Znany i ceniony skoczek, utalentowany muzyk, syn wielkiego norweskiego gwiazdora, Tommy Ingebrigtsen na wywiad stawił się z dziesięciominutowym opóźnieniem. "Spacerowałem, przepraszam" - rzucił z rozbrajającym uśmiechem, po czym rozsiadł się wygodnie na wskazanym miejscu. "O czym będziemy rozmawiać?" zapytał zaczepnie. "Wiadomo, o skokach" - odpowiedziałam - "Nie masz wyjścia, chyba, że wolisz opowiadać o życiu prywatnym". "To może o skokach, tylko na luzie, ok?"- zaśmiał się Tommy. "Jest sobota, pogoda dopisuje, wieczorem masz konkurs... nie mam wyjścia, muszę być na luzie, zaczynamy?". "OK, możemy zaczynać..."
Skokinarciarskie.pl: Jak Ci się udał spacer po Zakopanem?

Tommy Ingebrigtsen: <śmiech> No, takie pytania mogą być. Było świetnie. To jest w zasadzie moje ulubione miejsce spośród wszystkich miejscowości, w których organizowane są konkursy Pucharu Świata. I nie jestem odosobniony w swojej opinii. Zakopane jest niezwykłe. Ma swoją specyficzną atmosferę, wprawia w dobry nastrój. Tutaj niezależnie od wszystkiego zawsze można dobrze się bawić i czerpać radość ze skakania, nawet jeśli forma nie dopisuje. Bardzo lubię skakać na Wielkiej Krokwi, chociaż moją ulubioną skocznią na zawsze pozostanie Velikanka (Letalnica).

Skokinarciarskie.pl: W lipcu Mika Kojonkoski przywiózł tutaj ponad 140 osób, głównie najmłodszych norweskich zawodników wraz z rodzicami. Wszyscy byli bardzo zadowoleni z pobytu, trenerzy chwalili infrastrukturę, rodzice niepowtarzalną atmosferę. Zabrakło tylko głównej reprezentacji. Kiedy na zgrupowania zacznie przyjeżdżać pierwsza kadra Norwegii?

T.I.: Już w tym roku były plany odbycia jednego z ważniejszych zgrupowań właśnie w Zakopanem, ale niestety nic z nich nie wyszło. Wybrano inne obiekty. Mika jest jednak wielkim fanem tego miejsca, zresztą jak my wszyscy w drużynie. Myślę, że w przyszłym roku przyjedziemy na pewno, i to raczej na dłużej.

Skokinarciarskie.pl: Jak w drużynie Norwegii przebiegają przygotowania do olimpijskiego sezonu? Otrzymaliście nowy sprzęt, podobno każdy z zawodników ma bardzo zindywidualizowany program przygotowawczy...

T.I.: Tak, mamy teraz nowy sprzęt, testowaliśmy go przez całe lato, między innymi dlatego nasza forma nie przedstawia się w tym momencie zbyt optymistycznie. Swoje wysiłki wkładamy w to, by jak najlepiej spisywać się zimą. W tym roku, nawet bardziej niż w latach poprzednich traktujemy konkursy LGP na luzie. Przyjechać warto, warto też potrenować na różnych obiektach, które przecież będą również areną zimowych zmagań (mówię tu o Bischofshofen czy Zakopanem). Jesteśmy bardzo zadwoleni ze wszystkich technicznych usprawnień, jakie wprowadziliśmy na nadchodzący sezon. Sprzęt sprawdza się pierwszorzędnie, myślę, że najbliższy sezon będzie dla nas szalenie udany. To po prostu można wyczuć. A jeśli chodzi o moje indywidualne przygotowania to określiłbym to tak: trening, trening trening, maksymalna koncentracja i dbanie o własne zdrowie. Nie mogę sobie pozwolić na żadne kontuzje, bo to zniweczy moje plany.

Skokinarciarskie.pl: Miałeś świetną końcówkę sezonu zimowego. Genialnie skakałeś zwłaszcza w Planicy. Bjoern Einar Romoeren jak i pozostali Twoi koledzy z drużyny, również najlepiej spisywali się dopiero po Mistrzostwach. To trochę tak, jakbyście przypadkiem przesunęli formę o 2-3 tygodnie...

T.I.: Masz zamontowany podsłuch u Miki? To są dokładnie jego słowa. Wraz z chłopakami słyszałem to już od niego z tysiąc razy. Coś się trochę poprzestawiało. Nie wiem dlaczego. Ja przed Mistrzostwami prezentowałem się gorzej niż słabo. Nie byłem nawet brany pod uwagę i w pewnym momencie się z tym faktem pogodziłem. Chłopcy konkurowali ze sobą bardzo ostro. Daniel długo potem był rozżalony, no ale tak to już jest w skokach. Bjoern chyba najbardziej ze wszystkich "gdybał". Faktycznie, forma jaką zaprezentował w finale Pucharu była tak niewiarygodna, że zamiast żałować iż nie przyszła miesiąc wcześniej trzeba życzyć sobie żeby teraz przyszła dokładnie na Olimpiadę. Ale zauważ, że Hautamaeki miał podobnie. Mistrzostwa wypadły blado, a potem kilka zwycięstw pod rząd.

