Ostatnim z moich rozmówców z Zakopanem był Bjoern Einar Romoeren. Jedna z najbardziej barwnych postaci skoków narciarskich ostatnich lat. Zawodnik ambitny, ale jednocześnie o specyficznym image. Mimo złego samopoczucia i faktu, iż niedziela miała być dla niego dniem odpoczynku, zgodził się nie tylko na wywiad, lecz również na sesję zdjęciową w ogrodzie na tyłach hotelu "Zakopane". Romoeren, jak mało który zawodnik, wzbudza dość skrajne emocje. W zasadzie niewiele osób potrafi powiedzieć o nim coś pewnego. Mam nadzieję, iż poniższy wywiad chociaż częściowo ukazuje to prawdziwe oblicze Norwega. Zapraszam do lektury.

Skokinarciarskie.pl: Tym razem szczęśliwie dojechałeś do Zakopanego ze wszystkimi bagażami (w 2004 walizki Norwegów, włącznie z nartami utknęły gdzieś 'między lotniskami', a zimą Bjoern, który na zawody do Zakopanego jechał we wczesnych godzinach porannych, zapomniał jednej z toreb podróżnych - przyp.red.)

Bjoern Einar Romoeren: Tak (śmiech), tym razem pech mnie pod tym względem ominął. Niczego nie zapomniałem, ani nie zgubiłem...

Skokinarciarskie.pl: Jakie masz wrażenia po wczorajszym konkursie na Wielkiej Krokwi?

B.E.R.: No cóż, było jak zwykle, czyli świetnie. Oddałem dwa przyzwoite skoki, znalazłem się w dziesiątce, jestem zadowolony.

Skokinarciarskie.pl: To w takim razie proponuję teraz małą podróż sentymentalną. Powiedz, jak wspominasz olimpiadę w Turynie? Mam na myśli nie tylko Twoje starty, lecz całość pobytu, atmosferę etc etc.

B.E.R.: Turyn będę wspominał jako niezwykle nudne kilkanaście dni mojego życia...

Skokinarciarskie.pl: Żartujesz chyba?!?

B.E.R.: Nie, mówię całkiem poważnie. Wszystko było nudne, jałowe, wyprane z emocji. Nie czuliśmy ducha walki jako drużyna. Indywidualnie nie potrafiłem się 'zapalić' w żadnym z konkursów. Czułem się tak, jakby wszystko przebiegało obok mnie.

Skokinarciarskie.pl: Po konkursie na skoczni normalnej pojawiły się głosy, że nie czeka się cztery lata, po to by walczyć w tak słabych i wypaczonych przez wiatr zawodach. Zwycięstwo Larsa było dość zaskakujące, mówiono, że wręcz niezasłużone...

B.E.R.: Tak, wiem. Nawet w Norwegii szeroko o tym pisano. Moim zdaniem to bardzo głupie podejście. Ostatecznie takie są skoki narciarskie, dostaje się sygnał i trzeba skakać, niezależnie od warunków. Albo się ma szczęście, albo się go nie ma. Generalnie, uważam, że ta olimpiada była beznadziejna pod kątem organizacyjnym. Nic nie było gotowe na czas. To wprowadzało wszystkich w rozdrażnienie i nastrój przybicia wręcz, rezygnacji. Czyli nie do końca, to co powinno się czuć na zawodach tej rangi. Wszyscy się tylko na coś uskarżali. Poza tym w innych dyscyplinach było mnóstwo skandali związanych z używaniem niedozwolonych środków dopingujących... Chociaż, my jako drużyna mieliśmy kilka całkiem sympatycznych dni.

Skokinarciarskie.pl: Z Twoich wypowiedzi po olimpiadzie wynika jednak, że byłeś rozczarowany właśnie brązem w drużynówce.

B.E.R.: Byłem rozczarowany nie tyle brązem, bo w sumie miło jest przywieźć do domu jakikolwiek krążek z olimpiady. Ja się po prostu zawiodłem na sobie i swoich skokach w konkursie drużynowym. Absolutnie nie byłem z nich zadowolony. Mam nadzieję, że za cztery lata zaprezentuję się lepiej, niż w tym roku.

Skokinarciarskie.pl: No to teraz zmieńmy temat na nieco bardziej słoneczny. Lato Bjoerna...

