Adam Małysz zwyciężył przed dwoma dniami w Zakopanem. Zawodnik był bardzo zadowolony, iż sprawił wiele radości 19-tysięcznej publiczności pod skocznią. Jak sam mówi, nie zwycięstwo jest najważniejsze, ale dwa dobre skoki.
"Jeszcze stać mnie na skakanie przez parę lat. Dopóki jestem wysoko, dopóty nie złożę nart. (...) Takiej publiczności jak tu nie ma nigdzie na świecie. Już się z tym powtarzam, ale oni są fantastyczni. Zawsze są ze mną, ale kibicują wszystkim. Cieszę się z wygranej, choć na treningach skakałem lepiej. Jak nie ma stresu i napięcia, popełniam mniej błędów. A w zawodach tych błędów już tak dobrze nie kontroluję. Po pierwszej serii miałem tylko jeden punkt straty i wiedziałem, że mogę skoczyć na tyle dobrze, by wygrać. Ale powiem szczerze, że w ciągu dnia - nawet mówiłem żonie Izie - cholera mnie brała. Nie mogłem się doczekać zawodów, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Szwendałem się po hotelu, mieliśmy też dwa treningi - graliśmy w siatkówkę. Coś tam zjadłem, obejrzałem telewizję. Czas płynął wolno...".

Aktualnie Adam jest liderem klasyfikacji LGP. Nie wiadomo jeszcze czy pojawi się w kolejnych zawodach, a tylko to dałoby mu szanse na powtórzenie sukcesu z 2001 i 2004 roku. "Czy będę jeszcze skakał w Letnim Grand Prix? Chciałbym je wygrać, ale muszę myśleć o sobie. Choć do letnich zawodów niewiele osób przywiązuje wagę, to jednak starty w nich są męczące. Moim celem jest sezon zimowy. Wygrana w Zakopanem daje kopa. Jak wszystko będzie przebiegało tak jak do tej pory, to za trzy i pół miesiąca będę walczył jak równy z najlepszymi. Teraz będę spokojnie trenował, słyszałem, że pojedziemy na zgrupowanie do Oberstdorfu".