Czechy zdecydowały się na powołanie już w pełni oficjalnej drużyny narodowej kobiet w perspektywie pierwszych Mistrzostw Świata z żeńskim konkursem skoków, które za dwa lata odbędą się w Libercu. Trenerem kadry został oczywiście Pavel Mikeska, skład podstawowy tworzą Vladěna Pustkova i Michaela Doleželova (obie Sokol Kozlovice), kadra juniorek to Lucie Mikova (Ješted Liberec) i Johanka Špačkova (TJ Frenštat pod Radhoštěm). Cele na sezon są jasno określone: trójka najlepszych dziewcząt ma wystartować w letnich zawodach Pucharu Kontynentalnego w Niemczech i Austrii, dwie - w zawodach w USA (przełom sierpnia i września), grudniowym "Turnieju Skandynawskim" pań (Norwegia i po raz pierwszy w COC kobiet Finlandia) oraz w kończących sezon zawodach w Japonii. Cała czwórka powinna wziąć udział w organizowanych przecież przez Polskę Mistrzostwach Świata Juniorów, w których programie już po raz trzeci znajdą się skoki kobiet.
Istotne jest, że na kadrze narodowej nie kończy się promocja skoków kobiet w Republice Czeskiej. W całym kraju trenuje jeszcze 11 dziewczynek, głównie w wieku 9-10 lat. Opiekuje się nimi Jitka Zemanova, która pierwotnie została trenerką, bo jej syn postanowił trenować skoki - później jednak "weszła" w skoki kobiet dzięki temu, że całkiem liczna grupka dziewcząt trenuje w Desnie, gdzie pani Zemanova pracuje. Trenerek skoków jest na razie bardzo niewiele - poza Zemanovą m.in. Margit Uhrmann (siostra Michaela Uhrmanna) w Niemczech i Blair Tomten (była zawodniczka) w USA. Posiadanie kobiety jako opiekunki drużyny może dawać specyficzne korzyści - to przede wszystkim łagodnie feministyczny duch kobiecej solidarności, żywy dowód, że zdolna i uparta kobieta może wiele osiągnąć także w sferach, które jeszcze niedawno uchodziły za zarezerwowane dla mężczyzn.

Pod koniec maja Czeszki mają wziąć udział w zawodach Waidla-Wirthe Nachwuchs Cup w Breitenbergu (gdzie zresztą pracuje Margit Uhrmann) - oprócz kadry także młodsza grupa. Mniejsze dziewczynki będą rywalizować na K-15, młodziczki/juniorki na K-35 - jednak przynajmniej niektóre wśród tych starszych mają także trenować na skoczni K-75. Dla Lucii Mikovej i prawdopodobnie dla Johanki Špačkovej będzie to pierwszy kontakt ze skocznią normalną.

Jako że Czechy są naszym sąsiadem i porównania nasuwają się same z siebie, teraz nastąpi komentarz z gatunku "Słoń a sprawa polska". Wbrew temu wstępowi - poważny. Fragment ten adresowany jest przede wszystkim do przedstawicieli Polskiego Związku Narciarskiego, którzy mogą czytać tę wiadomość.

Skoki kobiet jako konkurencja oficjalnie uznana nie mają jeszcze długiej historii. Z tego powodu w ramach promocji tego sportu stosuje się niekiedy metody, które można porównać do strategii "dyskryminacji pozytywnej" albo "akcji afirmatywnej" - powoływanie przez związek narciarski grup treningowych albo kadry na etapie, kiedy wyniki są jeszcze dość słabe. Taka strategia przynosi efekty - najlepszym dowodem Włochy, które pięć lat temu zaczęły budować drużynę dziewczęcą od podstaw. Dziś Włoszka jest aktualną mistrzynią świata juniorek w skokach narciarskich. Także te kraje, które przyjmują tradycyjną strategię budowania drużyny narodowej, analogiczną do kadry męskiej (tylko najlepsze zawodniczki) - uzupełniają ją o promocję skoków dziewcząt na poziomie podstawowym, by zapewnić stały dopływ dobrze wyszkolonych zawodniczek i - w przyszłości - następczynie obecnych kadrowiczek. Klasyczny przykład takiej strategii to Norwegia. Kraje, które zaniedbały ukierunkowaną na dziewczęta pracę z zapleczem, jak Austria czy Finlandia, obecnie zaczynają się wycofywać z takiej polityki.

