Od pamiętnego upadku na Wielkiej Krokwi narzeczona Jana Mazocha, Barbora wypłakała morze łez. Jak donosi Dziennik.pl Czeszka drży o zdrowie ojca jej przyszłego dziecka - jest w czwartym miesiącu ciąży.
Wczoraj Barbora otrzymała wiadomość, która wlała w jej serce nadzieję. "Obrzęk mózgu jest coraz mniejszy. Terapia się sprawdza. Lekarze orzekli, że rozpocznie się wybudzanie skoczka. Odstawimy środki farmakologiczne, które podtrzymywały go w śpiączce, ale proces rozbudzania zajmie kilkanaście godzin, bo środki dość wolno uwalniają się z organizmu. W czwartek rano lekarze ocenią stan zawodnika i podejmą dalsze decyzje o jego leczeniu".

Znajmomość Barbory i Jana to gotowy scenariusz na romantyczny film. Znają się od prawie dwudziestu lat, mieszkają ze sobą wspólnie we Frensztacie i razem planują przyszłość. Janek był pierwszym chłopakiem, który ją pocałował. "Honza był wtedy w trzeciej klasie szkoły podstawowej, ja w drugiej. Na jednym ze spotkań w szkole pocałował mnie. Takich rzeczy się nie zapomina" - mówi ze łzami w oczach narzeczona skoczka. Po dziecięcym pocałunku ich kontakt na wiele lat się urwał. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności ich stara znajomość i stara miłość odżyły. To było prawdziwe zrządzenie losu. "Dwa lata temu ktoś zadzwonił do mnie na komórkę i zaraz się rozłączył. Nie wiedziałam, kto to był. Oddzwoniłam więc i okazało się, że chłopakiem, który dzwonił, był "Honza"! Wykręcił nie ten numer, który chciał, ale los sprawił, że był to mój telefon. Jesteśmy ze sobą od tamtej szczęśliwej chwili na dobre i na złe" - opowiada Barbora. Para zaczęła się częściej spotykać. Ostatnio zamieszkali nawet razem. Barbora jest w czwartym miesiącu ciąży i wierzy, że wspólnie z Janem wychowywać będą ich dzieci i uda im się zapomnieć o fatalnym skoku... "Na temat wypadku nie chcę rozmawiać" - ucina krótko. Widać, jak bardzo przeżywa to, co się stało. Czeszka jest jednak pełna nadziei: "Janku, walcz, przecież noszę twoje dziecko..."