Jakub Janda dostał ultimatum od włodarzy Czeskiego Związku Narciarskiego. Jeśli do najbliższego poniedziałku nie podpisze umowy reprezentacyjnej z rodzimym związkiem, nie będzie mógł skakać w zawodach Letniego Grand Prix w Zakopanem. Zostało to postanowione podczas spotkania przedstawicieli czeskiej drużyny oraz działaczy zarządu czeskich skoków narciarskich.
"Uznaję to za szantaż" - komentował sytuację manager Jandy Frantisek Jeż. Tuż po spokaniu nie widział możliwości by obie strony mogły się wreszcie porozumieć. "Wszyscy z rady związku postanowili między sobą, że Jakub nie dostanie nigdy żadnych finanowych profitów z tytułu reklamowania sponsorów na własnym dresie i kasku, i teraz nam to udowodnili" - powiedział Jeż. "A jeśli nie podpiszecie do poniedzialku to nie będziecie skakać - w ten sposób nie będziemy mogli się z nimi porozumieć".

Szkoda, przedstawiciel czeskiego związku, całą sytuację widzi jednak inaczej. "Puścimy go. Jakub będzie skakał w Zakopanem". Związkowa rada jednak, podczas zebrania 5 września, najprawdopodobniej potwierdzi decyzję związku, jakoby Janda nie miał mieć praw do powierzchni reklamowej na swoim kombinezonie.

Przedstawiciele Jakuba Jandy żadają wobec tego od związku rekompensaty w wysokości 5 milionów koron czeskich, za to że mieliby zrzec się praw do jakichkolwiek powierzchni reklamowych na wyposarzeniu sportowym czeskiego mistrza. Frantisek Jeż jednak nadal chce mieć prawo do kontroli większej części tych powierzchni, mimo iż Czeski Związek Narciarski już w lutym uchwalił ustawę mówiącą o tym, że zawodnicy żadnych powierzchni reklamowyh nie dostaną. Jakub Janda i jego zespół nadal nie akceptują tego faktu. Dopóki obie strony nie pójdą na ustępstwa, to on na tym ucierpi, gdyż nie będzie miał prawa do reprezentowania swojego kraju.

Leos Skoda komentuje: "Zostawiamy Jandzie wszystkie pieniądze wynikające z nagród za osiągnięcia. Dochody z reklam skoczków związek chce przeznaczyć na dalszy rozwój skoków narciarskich w Czechach, teraz w szczególności rozwój skoków kobiet".

Ojciec Jakuba Janbdy, Milan Janda żąda od prezesa czeskiego związku, Lukasa Sobotki wyjaśnienia całej sytuacji. "Bardzo niepokoi nas to, że te negocjację są takie trudne" - mówi. "Uważam, że Jakub powinien mieć takie same prawa jak inni najlepsi sprtowcy w naszym kraju. Na przykład biegaczka Katerina Neumannova, kóra ostatecznie dostała część powierzchni reklamowej do dyspozycji dla swoich prywatnych, niezależnych od związku sponsorów."

Rada czeskiego związku rozesłała pisma w sprawie postanowień co do powierzchni reklamowych do czeskich narciarskich klubów sportowych. Wszystkie z wyjątkiem Dukli Liberec i klubu we Frenstacie pod Radhostem, skąd pochodzi Janda, zgodziły się z postanowieniami związku. "Jeśli chodzi o rekompensatę w wysokości 5 milionów koron, nie możemy mu jej dać" - skwitował Skoda. Wielkość powierzchni reklamowej o którą toczy się spór to 100 centymetrów kwadratowych.

Jeśli czeski mistrz nie dojdzie do porozumienia z Czeskim Związkiem Narciarskim, pozostanie mu chyba jedynie zmienić barwy narodowe, jednak warunkiem takiej zmiany byłoby roczne pauzowanie zawodnika, a co się z tym wiąże, zakaz startów w międzynarodowych zawodach. Jak donoszą czeskie media, Janda otrzymał juz propozycje z wielu krajów, w tym ponoć z krajów arabskich a nawet z Polski, która ma się z managerami skoczka kontaktować w ten weekend. Liczą oni na to, że gdyby doszło do zmiany barw narodowych Jandy, FIS licząc się z klasą tego zawodnika, anulowałaby mu roczną karencję.

"Zrobili z niego niewolnika" - oburza się Frantisek Jeż. "My nie chcemy więcej pieniędzy, chcemy jedynie tego co dotychczas nam, jaki i innym mistrzom, przysługiwało i co zostało nam odebrane."