W ubiegłą środę Wolfgang Hartmann ostatecznie podpisał czteroletni kontrakt ze Szwedzkim Związkiem Narciarskim. Będzie zatem trenował tamtejszych skoczków narciarskich aż do Olimpiady w Vancouver. Niemiec wątpliwości miał spore. Jak powszechnie wiadomo, skoki narciarskie nie są dyscypliną szczególnie popularną w Szwecji. Ponadto, stosunkowo słabe osiągnięcia zawodników wobec sukcesów sportowców z innych dyscyplin narciarskich, zepchnęły skoki w Szwecji do poziomu wegetacji. Poziomu, na którym brak praktycznie wszystkiego, a szczególnie pieniędzy (co za tym idzie sprzętu, porad specjalistów, treningów na skoczniach innych niż rodzime). Przez kilka ostatnich sezonów, szwedzkim zawodnikom zmieniano szkoleniowców z niespotykaną gdzie indziej częstotliwością, co oczywiście rozregulowało nawet Johana Eriksona, jedynego, który dotychczas pokazał cokolwiek na arenie międzynarodowej.
Dopiero po przyjściu Hartmanna zaczęło się dziać lepiej w obozie Szwedów. Niemiecki szkoleniowiec zaczął tworzyć konkretny plan treningowy nie tylko dla 4-5 najbardziej wybijających się skoczków, lecz również dla nielicznych, ćwiczących praktycznie "w podziemiu". Hartmann, podobnie jak Steiert w Rosji, zorganizował Szwedom lepszy sprzęt, zabrał na zgrupowania zagraniczne, a kontuzjowanemu Andreasowi Arenowi zapewnił miesięczną rehabilitację w Garmisch-Partenkirchen, gdzie skoczek mógł dochodzić do siebie pod okiem najlepszych specjalistów. Znamienne jest, iż wszyscy zawodnicy bardzo polubili Niemca. "Przyjście Wolfiego to była najlepsza rzecz jaka nam się zdarzyła od lat, prawie, że dar losu" komentował w swoim czasie Isak Grimholm.

Skąd zatem wątpliwości Hartmanna? Jak łatwo się domyślić problem tkwi w sferze finansowej. "Bez odpowiednich środków skoki narciarskie w Szwecji nie zaistnieją!" – tłumaczył prasie trener, starając się jednocześnie przekonać Związek Narciarski do zwiększenia wsparcia finansowego. "Gdybyśmy nie wierzyli w postęp tych młodych zawodników i w przyszłość skoków w naszym kraju nie szukalibyśmy trenera zza granicy, nie wyrażalibyśmy chęci związania się kontraktem czteroletnim" – ripostował Anders Bergstroem, menadżer SZN. Aż do środy sytuacja była bardzo niepewna. Hartmann deliberował, spotkał się również z Eriksonem, Arenem i Gashim. Jeszcze we wtorek, Andreas Aren, który Niemcowi zawdzięcza chyba najwięcej w swojej karierze sportowej, stwierdził: "Jeśli Wolfgang nie zostanie w Szwecji na dłużej, jeśli znowu zostaniemy bez trenera, wraz z Besnikiem zakończymy karierę, bo to wszystko naprawdę nie będzie miało już żadnego sensu".

Hartmann na szczęście postanowił zostać. Jak oficjalnie stwierdzili Bergstroem oraz Dyrektor Szwedzkiego Komitetu Olimpijskiego - Peter Reinebo: "Hartmann ma ciekawy plan rozwoju skoków w Szwecji, dlatego uznaliśmy, że kontrakt obowiązujący do 2010 pozwoli mu swobodnie wprowadzić swoje pomysły w życie. Ponadto, nasza dotychczasowa współpraca była bardzo pomyślna, a sami zawodnicy bardzo cenią trenera." Niemiec nawiązał również współpracę z firmą marketingową ASP, która będzie od nadchodzącego sezonu "opiekować się" szwedzką drużyną narodową w skład której wejdą zapewne: Johan Erikson, Andreas Aren, Jakob i Isak Grimholm oraz Besnik Gashi. Oficjalny skład zostanie podany na początku maja, a jak na razie, skoczkowie zażywają zasłużonego wypoczynku, mając na uwadze specjalnie poruczone im przez trenera zadanie: "Nabierajcie sił, nadchodzi pracowity sezon!". Pozostaje tylko życzyć motywacji i powodzenia.