Ludzie oglądający konkursy skoków narciarskich jedynie w telewizji, po przeczytaniu tego artykułu mogą myśleć, że przekaz w nim zawarty jest fikcją.

Ja przekonałem się osobiście, że zjawisko, które zauważyłem w pełnym blasku już trzeci raz w swoim życiu jest prawdziwe. Dla mnie interesujące, niezwykłe, czasami komiczne, jak również intygujące i kontrowersyjne. "Tytułowe" postaci to główne gwiazdy zakopiańskiego "Pucharu Świata" oraz najważniejsze "motory napędowe" imprezy. Jeśli pominęlibyśmy jedną z tych grup, to miałoby to bardzo znaczący wpływ na wyniki zawodów lub też wyników tych w ogóle by nie było.
Zacznijmy jednak od początku.

Piątek to dzień porannych i wieczornych treningów oraz kwalifikacji. Do stolicy Tatr zjeżdżają się wszyscy bezpośrednio, jak i pośrednio zainteresowani "karuzelą" Pucharu Świata, która właśnie odwiedza Polskę.

Wczesnym rankiem na dworcu w Krakowie, czekając na autokar do Zakopanego spotkałem Kasię. Na jej plecaku oraz szyi dostrzegłem norweskie barwy. W ręce trzymała słoweńską flagę, umieszczoną na długim platikowym kiju. Usiedliśmy już na siedzeniach, rozmowa o skokach i życiu prywatnym tak nas wciągnęła, że ani się obejrzeliśmy, już byliśmy na miejscu.

Znaleźliśmy się nieopodal Hotelu COS-u. Przechodzący koło niej Tommi Nikunen, ocierając się delikatnie o jej kurtkę "doprowadził" do tego, że na ułamek sekundy straciła świadomość. To pierwsza sytuacja, która mnie zachęciła do drążęnia tematu w jaki sposób ludzie związani ze skokami aż tak mogą wpływać swoją osobą na kibiców.

Poznałem także koleżanki Kasi, które przyjechały z Warszawy (dziewczyny znały się z trybun ubiegłorocznego PŚ w Zakopanem, ale już w tym roku postanowiły razem zamieszkać). Po wcześniejszych przygotowaniu ubioru, makijażu oczekiwały przed wejściem do hotelu na pierwsze w tym roku "spotkanie" ze swoimi ulubieńcami. Mogłyby tam (gdyby nie ochrona) spędzać 24 godziny na dobę. Warunki atmosferyczne nie miały dla nich żadnego znaczenia. Liczył się tylko kontakt wzrokowy z jakimkolwiek skoczkiem.

Po dłuższej chwili przybyło trochę faneczek, nastąpiło jakieś ożywienie, na horyzoncie pojawili się zawodnicy wracający z porannych treningów, a ja doznałem szoku. Zamiast podejść do jednego z nich, krótko porozmawiać, one zaczęły krzywo na siebie patrzeć. Po cichu komunikować się słowami m.im. "nie wolno Ci się na niego patrzeć","on jest mój, a nie twój". Niekiedy piszczały, myląc skoczków z innymi. Na dalsze "popisy" nie pozwoliła im już ochrona i faneczki przeniosły się łowić autografy za główną bramę wjazdową. To, że jedna grupka nie lubi drugiej widać było z daleka. Kpiące wyzwiska, wspólne straszenie się. Temperatura osiągała ok.-15*C a one "warowały" przy w/w bramie 4-6 godzin non stop. Chyba tylko za tę wytrwałość można je pochwalić.

Moja znajoma wraz ze swoimi koleżankami również była wśród osób, które z niecierpliwością oczekiwały powrotu skoczków do hotelu. Jednak te dziewczyny zachowywały się nieco inaczej...

* Imiona niektórych osób zostały celowo zmienione.