Polscy skoczkowie narciarscy zapewne myślą już o kolejnych zawodach Pucharu Świata, które w najbliższy weekend odbędą się w szwajcarskim Engelbergu. Wczoraj zakończyły się konkursy tuż za naszą południową granicą, kilka kilometrów od przejścia granicznego Jakuszyce – Harrachov.
Na skoczni Certak najlepszym z naszych reprezentantów tradycyjnie był Adam Małysz, który zajął w Harrachovie 8. i 7. miejsce. Polacy po wczorajszych zawodach podsumowali swoje weekendowe występy w Czechach.

W sobotę Adam Małysz był 8. do czego przyczyniły się niesprzyjające warynki atmosferyczne.

- W sobotę zabrakło mi szczęścia, aby stanąć na podium. Gdybym po "zdjęciu" mnie z belki startowej miał czas odpiąć narty, przełożyć je i zapiąć na nowo, trafiłbym na warunki jakie miał ostatecznie Michael Uhrmann. Sędziowie nie dali mi jednak tak dużo czasu, wezwali mnie na start szybko i skakałem przy gorszym wietrze niż Niemiec – żalił się po konkursie Małysz.

Mimo niezadowolenia z warunków na skoczni Adam Małysz był zadowolony ze swoich skoków.

- Sam skok - a dokładnie analizowałem go z trenerami - był dobry, powiem więcej - lepsze od tych oddanych przez Uhrmanna i Andreasa Kuettela. Na ten brak szczęścia byłem w sobotę mocno wkurzony. Byłem przecież trzeci po pierwszej serii, wiedziałem, że jestem w stanie walczyć o podium, a skończyło się na ósmym miejscu – kontynuował skoczek.

To co wydarzyło się w sobotnim konkursie zdenerwowało naszego mistrza z Wisły, który jak sam przyznał był "mocno wkurzony”, więc po powrocie ze skoczni postanowił odreagować konkursowe napięcie i niezadowolenie.

- To by dla mnie mały nokaut. Gdy wróciłem do hotelu to byłem tak zły, że niemal natychmiast zasnąłem, nawet zdjąłem ubrania w jakim przyszedłem. Przespałem się półtorej godziny, potem zacząłem podpisywać kartki, aby trochę się zrelaksować i poszedłem pobiegać – zrelacjonował Małysz.

Relaksująca drzemka dobrze wpłynęła na skoczka, bo po analizie skoku, zgodził się z trenerami, że na wynik wpływ miały warunki w jakich przyszło mu startować.

- Gdy wróciłem trenerzy raz jeszcze pokazali mi skok na wideo i raz jeszcze doszliśmy do wspólnego wniosku, że w warunkach w jakich skakałem nic więcej nie mogłem zrobić. W niedzielę moje skoki też były dobre, ale nie miałem szans w takich warunkach odlecieć dalej – podsumował skoczek.

Adam Małysz nie załamuje się tym, że do tej pory nie uszczęśliwił siebie i swych kibiców miejscem na podium. Cały czas powtarza, że najważniejsze zawody tego sezonu są wciąż przed nim.

- W drugim skoku, gdy wyszedłem z progu, nie czułem żadnego powietrza pod nartami, a w Harrachovie skocznia jest taka, że wystarczy lekki wiatr z przodu i można polecieć zdecydowanie dalej, niż gdy jest cisza lub wieje w plecy. Cóż zrobić... Bozia na razie daje mi tyle, mam nadzieję, że będzie lepiej dawać w przyszłości. To wszystko, to przecież jest tylko rozgrzewka przed najważniejszymi startami w sezonie. Mam nadzieję, że pecha który mnie prześladuje przełamię już w Engelbergu, bo skoki są stabilne, jestem w światowej czołówce i to mnie uspokaja – zapewnia Małysz.

Teraz Adam Małysz myśli o odpoczynku i kolejnych zawodach Pucharu Świata.

- Przed następnymi zawodami chcę trochę odpocząć. Mam już sporo skoków na koncie i może właśnie lekki odpoczynek pozwoli mi odzyskać świeżość. Poza tym będę miał czas, aby do końca wyleczyć katar, które mnie dopadł przed Harrachovem. Starałem się z nim walczyć antybiotykiem, ale nie mogłem zażywać go przed zawodami, bo to strasznie osłabia – zakończył Małysz.

Zły w Harrachovie był nie tylko Małysz. Powody miał także inny z naszych reprezentantów – Kamil Stoch.

- Liczyłem na pewno na więcej. Wydawało się, że forma idzie w górę. Nie skakało mi się jednak dobrze i jestem zły. Co do niedzielnej dyskwalifikacji, to muszę popracować nad stabilizacją wagi, abym nie miał takich problemów – powiedział Stoch.

Kamil w niedzielę został zdyskwalifikowany po pierwszym skoku za zbyt długie narty.

- Okazało się, że jestem o 200 gramów za lekki i nie kogę skakać na takiej długości nart, jaką miałem. W sobotę też byłem ważony i wszystko było ok... Z dwojga złego lepiej, że dyskwalifikacja spotkała mnie w niedzielę, gdy nie wszedłem do drugiej serii, niż w sobotę, gdy wywalczyłem punkty Pucharu Świata. Generalnie marna to jednak pociecha – podsumował skoczek.

Rafał Śliż, który w tym sezonie po raz pierwszy skakał w Pucharze Świata, przyznał, że te zawody to nie to samo co Puchar Kontynentalny.

- Okazało się, że Puchar Kontynentalny i Puchar Świata to jednak spora różnica. Na Pucharze Kontynentalnym nie ma tylu kibiców, dziennikarzy, kamer telewizyjnych, takiej presji wywieranej z zewnątrz. Dzięki temu łatwiej skoczyć to, co się potrafi. Podczas Pucharu Świata jest to zdecydowanie trudniejsze zadanie. Tutaj chcąc odegrać jakąś rolę trzeba na prawdę wiele z siebie dać i oddać dobre skoki. Mnie się nie udało. Chyba mam jeszcze na koncie za mało skoków, ostatnio nie miałem czasu na spokojny trening – twierdzi Rafał Śliż.

Skoczek jednak nie ma zamiaru się poddawać i planuje ciężką pracą zapewnić sobie miejsce w kadrze na zawody Pucharu Świata po raz kolejny.

- Może powinienem trochę poćwiczyć i wrócić do startów w Pucharze Kontynentalnym, aby taką drogą przygotować się do kolejnej próby w Pucharze Świata? To dopiero początek sezonu, nie można zapominać, że jeszcze jest wiele zawodów, w których można się poprawić. I na to liczę – z optymizmem powiedział Śliż.

Także Wojciech Skupień planuje dalsze treningi, bo też nie może być zadowolony z tego co pokazał w Czechach.

- Jestem zły, bo podczas ostatnich startów, a potem treningów w Zakopanem skakałem lepiej niż w Harrachovie. Tu nie potrafiłem dobrze trafić z odbiciem na progu, wciąż odbijałem się za wcześnie. Potrzeba chyba trochę treningu na mniejszej skoczni, aby sobie z tym poradzić. Zobaczymy jednak co zadecydują trenerzy – powiedział Skupień.

Jakby na to nie patrzeć, wszyscy polscy skoczkowie startujący w Harrachovie mieli powody do niezadowolenia. Jeden złościł się na warunki, inny na swą wagę, a jeszcze inni na brak treningów. Oby po kolejnych zawodach Polacy mieli więcej powodów do radości niż do złości.