Janne Happonen od kilku lat (co najmniej od sezonu 2001/02) uważany jest za nadzieję skoków. Niemniej przez cztery lata swymi wynikami nie potwierdzał tego. Lepiej skakali jego inni młodzi rodacy: by tylko wymienić takie nazwiska jak Arttu Lappi, Akseli Kokkonen, Veli-Matti Lindstroem. A dla Happonena świat wielkich skoków wydawał się jednak odległy. Wszystko uległo zmianie w sezonie 2005/06 – stał się bodaj największym objawieniem cyklu, zajmując świetne, czternaste miejsce w łącznej klasyfikacji i zachwycając startami zwłaszcza pod koniec sezonu.

14. Janne Happonen (Finlandia) – 484 punkty (5/+42)

W maratonie dwukonkursowym 26.11.2005 w Kuusamo rozpoczął od miejsca dwudziestego czwartego, zaś w drugich zawodach po pierwszej serii był na dobrym, siódmym miejscu (co mu się i w przeszłości zdarzało), w drugiej spadł, ale tylko o trzy miejsca – było pierwsze w karierze 22 letniego Fina miejsce w "10" PŚ! W Lillehammer był odpowiednio siedemnasty i dwudziesty drugi. W Harrachovie było jednak źle: w pierwszym konkursie nie wystąpił, zaś w drugim zdobył symboliczny punkt. W Engelbergu Janne był na dwudziestej trzeciej pozycji, co w światowej hierarchii po 7 konkursach dało mu 22 miejsce – dobre, choć nie rewelacyjne.

W Oberstdorfie jak pisałem jakiś czas temu Happonen pokonał słynnego rodaka Kiuru – ale w konkursie roli poważnej nie odegrał (27 miejsce). Podobnie w Ga-Pa. Z Robertem Mateją wygrał bez problemów, ale zawody ukończył na miejscu 28. W Innsbrucku Happonen mimo 26 lokaty pierwszej serii nie wszedł do drugiej (przegrał z Romoerenem i skończył ostatecznie na miejscu 32), zaś w Bischofshofen pokazał się Janne znów z dobrej strony – okazał się w serii KO pogromcą Stefana Huli, by uplasować się na 15 pozycji. Cały Turniej ukończył na dwudziestym szóstym miejscu, w PŚ spadł na 23.

W Kulm na MŚ indywidualnie był dziewiąty (tylko o jedno miejsce przegrał z najlepszym z Finów – Ahonenem), zaś w drużynie zdobył srebrny medal, obok Ahonena będąc głównym sprawcą tego wyniku.

W Zakopanem drugi raz zmieścił się w pierwszej "10". Po pierwszej serii skokiem na 129 metrów był nawet drugi, w drugiej powtórzył ten rezultat i spadł na szóste – które i tak było najlepszym w dotychczasowej karierze. Dzień później w konkursie, który odbył się w cieniu tragedii w Chorzowie, Happonen był szesnasty. Przed Turynem skakał jeszcze w Willingen, gdzie był również szesnasty, zaś w PŚ awansował na pozycję 21. Warto dodać, że drużyna fińska w konkursie niemieckim okazała się jak pamiętamy najlepsza.

Trudno jednoznacznie coś napisać o startach Happonena w Pragelato. Na skoczni K90 był dwudziesty ósmy, na K120 zastąpił go Jussilainen, który nie zachwycił, więc do drużyny Nikunen wystawił Happonena. Po tym konkursie przetoczyła się przez niego krytyka, iż zawalił Finom złoto – jednak chciałbym bronić w tym miejscu Jannego – skakał może najgorzej z ekipy – ale przecież skoki 122,5 i 124 metry nie były jakąś kompromitacją. Gdy myślę o zawaleniu złotego medalu przez jednego zawodnika, to mam przed oczami wielkiego Haradę z Lillehammer – w przypadku Happonena raczej nie wchodzi to w grę. Raczej był solidnym członkiem srebrnej drużyny.

Po Olimpiadzie, w Lahti Finowie musieli ustąpić Austriakom i Norwegom drużynowo, za to indywidualnie… W pierwszej serii Happonen osiągnął 124 metry i był piąty. W drugim po jego skoku na 129 metrów warunki dla ostatniej czwórki pogorszyły się, ale nie tylko dlatego Happonen wygrał. Naprawdę zasłużył sobie swoim skokiem na tę pierwszą w swej karierze wygraną. Momentalnie awansował na 14. miejsce w PŚ. W Kuopio nieco spalił się psychicznie, gdyż wylądował 10 miejsc niżej niż w Lahti, potem jednak pierwszej dziesiątki PŚ nie opuszczał. W Lillehammer po pierwszej serii był drugi – jednak nie wytrzymał znów napięcia. W Oslo również zawalił drugi skok – przy czym tym razem spadł tylko z czwartego na ósme miejsce.

W Planicy Janne znowu błyszczał. W pierwszy dzień może jeszcze nie najjaśniejszym blaskiem – zajął tam szóste miejsce ex aequo z Małyszem, za to w finale sezonu wygrał obie serie (225,5 i 226,5 – znakomite skoki, choć nie ma porównania z konkursem finałowym sezonu 2004/05) i odniósł swoje drugie, pucharowe zwycięstwo.

Happonen wdarł się przebojem do czołówki światowej. Po tym sezonie nikt nie będzie go mylić z wielkim rodakiem (fonetyczne podobieństwo nazwisk jest uderzające). Warto dodać, iż Happonen jest siedemnastym Finem, któremu udało się odnieść pucharowe zwycięstwo, lista zapewne w następnych sezonach ulegnie rozszerzeniu. A co pokaże Happonen za rok? Czy straci się jak Kokkonen czy Lindstroem? Jeśli nie przyplątają się urazy, które tamtym przeszkodziły w karierze to chyba nie. Wygrał bowiem najtrudniejszą walkę – walkę z własną psychiką, która przez 4 lata uniemożliwiała mu dobre starty.

Bilans Janne Happonena na wielkich imprezach (zł-sr-br)

Igrzyska olimpijskie: drużynowo (0-1-0)
MŚ w Lotach: drużynowo (0-1-0)

Łącznie: drużynowo (0-2-0)

CDN