Afera goni aferę w Polskim Związku Narciarskim. Najpierw oskarżenia o łapówki Pawła Włodarczyka, teraz wydawałoby się osobę nieskazitelną - Apoloniusza Tajnera.
Wczoraj "Rzeczpospolita" ujawniła, że dotarła do rachunków wystawionych przez firmę menedżera Ediego Federera, z których wynika, że w latach 1999-2004 Apoloniusz Tajner dostał od Austriaka ponad 200 tys. euro.

Do całej sytuacji odniósł się był prezes - Paweł Włodarczyk. "Wiedzieliśmy, że Tajner dostawał jakieś pieniądze za reklamę na czapce. Ale w ujawnionych dokumentach padają jakieś dziwne sformułowania. Nie wiem, o co tu chodzi, nie wiadomo, czy to były faktycznie usługi, czy jakaś fikcja. Kwoty też są zaskakujące, bo mówiło się, że Tajner za reklamy Maxdaty dostał 50 tys. euro. Ale aż 200 tysięcy? Przecież to prawie koszty rocznego szkolenia wszystkich naszych skoczków! Zdaniem specjalisty od rynku reklam, Janusza Szydłowskiego, który m.in. wynegocjował umowę między PZN a Pocztą Polską, ujawnione sumy są zaskakująco wysokie. Tylko najbardziej popularni polscy sportowcy mogliby takie sumy wynegocjować i to za dużo bardziej widoczne reklamy. Nie znam szczegółów tej umowy, ale wydaje się ona bardzo dziwna" - kwituje.