Coraz więcej słyszy się o problemach finansowych związków narciarskich różnych państw. Niedawno pisałam o Szwajcarach i ich wybawicielu - angielskim majorze, który swoim spadkiem podreperował ich budżet. Niestety, Włosi nie mieli tyle szczęścia. Włoskiemu Związkowi Narciarskiemu grozi upadłość.
Sporty zimowe we Włoszech nie są często obecne w mediach. Brak transmisji TV z zawodów powoduje, że trudno znaleźć poważnych sponsorów. Kluby i zawodnicy są niedofinansowani. Natychmiast przekłada się to na wyniki. Nikt nie chce wkładać pieniędzy w dyscyplinę, która nie cieszy się popularnością. Koło się zamyka.

Zadłużenie Włoskiego Związku Narciarskiego sięga już ponad 7 mln euro. Jeśli nie nadejdzie pomoc ze strony państwa, może zostać ogłoszona upadłość. Co zrobi minister sportu Giovanna Melandri? Tego nikt jeszcze nie wie. Sytuacją zaniepokojony jest już nawet CONI (Włoski Komitet Olimpijski). W innych państwach są czynione plany, które w dalszej perspektywie mogą na kolejnej olimpiadzie przynieść sukcesy. Włosi nie są w stanie myśleć o odmładzaniu kadr, o juniorach, bo brak jest chętnych do trenowania tych dyscyplin.

Czy znajdzie się jakieś lekarstwo na odrodzenie zimowych dyscyplin we Włoszech?