Jaki związek miał nasz najlepszy skoczek narciarski, Adam Małysz, z z decyzjami Polskiego Związku Narciarskimi - w wiekszości niewytłumaczalnymi i niekorzystnymi - jakie to zapadły w ostatnich latach? Okazuje się, że bardzo duży... Jak doności "Rzeczpospolita" polski skoczek miał szantażować PZN!
Te mocne słowa pojawiają się przy okazji umowy, którą w 2004 roku PZN zawarł z firmą Edi Federer Sportmarketing. Zacznijmy jednak od początku. W czerwcu 2004 r. rozpisany został przetarg, którego przedmiotem była sprzedaż 150 cm kwadratowych powierzchni reklamowej na strojach polskich skoczków w sezonie 2005/2006. Do przetargu zgłosiły się dwie firmy - Lotos (gotowy zapłacić 900 tys. zł.) oraz firma Ediego Federera (proponująca 250 tys zł. i umorzenie długów PZN)

Komisja przetargowa wybrała Lotos. Komplikacje pojawiły się trzy dni po tym fakcie, podczas trwania Letniego Grand Prix w Zakopanem.

Federer postawił ultimatum - jeśli PZN nie podpisze z nim umowy, austriacki menadżer Adama Małysza wycofa się z finansowania kadry polskich skoczków narciarskich. Ponadto Małysz zagroził wycofaniem się ze startu w LGP na Wielkiej Krokwi.

Wobec takiego postawienia sprawy, zarząd PZN postanowił przedłużyć umowę z Edim Federerem. W efekcie do kasy związku nie wpłynęły żadne pieniądze, natomiast Małyszowi Federer zapłacił w sumie 165 tys. euro za reklamowanie Maxdaty i Generali. Fakt ten wydaje się być sprzeczny z przepisami FIS, która zabrania menadżerom wypłacania pięniędzy bezpośrednio zawodnikowi.

Prawdy, która być może leży i w tym przypadku pośrodku, możemy nigdy nie poznać. Faktem jest jednak, iż ujawniane coraz to nowe "afery" i rewelacje dotyczące zaplecza polskich skoków nie służom przygotowaniom do najważniejszej imprezy tego sezonu, jaką są bez wątpienia Igrzyska Olimpijskie...