na odległość 132,5 m. Wyprzedził go tylko Florian Liegl lądując na 133,5 m. Dalej skoczył tylko Sigurd Pettersen, który jednak nie wyprzedził Austriaków otrzymując niższe noty za styl.
Janne Ahonen pokonał wszystkich rywali i wygrał 51 Turniej Czterech Skoczni. Drugą lokatę zdobył Sven Hannawald, a trzecią nasz wielki polski skoczek Adam Małysz. Tegoroczny Turniej Czterech Skoczni, to była prawdziwa walka. Tym razem o podium zmagało się trzech wspaniałych skoczków świata.
wszystko o Janne Ahonenie - triumfatorze 51. TCS >>