Skoczki nie zamierzają poddać się po niedawnej "ostatecznej" decyzji o niedopuszczeniu skoków kobiet na Igrzyska Olimpijskie "już" w 2010 r. Na początku stycznia drużyna kanadyjska zamierza złożyć oficjalną skargę na ręce rządu swojego kraju - sam rząd ma zostać oskrażony o sprzyjanie dyskryminacji. Wbrew pozorom jest on pośrednio związany z całą sprawą, choć decyzję podjął Międzynarodowy Komitet Olimpijski - Kanada jest organizatorem olimpiady w 2010 r., a więc z formalnego punktu widzenia zupełnie zasadne jest twierdzenie, że rząd wspiera dyskryminację, finansując imprezę sportową, podczas której dojdzie do dyskryminacji ze względu na płeć.
Taka próba pośredniego wywarcia nacisku na MKOl może być skuteczna. W Kanadzie traktuje się równość płci dużo poważniej, niż np. w Polsce. Jeżeli odpowiednie organa (o tym dalej) uznają, że faktycznie doszło do dyskryminacji, rząd będzie musiał zareagować. Możliwa taktyka to zagrożenie MKOl wycofaniem funduszy czy wręcz wycofaniem się z organizacji Igrzysk, jeżeli skoki kobiet nie zostaną włączone do programu. Z proceduralnego punktu widzenia z pewnością nieporównanie łatwiejsza byłaby dla MKOl rewizja tej jednej decyzji, niż zmiana organizatora i miejsca igrzysk na trzy lata przed ich rozpoczęciem.

Kolejnym wręcz symbolicznym aspektem tego - tak to należy nazwać - traktowania skoków kobiet jako sprawy politycznej jest fakt, że jako pierwsza skargę będzie rozpatrywać komisja praw człowieka. Wiele osób uzna to zapewne za celowanie z armaty do komara. Jednak moim zdaniem uprawnione jest odwoływanie się do retoryki praw człowieka także w tak "niszowej" sferze jak skoki narciarskie, jeżeli jedynym powodem niedopuszczenia do danej sfery aktywności jest płeć. Mężczyźni rywalizują o medale olimpijskie w skokach od 1924 r., kobiety nie mogą tego robić do dziś. "Prawa człowieka prawami kobiet" powtarza od lat ruch feministyczny i organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka powszechnie włączyły do swojego pola działania problemy związane z dyskryminacją ze względu na płeć oraz dyskryminacją grup mniejszościowych. Mnie samej w 2004 r., podczas sporu o udział kobiet w lotach narciarskich w Vikersundzie, przychodziła do głowy myśl o taktyce odwołania się przez same zawodniczki w tej sprawie do Trybunału Praw Człowieka. Dziś kobiety nie mają praktycznie żadnych szans na dopuszczenie do udziału w konkursie na skoczni mamuciej choćby w roli przedskoczki. Pozytywne rozpatrzenie protestu Kanadyjek w sprawie Igrzysk w Vancouver mogłoby otworzyć drogę do podobnej strategii działania w innych obszarach, gdzie kobiety i dziewczęta uprawiające skoki narciarskie są dyskryminowane w porównaniu ze swoimi "kolegami".

Jedyną słabą stroną całej sprawy olimpijskich skoków kobiet - czy raczej medialnych reakcji na wydarzenia z nią związane - jest konsekwentne pomijanie kombinacji. Kombinacja norweska kobiet stoi dziś na dużo niższym stopniu rozwoju, niż konkurencja siostrzana, czyli skoki - nie ma żadnych konkursów międzynarodowych (chyba, że za taki uznamy amerykańską olimpiadę młodzieżową, gdzie często gościnnie startują Kanadyjki i Kanadyjczycy - Katie Willis poniekąd wygrała kombinację dziewcząt w 2005 r.), zawodniczek jest niewiele i są to obecnie wyłącznie dziewczynki do lat ok. 16. Wydaje się, że dla rozwoju kombinacji kobiet niezbędne jest, by najpierw dokonało się pełne uznanie kobiecych skoków - dopiero wtedy możliwa będzie autentyczna selekcja i rekrutacja dziewcząt do kombinacji. Jednak pozostaje faktem, że wbrew temu, co twierdzą autorzy dramatycznych artykułów o olimpijskich nadziejach i rozczarowaniach walczących skoczek - skoki narciarskie nie są ostatnim sportem zimowym bez klasy żeńskiej w ramach Igrzysk Olimpijskich (i - do 2009 r. - Mistrzostw Świata seniorów). Takie dyscypliny są dwie - skoki narciarskie i kombinacja norweska. Pamiętajmy, jak szybko dokonał i dokonuje się rozwój skoków kobiet - w styczniu przyszłego roku przypada dopiero 9. rocznica pierwszego w pełni oficjalnego i uznanego przez FIS kobiecego konkursu skoków. Być może za 10 lat kombinatorki będą walczyć o ostateczne uznanie ich dyscypliny, tak jak skoczki walczą dziś albo kilka lat temu - czy wtedy nie będzie się na nich mścić nieścisła retoryka prasy?