Nie ustają komentarze po decyzji o wycofaniu Adama Małysza z Turnieju IV Skoczni. Większość osób ściśle związanych z polskimi skokami narciarskimi potwierdza, iż decyzja o powrocie Małysza do domu jest słuszna.
"W pełni popieram tę decyzję. Skocznie w Innsbrucku i Bischofshofen są obiektami bardzo trudnymi technicznie i "nie leżą" Adamowi. Uważam, że w tym momencie starty na tych skoczniach mogłyby mu tylko zaszkodzić." - komentował Apoloniusz Tajner, kurator w PZN. - "Moim zdaniem ani nowe buty, ani nowe narty nie będą lekiem na słabsze wyniki Adama. Ważniejsze jest wypracowanie optymalnej pozycji dojazdowej" - dodał były szkoleniowiec kadry A.

Tajner zakończył optymistycznym akcentem: "Mam głębokie przekonanie, że do Mistrzostw Świata w lotach, Adam zdoła dojść do odpowiedniej dyspozycji".

Słowom Tajnera wtóruje Andrzej Wąsowicz z PZN: "Widać już było, że Adam męczy się na skoczni. Jest jakaś blokada psychiczna, znużenie i zmęczenie. Może nie fizyczne, ale psychiczne." - mówił Wąsowicz. "On męczył się już na tym turnieju. Te starty nic nie dawały".

Pierwszy trener Adama Małysza, Jan Szturc uważa, iż zasadniczy błąd w skokach zawodnika z Wisły, tkwi w dojeździe. "W każdym skoku Adam ma inną pozycję dojazdową i widać to przy odległościach. Jest duży rozrzut. Potrafi skoczyć w miarę poprawnie technicznie, ale nie może już tego powtórzyć. Od przestawienia pozycji dojazdowej po zawodach Pucharu Świata w Engelbergu minęło za mało czasu by ją utrwalić. Były pojedyncze skoki dobre, ale nie ma powtarzalności"

Nie jest jeszcze jasne czy Jan Szturc będzie pomagał Małyszowi podczas treningów. "Ewentualnie będę konsultował." - odpowiadał dyplomatycznie Szturc, dodając: "Adamowi potrzebny jest spokój od wszystkich, by mógł ćwiczyć w dobrych warunkach na małych skoczniach, czy to w Zakopanym, Szczyrku, w Wiśle, czy też zagranicą".