Od pewnego czasu w środowisku skoków narciarskich krąży smutna wiadomość. Reinhard Hess, znany i lubiany trener niemiecki, człowiek, który doprowadził swoją drużynę do złotego medalu na olimpiadzie w Salt Lake City, człowiek, któremu Martn Schmitt i Sven Hannawald zawdzięczają wspaniałą karierę, jest bardzo chory. Od stycznia 2006 roku zna diagnozę, diagnozę najgorszą z możliwych - zaawansowane, nieoperowalne już stadium raka trzustki...
Mimo beznadziejnej walki o życie Reinhard Hess nie poddaje się. "Nie należę do tych co odpuszczają póki jest jeszcze jakaś szansa istnienia. W każdą środę chodzę na chemioterapię" - opowiada trener - legenda. Lekarze nie ukrywają przed nim stopnia zaawansowania choroby. Sam Hess został zaskoczony diagnozą "Nigdy nie chorowałem, dlatego diagnoza ta spadła na mnie jak grom z jasnego nieba".

Rak zwany jest chorobą trosk, zmartwień, zgryzoty. "Może w tym coś jest..." - mówi Hess. "Stosunki w Niemieckim Związku Narciarskim były dla mnie bardzo stresujące. Jestem rozczarowany, tyle mogę powiedzieć... Ze skokami miałem do czynienia 40 lat. Tego się nie da wymazać z serca. Wciąż jestem zafascynowany tym sportem. Obojętnie, czy oglądam konkursy w TV, czy na żywo. Podczas lotów w Planicy zawsze mam gęsią skórkę... Mam kontakt z młodą kadrą, ale starsi zawodnicy, ci z czołówki, nie mają ze mną prawie żadnego kontaktu. Tylko niektórzy czasem się odzywają. Czuję się zapomniany..." - skarzy się Hess.

Mimo wielkiego smutku walczy z chorobą. "Poddanie się nie leży w moim charakterze. Chcę i muszę jeszcze żyć. Chcę sporo czasu spędzić z moimi wnuczkami. Cieszy mnie jeszcze sport. Może uda mi się pojechać na LGP do Hinterzarten..." Mamy nadzieję, że te marzenia wielkiego trenera spełnią się...