Organizowane są na nich konkursy dla skoczków-amatorów, którym z uwagą przyglądają się nieliczni kibice. Osiągane odległości nie są powalające – rekord to 21 metrów, lecz ze względów bezpieczeństwa oddawane są skoki krótsze, w granicach 10-16m. Jak mówi organizator zawodów, Mariusz Czyż, w rywalizacji nie są brane pod uwagę noty za styl, gdyż tam każdy ma swój własny, niepowtarzalny i... dość wyjątkowy. Tak zawsze wyobrażałam sobie początki tej dyscypliny: nabranie prędkości, odbicie i... nieco nieskoordynowany lot. Oczywiście nie ma to większego znaczenia, bo w końcu liczy się radość, jaką chłopcy czerpią ze swojego hobby.
Jakkolwiek pozytywnie mogą być odbierane podobne sposoby spędzania wolnego czasu (lepsze to niż snuć się bez celu po ulicach, bądź, co gorsza, wymyślać „zabawy” wywołujące wzrost poziomu adrenaliny nie tylko u młodzieży...), wiążą się z nimi pewne obawy. Większość z nas zdaje sobie sprawę, jak niebezpieczną dyscypliną są skoki narciarskie. Czy zatem młodzież z Kamiennej Góry ma zapewnione należyte bezpieczeństwo podczas treningów? Kto jest odpowiedzialny za przekazanie im wiedzy, która pozwoli bez szwanku oddać choćby najkrótszy skok? O wypadek jest niezwykle łatwo, a konsekwencje upadku po nieudanej próbie mogą być tragiczne.
Wierzę, iż sprawujący opiekę nad trenującymi, nie dopuszczą, aby jakiemukolwiek z chłopców stała się krzywda i będą mogli rozwijać, bądź co bądź, godną podziwu pasję.