Olimpijskie zmagania skoczków dobiegły końca, jednak igrzyska trwają nadal. W Finlandii panuje swego rodzaju frustracja - jeszcze stosunkowo dobrze skrywana - ponieważ w ciągu 11 dni igrzysk reprezentanci Kraju Tysiąca Jezior zdobyli na razie jedynie 6 medali, w tym żadnego złotego. W ogólnej klasyfikacji Finlandia zajmuje dopiero siedemnaste miejsce, co jest bardzo niepokojące, biorąc po uwagę fakt, że mówimy o kraju, w którym sporty zimowe są integralną częścią życia, kultury i mentalności. Nie wspominając już o tym, że zima trwa tutaj pół roku! Frustracja jest zdecydowanie zrozumiała - zwłaszcza jeśli popatrzymy na tabelę medalową i zobaczymy, że Finow wyprzedzają takie kraje jak Korea, Chiny czy Australia! Nadzieja wciąż pozostaje - głównie w hokeju i... curlingu - niemniej jednak pewne oczekiwania okazały się próżne.
Finowie na igrzyska w Turynie mieli dwóch "pewniaków": Hannu Manninena, który już na początku lutego zapewnił sobie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej pucharu świata w kombinacji norweskiej, oraz Janne Ahonena (który zapewniać będzie dopiero w marcu), najlepszego skoczka narciarskiego ostatnich lat. Obaj wracają z Turynu bez medali indywidualnych - i obaj właściwie z powodów od siebie niezależnych. Manninen w pierwszym konkursie miał problemy z nartami, zaś później dopadła go grypa. Ahonen miał wyjątkowego pecha do warunków atmosferycznych. Manninen jest tylko rok młodszy od Ahonena i jego występ na następnych igrzyskach stoi pod znakiem zapytania. Ahonen już rok temu deklarował, że olimpiada w Turynie jest jego ostatnią. Obaj mistrzowie w swoich dyscyplinach - w dorobku medalowym mają tylko krążki drużynowe: Manninen srebro (1998), złoto (2002) i brąz (2006), Ahonen dwa srebra (2002 i 2006).

Możemy wnioskować dwojako: albo faworyci zawiedli, albo nie ma sensu wyłaniać takowych, gdyż imprezy rządzą się własnymi prawami, co na własne oczy widzieliśmy nie raz i nie dwa. Srebro w drużynie to dla Ahonena niejako na otarcie łez po konkursach indywidualnych, szczególnie po K95, kiedy stracił medal, który wszyscy fani już widzieli na jego szyi. "To był najgorszy tydzień mojego życia" mówił przed konkursem K125. "Nawet jeśli na dużej pójdzie mi dobrze, nie zrekompensuje mi to porażki z małej skoczni. Czułbym się o wiele lepiej, gdybym w konkursie niedzielnym rzeczywiście źle skoczył, bo wtedy z własnej winy nie miałbym medalu. Tymczasem oba skoki były zupełnie poprawne" odpowiadał na zarzuty "fachowców", jakoby zepsuł drugi skok. Dziwić może decyzja kierownictwa konkursu, które kazało samej czołówce skakać w drastycznie gorszych warunkach atmosferycznych. "Wystarczyło przerwać konkurs na chwilę i poczekać, aż wiatr się uspokoi" mówił potem Tommi Nikunen, trener Finów. "Najlepsi mieli wiatr w plecy 2,2-2,4 m/s. Nie mieli żadnych szans." Ahonen zajął miejsce szóste, pozostali z prowadzącej czwórki - piąte, dziewiąte i dziesiąte. Medale olimpijskie zdobyli zawodnicy, którzy po pierwszej serii zajmowali lokaty 5, 6 i 6. W tym Matti Hautamäki - co poniekąd osłodziło gorycz Finów, a jego samego zdumiało.

