Trzecie miejsce w PŚ 2005/06 zajął zawodnik, który dawno już zapowiadał się na skoczka, który podbije areny świata, niemniej mimo wszystko można mówić o sporej niespodziance. Do sezonu 2004/05 włącznie, Andreas Kuettel nie zmieścił się w pierwszej piętnastce, o wygraniu jakichś zawodów również mógł tylko marzyć (jego dwa miejsca na podium były w wieloletniej karierze przypadkiem absolutnie odosobnionym). Niemniej sytuacja obróciła się o dziewięćdziesiąt stopni. Kuettel jako drugi skoczek w historii Szwajcarii zajął miejsce w pierwszej trójce PŚ.

3. Andreas Kuettel (Szwajcaria) – 980 punktów (9/+14)


W pierwszych zawodach w Kuusamo był szesnasty i bodaj tylko raz w ciągu sezonu spadł niżej. W drugim konkursie do podium zabrakło mu 0,1 punktu. Zaś w Lillehammer odniósł swój historyczny sukces. Po pierwszej serii był piąty (135 metrów), zaś w drugiej poprawił się o 4 metry i… wygrał (o 0,1 z Jandą!). Dzień później znów stanął na podium (trzeci stopień). Dokładnie tak samo wypadł w Harrachovie – w pierwszym konkursie wygrał obie serie (136,5 i 143,5), w drugim (chwilowo jako wicelider PŚ) poprawił się z dziewiątej pozycji na trzecią. Zapowiadał się na wielkiego faworyta u siebie, w Engelbergu jednak był tam "tylko" piąty. Przed Turniejem ustaliła się kolejność w PŚ Janda-Ahonen-Kuettel, która w niezmienionej postaci (z wyjątkiem małego epizodu, o którym wspomnę) przetrwała do końca sezonu.

Turniej 4 Skoczni to dalsze dobre skoki Andiego, choć zaczęło się od najgorszego w sezonie, dwudziestego miejsca w Oberstdorfie. W pierwszej serii absolutnie zepsuł swój skok (111 metrów!) i tylko fakt, że miał za rywala Juliana Musiola spowodował, że w drugiej serii jednak zobaczyliśmy go (no dobra – i tak miał wynik na pierwszą trzydziestkę, niemniej na raczej dolne rejony). W niej poprawił się o 19,5 metra wskakując na koniec drugiej dziesiątki. W Ga-Pa było już bardzo dobrze – pokonanie Anisimova nie było żadnym problemem, a miejsce tuż poza podium żadną kompromitacją. W Innsbrucku znów rywal był niewymagający (Ichinohe), a siódme miejsce efektem trudnych warunków drugiej serii. W Bischofshofen ponownie był czwarty, a dodajmy że przeciwnika miał silnego w słabym dla siebie okresie (Kranjec). Cały Turniej skończył na pozycji czwartej, a wpadka z Oberstdorfu pewnie śni mu się do dziś po nocach.

MŚ w Kulm to szóste miejsce zarówno indywidualnie jak i w drużynie. Zaś w Zakopanem szło mu minimalnie gorzej – trzynaste miejsce w dniu pierwszym i ósme w dniu drugim. Co ciekawe po pierwszym konkursie pod Krokwią chwilowo Andi spadł na czwarte miejsce PŚ, które opuścił po trzecim miejscu w Willingen, na ZIO jechał jako jeden z faworytów.

I medalu nie zdobył, choć skakał bardzo dobrze. Nie zabrakło wiele – piąte miejsce na normalnej skoczni, szóste na dużej to dobre wyniki. W drużynie bez rewelacji – siódma lokata (gorsza o 1 względem Willingen), ale kto właściwie na Szwajcarów stawiał. Szkoda niewykorzystanej szansy medalowej, ale należało się skupić na utrzymaniu trzeciego miejsca w PŚ.

Kuettel utrzymał je bez problemu, nawet zdrowo przestraszył drugiego Ahonena. Po szóstym miejscu w drużynie (przypominam głównie z obowiązku), w Lahti był czwarty. W Kuopio odniósł za to swe trzecie zwycięstwo. W Oslo i Lillehammer był odpowiednio szósty i dziewiąty. Zbliżył się do Ahonena na odległość 66 punktów. W Planicy był tuż za podium (który to raz w tym sezonie), czym odrobił 26 punktów do Fina, za mało… Choć nawet większa przewaga nie pozwoliłaby Szwajcarowi zająć drugiego miejsca gdyż w finale sezonu Janne był 10, zaś Andi – 12.

I tak trzecie miejsce to drugi najlepszy wynik w historii Szwajcarii. W sezonie 1990/91 drugi w PŚ był Stephan Zuend, który też wygrał najwięcej konkursów w historii skoków w nadalpejskim kraju (4), Kuettel z trzema zwycięstwami i pięcioma trzecimi lokatami jest 48 na liście wszech czasów, ale drugi w swoim kraju. Dodajmy, że zwyciężali też zawody Simon Ammann (obok Waltera Steinera najlepszy Szwajcar w dziedzinie "wielkie światowe imprezy") i bardzo dawno temu Hansjoerg Sumi, a na podium stawali jeszcze Bruno Reuteler, Sylvain Freiholz, Gerald Balanche i Robert Moesching, tak więc tym bardziej imponująco prezentują się osiągi Kuettela, który akurat na wielkich imprezach nigdy nie zdobył choćby najskromniejszego medalu. Co dalej? Ja stawiam na "model Ljoekelsoeya".