Już w piątek rozpocznie się walka o start w jubileuszowym, 55. Turnieju Czterech Skoczni. Inauguracyjne zawody odbędą się na skoczni Schattenbergschanze w Oberstdorfie, podczas których wstępnie można będzie określić kilku pretendentów do zwycięstwa w tym prestiżowym turnieju. Rozgrywki zapowiadają się tym ciekawiej, iż już przy podawaniu składów poszczególnych drużyn, pojawiły się pewne kontrowersje. W drużynie Norwegii zabraknie złotego medalisty Igrzysk Olimpijskich w Turynie, Larsa Bystoela oraz Sigurda Pettersena, zaś zastąpią ich Tom Hilde oraz Jon Aaras. Pod znakiem zapytania stoi również występ reprezentanta Niemiec Georga Spaetha, który zdaniem trenera Rohweina, jest w zbyt słabej formie, by znaleźć się w podstawowym składzie. Sporo dyskusji wywołała także decyzja Tommiego Nikunena o powołaniu do kadry Jussiego Hautamaeki.
Jeszcze przed rozpoczęciem TCS zapewne każdy kibic skoków narciarskich zadaje sobie pytanie o jego zwycięzcę. Po kilku ostatnich konkursach Pucharu Świata bez wahania można stwierdzić, iż do grupy "pewniaków" należą Gregor Schlierenzauer, Anders Jacobsen, Simon Amman oraz Adam Małysz. Każdy z wymienionych wyżej skoczków posiada swoje atuty. O ile 16-letni Austriak oraz 20-letni Norweg są obecnie najlepiej skaczącymi zawodnikami na świecie, o tyle szwajcarski Harry Potter i Polski Orzeł zdobyli w rozgrywkach wysokiej rangi duże doświadczenie, które może ostatecznie zatriumfować nad młodzieńczą świeżością.

Nie można również wykluczyć z walki o zwycięstwo Janne Ahonena, który będzie chciał ustanowić nowy rekord - wygrać pięć edycji Turnieju Czterech Skoczni. Ta opcja wydaje się jednak mniej prawdopodobna, gdyż Fin nie zachwycił jeszcze swoją formą w żadnym z konkursów tego sezonu.

Skoki narciarskie to dyscyplina, w której niczego nie można przewidzieć, dlatego żaden z powyższych scenariuszy może się nie spełnić. Ale chyba właśnie dzięki częstym niespodziankom sport ten cieszy się tak dużą popularnością na całym świecie.