Na wczorajszym posiedzeniu Międzynarodowy Komitet Olimpijski podjął bulwersującą decyzję: skoki narciarskie kobiet nie znajdą się w programie Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2010 r. Norweski członek MKOl, Gerhard Heiberg, deklaruje, że za mało jest konkursów, zawodniczek i krajów, w których kobiety uprawiają skoki. MKOl chce, żeby przed dopuszczeniem kobiet do startu olimpijskiego odbyło się więcej konkursów o randze MŚ, niż tylko jedyny konkurs w Libercu w 2009 r.
Wiosną decyzja FIS o włączeniu skoków kobiet do programu MŚ była wielkim triumfem skoków kobiet. Droga do zawodów najbardziej prestiżowych - rangi olimpijskiej - wydawała się otwarta.

Skoki kobiet w nikłej skali istniały już w XIX w. - na lokalnych skoczniach latała wtedy Ingrid Olsdatter Vestby, niestety przedwcześnie zmarła (z przyczyn niezwiązanych ze sportem). W latach 30. XX w. prawdziwą sławę zdobyła Johanne Kolstad, zaś już wcześniej - w 1922 r. - Polka Elżbieta Michalewska-Ziętkiewiczowa była najprawdopodobniej pierwszą w historii kobietą dopuszczoną do udziału w mistrzostwach kraju w skokach narciarskich. W "klasie II seniorów" sromotnie rozgromiła niezbyt wprawdzie liczną męską konkurencję, zostając pierwszą i przez następne 80 lat jedyną mistrzynią Polski w skokach... Jednak wówczas skoczek było po prostu zbyt mało i, lekceważone, bardzo rzadko jeździły na większe zawody i nie miały okazji się dowiedzieć, że być może nie są same... Dopiero w latach 90. została przekroczona masa krytyczna, kobietom "pozwolono" na własne konkursy. Już przed igrzyskami w Salt Lake City w 2002 r. pytano: czy to prawda, że kobiety wystartują? Istotnie tutejszy klub narciarski, mający wiele zawodniczek, przygotowywał się z założeniem, że być może ten konkurs zostanie rozegrany, tutejsze skoczki miały na to nadzieję... Zimą tego roku Alissa Johnson pojechała do Pragelato kibicować swojemu bratu, który został mianowany do reprezentacji olimpijskiej USA. Media podkreślały wtedy: nie w tej części skoczni powinna się znajdować ta dziewczyna - a jednak nie ma prawa startu, tylko dlatego, że jest kobietą. Wszystkie zawodniczki miały nadzieję, że to już ostatnie igrzyska, z których są wykluczone. Teraz okazuje się, że muszą czekać kolejne cztery lata. W sporcie to naprawdę dużo, zbyt dużo.

Trzeba to podkreślić - przecież tu nie chodzi o jakąś "śmieszną" nową konkurencję. Tu chodzi o kobiecy wariant sportu, który od wielu lat - od pierwszej olimpiady zimowej - znajduje się w programie igrzysk. Czy w tej sytuacji można to nazwać mianem innym niż dyskryminacja? W jaki sposób skoki kobiet mają zaistnieć, jeżeli nieustannie stawia się przed zawodniczkami przeszkody? Cytowany na początku Heiberg miał też powiedzieć, że skoki kobiet "w zbyt niewielu krajach są brane na poważnie". W jaki sposób ta konkurencja ma zacząć być traktowana poważnie, jeżeli jedno z najwyższych gremiów sportowych nadal odmawia traktowania jej w ten sposób? Dla MKOl skoki kobiet to najwyraźniej ciągle bardziej zabawa niż poważny sport. Zawodniczki trwają w zawieszeniu, połowicznie dopuszczone do zawodów najwyższej rangi, ciągle z formalnie obowiązującym absurdalnym zakazem rozgrywania oficjalnych konkursów na skoczniach dużych i mamucich. Coś do zastanowienia dla wszystkich, którzy uważają, że mamy pełne równouprawnienie, że feminizm osiągnął już wszystko, co mógł osiągnąć... Norweska minister równego statusu kobiet i mężczyzn, Karita Bekkemellem, powiedziała, że decyzja MKOl jest przejawem przestarzałego konserwatyzmu i stawiania siebie na pozycji tego, który "decyduje o tym, czym kobiety faktycznie mogą się zajmować". Bo w dalszym ciągu decyzja nie należy do samych zainteresowanych.

Trudno powiedzieć, czy decyzja może zostać zmieniona. Tego rodzaju gremia są zwykle mniej demokratyczne, niż np. struktury państwowe. Nie ma mowy o prawie veta, ścieżka odwoławcza pozostaje nieokreślona. Pozostaje mieć nadzieję, że nacisk mediów i krajowych związków narciarskich zmusi MKOl do zrewidowania decyzji. Zaś jeżeli nie - dlaczego zawodniczki nie miałyby po raz bodaj pierwszy oddwołać się wprost do metod społeczeństwa obywatelskiego i - zorganizować demonstracji pod siedzibą MKOl?