Skokinarciarskie.pl: Jak wszyscy powtarzają do znudzenia, rok 1995 był rokiem Twoich największych sukcesów jako skoczka. Zostałeś Mistrzem Świata Juniorów, a zaraz potem zdobyłeś złoto w Thunder Bay na "dorosłych" Mistrzostwach. Dalej bywało już raz lepiej raz gorzej... w tym roku, czyli dokładnie 10 lat później nie znalazłeś się w ekipie na MŚ. Jak wspominasz tamten okres w swoim życiu oraz minione 10 lat swojej kariery...

T.I.: Wtedy wszystko spadło na mnie dość niespodziewanie, można moją ówczesną sytuację porównać z tegorocznym sukcesem Roka Benkovica. Potem, tak jak powiedziałaś, bywało różnie. Muszę jednak zaznaczyć, że skoki narciarskie nie są całym moim życiem. To tylko jeden z fragmentów dość dużej układanki. Do Oberstdorfu nie pojechałem. Miałem poczucie pewnej "rocznicowości" oczywiście, no ale cóż, skakałem słabo. Mistrzostwa oglądałem w telewizji, a wolny czas spożytkowałem na budowę swojego studia nagrań.

Skokinarciarskie.pl: Co sądzisz o młodych Mistrzach Juniorów. Czy widzisz wśród nich jakieś szczególne talenty, rokujące na przyszłość godną Janne Ahonena czy innych wielkich skoczków?

T.I.: Szczerze powiedziawszy, nie zastanawiałem się nad tym. Nie analizuję tego kto jest dobry z tych młodych, kto nie. Oni już nie są dla mnie zagrożeniem. Będę skakał może jeszcze 2-3 sezony. Ale życzę im wszystkim jak najlepiej. Jest kilku naprawdę niezłych młodych zawodników i to już widać po konkursach PŚ, w których biorą udział. Jeżeli będą pracować z dobrą ekipą, odniosą sukces.

Skokinarciarskie.pl: Mówisz, że skoki nie są całym Twoim życiem. Jak wiadomo, zajmujesz się poważnie również muzyką, grasz w zespole Arabs in Aspic, który ma na koncie kilka sukcesów. Czy mógłbyś zatem opowiedzieć coś o pozostałych "elementach" twojej osobistej życiowej układanki?

T.I.: To, że wcześniej czy później zacznę zajmować się muzyką, było wiadome od zawsze. Nawet mój ojciec, często mi to powtarzał. Zespół założyliśmy z kolegami trochę dla żartu, dla poczucia, że robimy coś razem. Słuchaliśmy tej samej muzyki, mieliśmy podobne doświadczenia życiowe, sportowe. Chcieliśmy się dobrze bawić, mieć jakiś wspólny cel.

Skokinarciarskie.pl: Na początku grywaliście covery Twojego ulubionego zespołu, Black Sabbath...

T.I.: <śmiech> Tak, dokładnie tak było. Staliśmy się znani, zwłaszcza w Trondheim, jako Ci, którzy świetnie interpretują Black Sabbath. Potem zaczęliśmy poszukiwać własnego brzmienia...

Skokinarciarskie.pl: W ubiegłym roku wydaliście płytę długogrającą...

T.I.: "Far Out In Aradabia", trochę eksperymentowaliśmy. Byliśmy niejako pośrodku drogi pomiędzy ciężkim rockiem, gotyckimi inspiracjami, muzyką filmową i nie wiadomo jeszcze czym. Teraz pracujemy nad nowym materiałem, mamy już kilka piosenek i bardziej jasną wizję siebie i tego co chcemy grać, na tyle, na ile w ogóle można mieć "jasną wizję" muzyki... twórczość tego rodzaju gdy staje się zbyt jednoznaczna, zaczyna nudzić.

Skokinarciarskie.pl: Jesteście rozpoznawalni w Norwegii, oczywiście jako niezależna formacja. Twój ojciec jest znany chyba każdemu Norwegowi. Dlaczego nie zdecydowaliście się na bardziej profesjonalną karierę. Mieliście możliwość podpisania kontraktu płytowego.

T.I.: Cenimy sobie właśnie niezależność, wolność od zobowiązań. Ja jestem aktywnym skoczkiem, nie byłbym w stanie pogodzić muzyki i sportu gdybyśmy byli związani kontraktami, poza tym, to by były zbędne bariery. Tak nam się lepiej pracuje.

Skokinarciarskie.pl: Omówiliśmy już dwa elementy układanki, co z resztą? <śmiech>

T.I.: <śmiech> Reszta to moje hobby, któremu oddaję się wprost maniakalnie... czyli łowienie ryb <śmiech>, poza tym moje życie prywatne, moi przyjaciele, moja rodzina, a mam dość sporą rodzinę <śmiech>. W sumie jest to wszystko to, co składa się na normalne życie większości ludzi, nie podporządkowuję się kompletnie skokom narciarskim.

Skokinarciarskie.pl: Czego Tommy Ingebrigtsen anno domini 2005 może sobie życzyć na przyszłość?

T.I.: Zdrowia, miłości, dalekich lotów i jakiegoś medalu na dobry koniec kariery. <śmiech>

Skokinarciarskie.pl: Wszystkiego tego Ci życzę, dziękuję za wywiad.

Wywiad przeprowadziła Magdalena Kobus