Zdobywając w poniedziałek srebro drużynowe, Hautamäki stał się drugim po Mattim Nykänenie najbardziej utytułowanym olimpijsko skoczkiem fińskim. Nykänen ma w dorobku pięć medali (cztery złote i jeden srebrny), Hautamäki - cztery (trzy srebrne, jeden brąz). Biorąc pod uwagę, że przed nim jeszcze jedna przynajmniej olimpiada, ma szanse ten dorobek powiększyć. Już na konkurs K125 upatrywano w 24-latku z Kuopio faworyta (obok Ahonena, u którego podejrzewano, że zwycięży "sportowa złość"), ale pogoda znów zrobiła swoje i Matti zakończył zawody na miejscu piątym, co zupełnie go nie satysfakcjonowało. Ahonen był dziewiąty i tak skończył się jego sen o indywidualnym medalu olimpijskim - sen, który zaczął się 12 lat temu przy okazji igrzysk w Lillehammer. "Żałuję" powiedział po konkursie, "ale życie toczy się dalej. To tylko sport." Zapytany o igrzyska w 2010, odpowiedział, patrząc z wyrzutem na skocznię: "Mam czekać kolejne cztery lata na coś takiego? Dziś tylko upewniłem się w swojej decyzji." Ale w ciągu trzech dni zdążył się już przekonać, że dziennikarze nie dadzą mu spokoju i będą o tę decyzję pytać równie często, jak ongiś pytali o wieczny brak uśmiechu na jego twarzy.

Ahonen od kilku lat zapowiadał, że po olimpiadzie w Turynie zastanowi się, co dalej z jego karierą skoczka. Zgodnie z obietnicą wczoraj po dekoracji medalowej konkursu drużynowego ogłosił, że definitywnie zamierza skakać w przyszłym sezonie. Tymczasem rzuci się do odrabiania straty (43-punktowej) w pucharze świata, jaką ma do liderującego Jakuba Jandy. Dla skoczków olimpiada się skończyła, ale sezon trwa jeszcze kilka tygodni. Możemy być pewni, że "sportowa złość" jednak się pojawi, choć w konkursie na K125 zupełnie gdzieś się schowała. Ahonen będzie chciał odebrać Jandzie prowadzenie już podczas najbliższych zawodów w Lahti (5 marca).

Olimpiada się skończyła, dziś fińscy skoczkowie wrócili do ojczyzny. Jeśli rozpatrywać sprawę w kategoriach indywidualnych, na pierwszy plan wysuwa się osobista porażka Ahonena. Jeśli patrzeć w całokształcie - nie poszło im tak źle. Założyli sobie dwa medale z czego jeden złoty - a to udało się wypełnić w 75%: mają dwa srebra. Co znów - za okoliczność łagodzącą biorąc zwariowaną pogodę na obiektach w Pragelato - wydaje się zupełnie przyzwoitym rezultatem. Na ławce przesiedział zawody Joonas Ikonen, najmłodszy reprezentant Finów. Risto Jussilainen skakał w konkursie K125, ale nie zaliczy tego występu do udanych - zajął dopiero 35. miejsce. Zadowolony jest natomiast Janne Happonen, który w swoim debiucie olimpijskim na K95 zajął 26. lokatę, zaś drużynowo dorobił się już srebra. Tami Kiuru, również pierwszy raz na igrzyskach, choć na K95 miał pecha (awans do drugiej serii przegrał o 0,5 punktu), na K125 plasował się na miejscu 18., zaś w konkursie zespołowym skakał świetnie i zdobył medal zasłużenie.

Skoczków czeka wolny weekend, zaś w kolejnym - rywalizować będą w Lahti. "Zamierzamy wygrać puchar narodów" deklaruje Tommi Nikunen. W sobotę 4 marca na skoczni Salpausselkä ostatni konkurs drużynowy sezonu. Gospodarze nie powinni zmarnować takiej okazji. Igrzyska są już przeszłością. Finowie z podniesioną głową walczyć będą o to, co jeszcze jest do wygrania.