Szczyrk miał już Skalite, w pobliżu znajdowała się Malinka, działały też mniejsze skocznie w okolicy. Potrzeba było jednak alternatywy dla tych obiektów, więc postanowiono wznieść skocznię na Przełęczy Salmopolskiej. W 1976 roku podjęto ostateczną decyzję - skocznia powstanie.

W 1986 r. doczekano się - pod Białym Krzyżem otwarto blisko 80-metrowy obiekt. Dostał imię wielkiej niespełnionej nadziei polskich skoków - Zdzisława Hryniewieckiego, który miał tragiczny wypadek na wiślańskiej Malince. Skocznia spełniała wszystkie wymogi FIS-u. Rozbieg był drewniany, utrzymywany na betonowych podporach. Istniała też trybuna i wieża sędziowska. Trener Jan Szturc wspomina, że nad zeskokiem leciało się bardzo wysoko. Nie było jednak wyciągu i skoczkowie na górę wchodzili po leśnej ścieżce. Bielski działacz narciarski Tadeusz Pilarz wspomina: "Powstał kiedyś pomysł, żeby zamontować chociaż mały wyciąg, taką wyrwirączkę, ale trzeba byłoby ciągnąć prąd z dołu, jakieś 700 metrów".

Pierwsze rekordy na Salmopolu bił były rekordzista świata, Piotr Fijas. Jak opowiada Jarosław Węgrzynkiewicz , były skoczek; na obiekt ten przyjechał nawet kiedyś Jens Weissflog, by przedłużyć sobie sezon. Wszystkie skocznie były już bowiem pozamykane. W połowie marca 1991 na obiekcie im. Hryniewieckiego rozegrano jedne z najważniejszych w historii tego miejsca zawody - Puchar Europy. W Beskidach nie było już śniegu i konkurs był zagrożony. Zwoziliśmy skąd się dało kosze śniegu, na zeskok sypaliśmy trociny i jakoś się udało - mówi Tadeusz Pilarz. Puchar wygrał znakomity skoczek z Austrii - Franz Neulaendtner. Swego czasu zdobył wicemistrzostwo świata w lotach i brązowy medal olimpijski w drużynie.

Na Salmopolu rozgrywano niegdyś Puchar Świata B w kombinacji norweskiej. W 1994 roku, na oficjalnym treningu przed tymi zawodami Słowak Ladislav Sulir pobił ostatni, "nieśmiertelny" rekord skoczni. W zawodach najdalej - po 89 metrów skoczyli Austriak Guenther Csar (brązowy medalista olimpijski z Calgary w drużynowej kombinacji) oraz Łukasz Kruczek - dziś II trener reprezentacji Polski. Sulir zaś nie zbliżył się nawet do odległości osiągniętej na treningu.

Skocznia salmopolska była obiektem, gdzie jako junior często skakał Adam Małysz. W 1995 roku wystartował tam podczas Mistrzostw Polski. W pierwszej serii prowadził, po skoku na 85 metrów. Z wyraźną przewagą wyprzedzał Wojciecha Skupnia. Jednak Małyszowi nie udało się wygrać konkursu. Skoczył 84 m, ale nie ustał próby. Ówczesny trener reprezentacji, Czech Pavel Mikeszka skomentował wtedy przegraną Małysza - Jak Adam robi przy lądowaniu telemark, prawą nogę często za bardzo wysuwa w przód... Sam skoczek przyznał: To dla mnie nauczka, że nie należy być niczego pewnym za wcześnie. Kilka tygodni później zadebiutował w mistrzostwach świata w Thunder Bay, zajmując tam bardzo obiecujące (10. i 11.) lokaty.

MP 1995 były jedną z ostatnich okazji do zabłyśnięcia na Salmopolu i pobicia rekordu. Władzom Szczyrku, które przejęły skocznię od bielskiego OSiR-u, brakowało funduszy na zainwestowanie w remont skoczni. Obiekt rozsypywał się i nic nie wskazywało na to, że kiedyś zostanie zmodernizowany. Skocznię przeznaczono do rozbiórki; wejścia w pobliże strzegły tablice ostrzegawcze. W końcu 31 maja 2000 roku skocznia spłonęła. Drewnianą konstrukcję gasiło sześć jednostek straży pożarnej. Nie znana jest do tej pory przyczyna pożaru...

W maju 2000 roku straciliśmy jeden z lepszych i ciekawszych obiektów do skakania na nartach w kraju. Mówi się, że nikt w środowisku narciarskim po niej nie płakał, lecz zapewne nie jest to prawda. Skocznia w Salmopolu była jedną z wielu "ofiar" lat 90-tych w polskich skokach... Zanim Adam Małysz 'na dobre' zaczął wygrywać konkursy PŚ dewastacji uległy skocznie m.in. w Koniakowie, gdzie trenowali niegdyś polscy zawodnicy przed ważnymi imprezami; Bystrej Śląskiej, gdzie wychowało się wielu obecnych reprezentantów Polski, Chochołowie, Dzianiszu i wielu innych... Miejmy nadzieję, że sytuację skoczniową w naszym kraju polepszy budowa skoczni z Narodowego Programu i tak nie dokońca przemyślanego. Pozostaje nam tylko czekać i wierzyć w uzdrowienie tej chorej sytuacji.

Artykuł podstawie art. Piotra Zawadzkiego (gazeta.pl), fot. Paweł Sowa