...Były najspokojniejsze spośród zgromadzonych przed budynkiem hotelu. Zauważyłem u nich nawet lekkie oznaki wstydu, brak umiejętności przełamania się. Nie mam pojęcia z czego to wynikało. Co prawda mówiły o sobie, że mają wyrobioną "renomę" wśród pozostałych fanek i dzięki temu mogą bez niepotrzebnych nerwów mieć dojście do większości skoczniowych pupili. Myślę jednak, że każda z grup dziewczyn ma podobną opinię na temat swojego miejsca "w szeregu" a dla osoby patrzącej z boku cała ta sytuacja bywa wybitnie śmieszna.
Wrócę jeszcze na chwilę do faneczek.

Wszystkie wzajemnie ścigają się w pomysłach, jak zwrócić na siebie uwagę. Jedne charakteryzują się tak, żeby być do siebie identycznymi postaciami oraz ubierają się tak samo. Drugie zakładają odblaskowe elementy ze swojej garderoby. To chyba przynosi pewien skutek, bo ja jako zwykły śmiertelnik bez większego problemu zauważam je na trybunach, poza stadionem, na ulicach, czy nawet w pub'ach. Zastanawia mnie jednak, co chcą tak naprawdę przez to osiągnąć. Przecież większość z nich przyjeżdża tylko, żeby spotkać swoich idoli - zawody są dla nich mało ważne, nie mają w zamyśle wejść na trybuny i kontrolować przebiegu zmagań.

Zachowania faneczek przynoszą na ogól efekt odwrotny do tego, który by chciały osiągnąć. Skoczkowie wiedzą doskonale, że zostaliby stratowani, gdyby zgodzili się wyjść poza teren hotelu w chwilach największego "szczytu".
Dostęp dla kibiców, chcących zrobić sobie zdjęcie lub zdobyć autograf gwiazdy, którą cenią najbardziej jest praktycznie zerowy. Nie będą przecież przedzierać się przez tłumy rozwydrzonych nastolatek, które blokują wszelkie możliwe przejścia. Kończy się to w ten sposób, że wielu kibiców rezygnuje z przyjazdu do Zakopanego, czując żal, że nie dane im było posmakować tej niepowtarzalnej atmosfery, którą ponoć zachwyca się cały świat.

Czas już chyba najwyższy, żeby dać trochę oddechu moim "ulubienicom".

Jak każdy bardziej zorientowany wie, bez mediów przepływ informacji byłby mocno utrudniony. Dlatego też któregoś pięknego dnia, człowiek wykorzystując zasoby swojego mózgu wymyślił akredytację dziennikarską. Dzięki niej osoby przyjeżdżające na zawody sportowe do pracy mogły liczyć na osobny sektor, w którym warunki pozwalały na spokojne wykonywanie swoich obowiązków.
Niestety coraz częściej zdarza się tak, że w tym sektorze znajdują się osoby zupełnie przypadkowe. Oczywiście mam na myśli jakże miłe dziewczęta, które tylko sobie wiadomymi sposobami akredytują się na zawody.

Z informacji jakie posiadam, stosują przeróżne sposoby, żeby tylko oszukać osoby odpowiedzialne za wydawanie akredytacji i wprowadzać im zamęt w bazie danych. Później, te jednak nieliczne "Panie dziennikarki" opisują to w swoich "blogach". Takie postępowanie trzeba tępić, gdyż później okazuje się, że nawet nie potrafią się odpowiednio zachować w miejcach gdzie wymagana jest minimalna kultura osobista. Co gorsza, wielokrotnie przeszkadzają innym dziennikarzom, którzy wykonują naprawdę ciężką pracę. Choćby fakt zajmowania komputerów w centrum prasowym dla prywatnych celów no i regularnego kontrolowania forum dyskusyjnych o skokach narciarskich. Trzeba przyznać, że robią to bardzo sprytnie i prawie nikt im nie może nic zarzucić w tej kwestii.

Do piszczenia podczas skoku ulubieńców najodpowiedniejszym miejscem są trybuny, a nie sektor prasowy. Potem te dziewczyny będą biegały po całym mieście i chwaliły się co to im się udało wykombinować, że stały 10 metrów bliżej niż pozostali...

Wieczorne wybryki... to już w III i ostatniej części.