B.E.R.: Podobne do tego, jakie spędziłem w 2005. Pojechałem w samotną podróż do Stanów Zjednoczonych. Sporo jeździłem na nartach. Organizowaliśmy wypady w góry z chłopakami z drużyny amerykańskiej. Dwa razy odwiedziłem Las Vegas...

Skokinarciarskie.pl: Aaaa, czyli świeże powietrze, ruch i imprezki... (śmiech)

B.E.R.: Właśnie nie! Było bardzo spokojnie. Potem jakiś czas przebywałem w Park City. Spędziłem też kilka dni na wybrzeżu Meksyku. Zostałem zaproszony na ślub Mike'a Keulera, trenera Amerykanów. To było takie małe i ciche miasteczko, ale bardzo urocze. Tydzień pełnego relaksu. Bawiłem się wyśmiecie. Meksyk jest pięknym krajem.

Skokinarciarskie.pl: W takim razie, kwestia ostatnio dość głośna - kariera filmowa Bjoerna (śmiech). Czy możesz zdradzić jak się rozwija?

B.E.R.: No cóż, jestem Pan Lato, tak to było?!? (śmiech) Świetny żart, naprawdę. No więc, jak na razie moja kariera aktorska niestety się nie rozwija, chociaż nie będę się zarzekał (śmech).

Skokinarciarskie.pl: Jak zatem widzisz swoją przyszłość po zakończeniu swojej kariery sportowej? Kim będzie Bjoern za dziesięć lat?

B.E.R.: Hmmm, przede wszystkim chciałbym skończyć studia, które rozpocząłem i... przez ostatnie dwa lata zdałem raptem jeden egzamin. Na pewno nie widzę siebie w roli stałego komentatora sportowego, albo prezentera. Nie nadawałbym się również na dłuższą metę do prowadzenia jakiegoś telewizyjnego programu, znudziłbym się szybko. Nie wyobrażam sobie pracy w roli trenera. To nie dla mnie. Nawet nie wybrałem sobie ani jednego przedmiotu związanego z wyszkoleniem, dobierając sobie plan studiów. Chcę się specjalizować w ekonomii, więc chyba najlepiej sprawdziłbym się w roli managera. Chciałbym się jednak zajmować wybitnymi zawodnikami, współpracować z najlepszymi. Jest to jakiś pomysł, natomiast nie wiem jak się wszystko potoczy.

Skokinarciarskie.pl: Jesienią zacząłeś z pomocą brata prowadzić swoją stronę internetową. Miałeś świetną oglądalność, wszystko zdawało się układać pomyślnie i nagle strona została usunięta. Co tak naprawdę się stało? Czy zamierzasz powrócić kiedykolwiek do tego projektu?

B.E.R.: Strona, którą prowadziłem z bratem była moim zdaniem mało profesjonalna. Postanowiłem ją zamknąć i poszukać innych rozwiązań. Udało mi się nawiązać korzystną współpracę i nowa strona, która jest właśnie w przygotowaniu będzie łączyć elementy komercyjne oraz te z przeznaczeniem dla fanów. Mój projekt obejmuje również aspekt rozwojowy. Chciałbym bowiem mieć wpływ na to, jak postrzegane są skoki narciarskie w Norwegii. Więcej szczegółów nie mogę zdradzić. W tym momencie jesteśmy na etapie projektowania strony i jej zawartości. Myślę, że będzie ona dostępna jeszcze przed rozpoczęciem sezonu zimowego.

Skokinarciarskie.pl: Zgodnie z tym co oficjalnie twierdzi Mika Kojonkoski, norweski team to teraz całkiem nowa koncepcja skoków, macie nową filozofię. Czy można, w tak krótkim czasie zmienić coś takiego jak ‘podejście’ do treningów i własnego rozwoju? Czy jest to sygnał, że powoli przechodzicie na stronę szkoły austriackiej? W porównaniu z latami wcześniejszymi, podchodzicie o wiele poważniej do skoków w LGP, wprowadzacie też co rusz, młodych zawodników…

B.E.R.: Zupełnie nie wiem o czym mówi Mika (śmiech). Jak dla mnie nie zmieniło się zupełnie nic. Mamy nowych chłopaków w drużynie, owszem przykładamy się bardziej do letnich startów w tym roku, ale to bardziej wynika, z jakiegoś takiego wewnętrznego poczucia. Poza tym to jest wyjątkowa możliwość, by sprawdzić, w którym miejscu się jest i jak przebiegają przygotowania konkurencji. Teraz jednak robię sobie przerwę. Będę dopiero na finale LGP w Niemczech.

