Proces dodawania nowej konkurencji do programu Igrzysk Olimpijskich jest skomplikowany - dziś, wobec zarzutów przeładowania programu, zapewne bardziej niż niegdyś. W przypadku konkurencji narciarskiej oficjalna inicjatywa musi wyjść od FIS, ale ostateczna decyzja należy do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Z tego punktu widzenia bardzo istotną osobą okazuje się Gian Franco Kasper, zarówno przewodniczący FIS, jak i członek MKOl. Niedawne wypowiedzi Kaspera nie napawały sympatyków kobiecych skoków narciarskich optymizmem - Szwajcar twierdził, że "z medycznego punktu widzenia nie jest to sport odpowiedni dla kobiet".
Warto zauważyć zmienność, żeby nie powiedzieć - koniunkturalność argumentów. Jeszcze niedawno podstawowym argumentem tych, którzy każą zawodniczkom skoków narciarskich czekać w nieskończoność, była zbyt mała liczba zawodniczek, ewentualnie niski poziom. Teraz, wobec ustanowienia kobiecego Pucharu Kontynentalnego, w którym startują zawodniczki wprawdzie zwykle nie najliczniejsze, ale za to w większości należące do ścisłej czołówki - ten argument wydaje się niestosowny. Odkurzono więc ten, wedle którego odbicie i lądowanie jest iście zabójcze dla macicy i jajników, choć najwyraźniej nie szkodzi im znacząco zjazd z prędkością ponad 100 km/h ani ślizganie się w podobną prędkością głową w dół w lodowej rynnie.

Ostatnio organizacja Women's Ski Jumping USA zdołała bardzo sprawnie nagłośnić problem. Znakomitym przykładem nierówności okazało się choćby rodzeństwo Johnson - 16-letni Anders został powołany do kadry olimpijskiej, jego starsza siostra Alissa - swoją drogą, raczej lepsza zawodniczka, niż jej brat - nie ma prawa startu tylko z powodu swojej płci. Ten argument trafia do celu - w USA problem dyskryminacji jest traktowany o wiele poważniej niż w Polsce, w sondzie, której wyniki prezentowano w programie "Good Morning America", aż 97% głosujących wypowiedziało się za włączeniem skoków kobiet do programu Igrzysk Olimpijskich!

I właśnie w tej sytuacji Gian Franco Kasper wykonał nieoczekiwaną woltę i przed kamerami zapewnił, że nie widzi żadnych przeciwskazań medycznych do uprawiania przez kobiety skoków narciarskich. Jak sam powiedział, decyzję ma podjąć tradycyjny majowy kongres FIS i jeżeli zatwierdzi on wniosek o nadanie kobiecym skokom statusu olimpijskiego, zostanie on przekazany do MKOl. Czy Kasper autentycznie zmienił zdanie, czy raczej zachowuje się oportunistycznie? Niezależnie od tego jego opinia jest ogromnie ważna, bo stanowi otwarcie drzwi dla skoczek.

Swoją drogą, kto przekonał Kaspera? Alissa Johnson była w Turynie, gdzie kibicowała swojemu bratu - ze względu na jego start zrezygnowała z udziału w części Ladies Grand Prix. Miała tam zająć się także lobbingiem na rzecz skoków kobiet. Oprócz tego konkurencja ta ma w MKOl-u zdeklarowaną promotorkę. Przed kilkoma laty Women's Ski Jumping USA zorganizowała spotkanie amerykańskich skoczek z członkinią MKOl Anitą DeFrantz, które okazało się dużym sukcesem - DeFrantz zapoznała się ze sprawą i obiecała zawodniczkom walczyć o ich sprawę. Niewątpliwie jest to osoba, której trudno nie dostrzegać problemu dyskryminacji - Afroamerykanka, której dzieciństwo przypadło jeszcze na czasy segregacji rasowej, brązowa medalistka pierwszego konkursu olimpijskiego w wioślarstwie kobiet, a także piąta kobieta, pierwsza Afroamerykanka i pierwsza kobieta z USA w MKOl-u. DeFrantz uchodzi za znakomitą negocjatorkę, może więc miała swój udział w przekonaniu Kaspera? A może po prostu nie chciał on zyskać sobie reputacji takiej, jak Torbjoern Yggeseth, przy którym ciągle wydaje się niemal feministą?