W tym tygodniu byłam na zawodach dziecięcych w Gilowicach i Goleszowie i miałam okazję rozmawiać z panem Apoloniuszem Tajnerem. Niestety dostrzegam w postępowaniu PZN grę na zwłokę, która może mieć głęboko negatywne skutki. Brakiem wsparcia "zlikwidowano" już wcześniej tworzącą się drużynę z Wisły. Wydaje się, że najstarsze zawodniczki z Zakopanego, Joanna Gawron i Gabriela Buńda, są na tyle zaangażowane, że nie dadzą się zniechęcić. Jednak brak wsparcia PZN może spowodować, że nie będą w stanie rozwinąć swoich umiejętności i na zawsze pozostaną na poziomie zawodniczek dobrych w skali krajowej, bardzo przeciętnych w konkursach międzynarodowych.

W tym momencie nie mówi się już, że zawodniczek jest za mało, obiecuje się raczej, że gdy tylko osiągną wyższy poziom... Wg PZN na razie ten poziom jest za niski, by ustanowić jakiekolwiek wsparcie na poziomie wyższym niż klubowy. Chciałabym w takim razie przypomnieć, że członkini drużyny narodowej Republiki Czeskiej, Michaela Doleželova, nie zdobyła w ubiegłym sezonie ani jednego punktu Pucharu Kontynentalnego. I nie piszę tego, aby umniejszyć wyniki Mišy - ona też jest bardzo młodą zawodniczką i nie dorównuje starszym ani doświadczeniem, ani po prostu siłą fizyczną - tylko aby pokazać problem w odpowiednim kontekście. Jesienią Johankę Špačkovą, obecnie członkinię czeskiej kadry juniorskiej, wyprzedzały dwie nasze zawodniczki. To jest właśnie odpowiedni kontekst dla wyników naszych zawodniczek. Jeżeli Doleželova, Špačkova i Mikova zasługują na wsparcie krajowego związku narciarskiego, zasługują na nie także Asia Gawron i Gabrysia Buńda. My też organizujemy sporą imprezę, w której te dziewczynki wystartują. I obawiam się słabych wyników, bo już zmarnowaliśmy czas, który można było poświęcić na przygotowania.

Nasze dziewczyny mają na razie bardzo niewielkie doświadczenie. Prezes klubu Olimpia Goleszów, wręczając Asi Gawron puchar za zwycięstwo w kategorii dziewcząt, mówił, że zapewne te zawodniczki "kiedyś będą reprezentować Polskę na międzynarodowych zawodach". One już Polskę reprezentowały, i to w Pucharze Kontynentalnym! Czy zawody kobiet mają w oczach naszych działaczy rangę ligi trampkarzy juniorów? Czy bardzo dalekie skoki na małych skoczniach nie wskazują na talent tych dziewczyn? Czy można zdobyć doświadczenie ze skoczniami średnimi i normalnymi, skacząc tylko na dwóch, bo brakuje pieniędzy na wyjazdy na zawody międzynarodowe?

Polska ma wieloletnie opóźnienie w skokach kobiet, które sprawia, że nawet osobna kategoria dziewcząt w konkursach nie wydaje się dla PZN oczywista. Być może kilka lat temu można było mówić, że wobec braku zainteresowania można nie podejmować jeszcze żadnych działań, tylko ja, radykałka, chciałam to zainteresowanie od podstaw stworzyć (i, pozbawiona wsparcia instytucjonalnego - poniosłam porażkę). Teraz mamy już zawodniczki, które być może stoją u progu owocnej kariery sportowej i oczekują wsparcia. Sam klub nie ma środków, by to wsparcie zapewnić. Czy tak wygórowanym żądaniem jest prośba o udział naszych skoczek w dziewczęcych zgrupowaniach w Czechach? Sami Czesi nas zapraszają! Czy jest czymś radykalnym prośba o to, by udostępnić starszym i młodszym dziewczynkom nowy sprzęt, adekwatny do ich klasy sportowej? Jest w Polsce szesnastoletnia skoczka, która musiała zawiesić treningi, bo nie ma nawet kombinezonu! Czy PZN naprawdę jest tak biedny, że nie może sfinansować dwóm zawodniczkom kilku wyjazdów na zawody do Niemiec czy Austrii? Pieniądze na słynną kadrę oldbojów jakoś się znalazły...

Czechy mają szczęście - gdyby nie talent Vladki Pustkovej i zaangażowanie Pavla Mikeski, skoki kobiet mogłyby stać tam na poziomie zbliżonym do polskiego. Możemy wzorować się na osiągnięciach czeskich, ale PZN woli jeszcze pół roczku, jeszcze roczek, jeszcze dwa - poczekać. Na co? Nasze zawodniczki chcą rozwijać swoje umiejętności i swoją karierę sportową, ja chcę być dumna ze swojego związku narciarskiego, ze związku narciarskiego, który robi to, do czego został powołany - udziela wsparcia zawodnikom. Najwyższy czas, by to zrobić. Panie prezesie, proszę - niech Pan da przykład!