Skokinarciarskie.pl: Czyli Twoim zdaniem nie zmieniło się nic? Nawet wewnątrz drużyny? W takim razie rozumiem, że hierarchia też pozostała taka sama: Roar jako kapitan drużyny, Ty jako człowiek od kontaktów z mediami… (śmiech)

B.E.R.: Roar kapitanem??? Pierwsze słyszę! Od trzech lat to ja jestem liderem w naszej drużynie! Roar jest tym, który ma największe doświadczenie, ale kapitanem ja jestem. Nie słuchaj tych, którzy twierdzą inaczej (śmiech).

Skokinarciarskie.pl: Hmm, czyli wszystko jasne. Powspominajmy sobie jeszcze zatem finałowe konkursy Pucharu Świata, czyli Planicę. Jechałeś na te zawody jako rekordzista świata, czy odczuwałeś presję wyniku? W takim sensie, że nie możesz pozwolić sobie, by zbyt szybko odebrano Ci tytuł…

B.E.R.: No cóż. W tym roku o jakiekolwiek rekordy było trudno. Na szczęście (śmiech). A tak poważnie, to byłem zadowolony ze swojej formy i swoich skoków. Miło było spoglądać jak wszyscy praktycznie lądują dużo krócej niż ja. W Planicy zawsze mam dobry nastrój, nie czuję presji, jestem zrelaksowany. Skaczę na zasadzie: będzie jak będzie. I najczęściej wtedy właśnie jest bardzo dobrze.

Skokinarciarskie.pl: A jakie zakładasz sobie cele na nadchodzący sezon? Wiem, że bardzo zależy Ci na medalu w Japonii.

B.E.R.: Tak zgadza się. Mam nadzieję na jak najlepszy rezultat tam właśnie. Powiem tak, chciałbym przyjechać z medalem. Mogę też ostatecznie pogodzić się z czwartym, piątym miejscem. Natomiast jeśli mam być dziesiąty czy piętnasty, to równie dobrze mogę być siedemdziesiąty drugi. Jeśli zaś chodzi o Puchar Świata, to moim celem jest być jak najwyżej od samego początku, tak żeby mieć dobry nastrój i motywację przez cały sezon, aż do finału. Wtedy mogę liczyć na miejsce w czołówce. Jeśli natomiast zacznę z niższego pułapu, to znając siebie, za wysoko nie zajdę.

Skokinarciarskie.pl: Masz dość radykalne nastawienie: albo czołowa piątka, albo… nieważne co, już mnie to nie kręci…

B.E.R.: No cóż. Taki już jestem. To jest sport, jesteś albo najlepszy, albo nikt o tobie nie pamięta. Liczą się tylko wyniki, bardzo dobre wyniki.

Skokinarciarskie.pl: Na zakończenie, powiedz proszę jaka jest Twoja opinia w sprawie Holmenkollen. Masz do niej sentyment, to wiadomo nie od dziś. Jesteś zatem w grupie tych, którzy uważają, że lepiej zburzyć starą skocznię i wybudować nową na jej miejsce, czy w tej, która niestety przegrała, a sugerowała wybudowanie nowej skoczni obok lub w pewnej odległości i zachowanie starej Holmenkollen jako obiektu muzealnego.

B.E.R.: Szczerze powiedziawszy uważam, że lepiej zbudować nową. Takie spoglądanie na rozpadający się szkielet, może być dołujące. Poza tym, Holmenkollen zawsze będzie symbolem czy jako stara skocznia, czy jako supernowoczesna. Dawny wizerunek został uwieczniony na zdjęciach i taśmie filmowej, to wystarczy.

Skokinarciarskie.pl: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Z Bjoernem Einarem Romoerenem rozmawiała Magdalena Kobus. Foto: Andrzej Mysiak i Tomasz Adamczyk.







I na koniec zdjęcie przesłane przez sympatyczki, które znajdowały się w pobliżu:



zobacz zdjęcia z sesji zdjęciowej Romoerena »