Po wczorajszym zwycięstwie Adam Małysz udzielił wywiadu, w którym wypowiedział się na temat uczuć jakie towarzyszyły mu podczas finałowego konkursu Letniej Grand Prix w Oberhofie. Słowa Małysza zaskoczyły chyba wszystkich. "W poniedziałek popełniałem błędy i byłem wkurzony. Ale wielkie słowa uznania należą się trenerowi Hannu Lepistoe, który przed każdym skokiem obniżał belkę, z której jechałem. Skakałem słabiej od innych i denerwowało mnie to, ale Fin wytłumaczył, że wiało z przodu i bał się, że skoczę za daleko. Wierzę mu bardzo, to specjalista, mimo że wychował tak świetnych zawodników jak m.in. Matti Nykänen, jest otwartym człowiekiem i chce uwag od nas. Dziś w skoku próbnym za bardzo odbiłem się w miejscu, za bardzo poleciałem do góry. Nie było szybkości, by lecieć. (..) W konkursie poszedłem na całość. I byłem zadowolony, że po pierwszej serii byłem drugi. Dawno jednak nie byłem tak zdenerwowany jak przed ostatnim skokiem. Wiedziałem, że mogę wygrać, że lubię atakować z drugiej lokaty. Ale strach był. Że jeszcze mogę przegrać, że coś się wydarzy... Na szczęście ten stres spowodował, że wszystko było perfekcyjne".
Polski skoczek słynął z tego, że nie "zjadają" go nerwy przed ostatnim skokiem. Tym razem było inaczej. Mimo wszystko obawy Małysza nie przełożyły się na zły skok, jak to często bywa u innych naszych reprezentantów. Miejmy nadzieję, że teraz Małysz nabierze jeszcze większej pewności siebie, co zaowocuje już tej zimy kolejnymi sukcesam