Nie od dzisiaj wiadomo, że wiele czynników - niezależnych od zawodnika - wpływa znacząco na długość skoku. Jednym z nich jest prędkość najazdowa. Osiągane przyspieszenie w konkretny sposób przekłada się na uzyskiwane odległości. Istotną sprawą jest więc smarowanie nart, stosowanie odpowiednich preparatów i fachowość serwismena.
Adam Małysz prawie zawsze miał problemy z uzyskiwaniem prędkości na rozbiegu. Świadczy to o tym, że nie miał odpowiedniej klasy fachowca opiekującego się jego sprzętem. Jak podaje "Dziennik Zachodni" Polski Związek Narciarski podpisał umowy z zagranicznymi serwismenami, ale to dotyczy innych dyscyplin zimowych. Justynie Kowalczyk będzie pomagał Szwed Ulf Olsson, a Katarzynie Karasińskiej Austriak Engelberg Sacherl. Po zrezygnowaniu z usług polskiego serwismena Krzysztofa Janika (krytykowanego za przygotowanie nart w Sapporo) opiekę nad sprzętem Małysza przejęli przedstawiciele Fischera. Jak będzie w kolejnym sezonie?

"Trenerzy dostali wolną rękę w tej kwestii. Być może zdecydują się właśnie na współpracę z fabrycznym serwisem Fishera" - poinformował sekretarz PZN. Obserwując różne ruchy w różnych ekipach przed kolejnym sezonem, łatwo zauważyć, że także specjaliści od przygotowania sprzętu są pod lupą. Szwajcarzy zatrudniając austriackiego trenera, na życzenie nowozatrudnionego przyjęli także austriackiego serwismena. Roger Kamber, dotychczasowy serwismen Szwajcarów, odszedł razem z Berni Schoedlerem. Może to właśnie on byłby doskonałym nabytkiem polskiej ekipy? Serwismenem nie może być każdy. To powinna być osoba, która potrafi doskonale wykorzystać swój talent i doświadczenie w tym zakresie. Czy przedstawiciele Fischera mają rzeczywiście takich doświadczonych ludzi do smarowania nart? Gdyby Małysz pracował z najlepszym trenerem (jakim jest niewątpliwie Hannu Lepistoe), świetnym serwismenem (Kamber?), to przy swoim talencie i atomowym wybiciu zaanektowałby do końca swej kariery najwyższe miejsce na podium...