Kilka dni temu serca kibiców Svena Hannawalda zmroziła straszna wiadomość: Hanni może stracić medale!
Na szczęście bardzo szybko wszystko się wyjaśniło. Svenowi nic nie grozi. Co to było? Burza w szklance wody, plotka dla podtrzymania zainteresowania czy realne zagrożenie?
Jak wszyscy na pewno usłyszeli lub choćby zauważyli, olimpiada w Salt Lake City konsekwentnie zakazała reklamy. Ma to być zapewne dowód, że idea olimpijska żyje, że igrzyska nie są wyłącznie imprezą komercyjną. Na skoczniach, lodowiskach, wokół tras zjazdowych czy biegowych nie ma żadnych reklam, tylko logo igrzysk i filozoficzna sentencja. Także sportowcy musieli usunąć wszelkie elementy reklamowe ze swoich strojów.

Tuż przed olimpiadą Sven Hannawald pospiesznie podpisał kontrakt reklamowy z firmą mleczarską Danone i nakręcił ujęcia do filmiku reklamowego. Reklama była emitowana w czasie zawodów. Można tu zapytać: no i co? przecież reklama czekolady Goplana z udziałem Małysza też jest przez telewizję pokazywana z uporem godnym lepszej sprawy, także teraz. Jednak w filmiku Hanniego wykorzystano ujęcia z SLC. W tym tkwi problem.

Svenowi groziło nie tylko odebranie medali, ale także - na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej - cała drużyna niemiecka mogłaby zostać zdyskwalifikowana. Widać w tym niewiarygodnie ortodoksyjne traktowanie idei olimpijskiej. W czasach bardzo ścisłego rozdziału między sportem amatorskim i zawodowym, gdy ktoś, kto zarabiał na uprawianiu sportu, nie miał prawa startu na igrzyskach, zdarzały się również nadgorliwości. Wielu pamięta jeszcze aferę wybitnego dziesięcioboisty Jima Thorpe, który w 1913 r. został zdyskwalifikowany za zarobkową grę w baseball. Nikt nie zechciał przy tym uwzględnić faktu, że Thorpe po prostu nie miałby bez tego pieniędzy na trening. Dopiero w 1982 r. został zrehabilitowany.

Sven Hannawald oczywiście nie jest osobą biedną, ale w tej sprawie ewidentnie nie było złych intencji, tylko niedopatrzenie. Na szczęście sprawa została zamknięta. Menedżer powiedział, że nie był świadom tak daleko idących ograniczeń i zadeklarował, że jest gotów wziąć całą winę na siebie (pamiętajmy, że Sven wziął udział w reklamie w pełnym porozumieniu z nim). Także to nie było potrzebne. Sven dostał "przyjazny list" od narodowego komitetu olimpijskiego i odetchnął z ulgą. "Sprawa Hannawalda" nie istnieje.