Wielokrotnie informowaliśmy już o perturbacjach dotyczących nowej skoczni mamuciej w Norwegii. Wiosną Norweski Związek Narciarski (Norges Skiforbund, NSF) ostatecznie podjął decyzję na korzyść planowanej skoczni w Roedkleivie pod Oslo i przeciw modernizacji skoczni w Vikersundzie. Problemem tej pierwszej lokalizacji jest jednak coś, co NSF wydawało się chyba niewartym uwagi drobiazgiem: Roedkleiva to obszar chroniony... Teraz zarząd napotyka na coraz silniejszy opór ze strony całej koalicji, obejmującej działaczy ochrony środowiska, lokalnych polityków i środowisko narciarskie z Vikersundu, któremu oczywiście na rękę są trudności, jakie napotyka NSF. Sprawa zatacza coraz szersze kręgi: pod koniec sierpnia wypowiadał się w tej sprawie nawet minister sprawiedliwości i przywódca Partii Lewicy, Odd Einar Doerum. Zamiast budowy skoczni chciałby ponownego otwarcia dla amatorów narciarstwa trasy zjazdowej z Igrzysk Olimpijskich z 1952 r. - oznacza to dużo mniejszą ingerencję w środowisko (na terenie Olsomarki i tak jeździ się na nartach) i zagospodarowuje teren, co może zablokować możliwość rozpoczęcia prac budowlanych.
30 sierpnia w Oslo odbyło się spotkanie, na którym politycy różnych partii powiedzieli zdecydowane "nie" dla skoczni w Roedkleivie. Miało to być "pogrzebanie projektu" - po prawie dwóch tygodniach widać jednak, że póki co rzekomy nieboszczyk ma się dobrze. Sverre Seeberg z NSF zadeklarował, że związek "przegrał bitwę, ale nie przegrał wojny" oraz, że decyzja z Oslo nie zmienia planów NSF.

Minister Doerum w wypowiedzi dla gazety "Dagsavisen" skrytykował zachowanie związku narciarskiego, który jego zdaniem najwyraźniej nie rozumie, że napotkał na sprzeciw. W odpowiedzi Steinar Johanessen z NSF zarzucił mu robienie ze sprawy Roedkleivy kiełbasy wyborczej (także wśród samych mieszkańców Oslo pomysł budowy skoczni pod miastem nie budzi entuzjazmu).

Albert Haehre z zarządu spółki Vikersund Skiflyvning AS mówi, że sprawa nowej skoczni mamuciej powinna zostać na nowo podjęta w związku narciarskim. "To, co powiedzieli politycy wszystkich partii, zbiega się z naszym odczuciem. Projekt Roedkleiva nigdy nie zostanie zrealizowany". Mimo pozornie pomyślnego rozwoju spraw Vikersund ma powody do zmartwień. NSF wbrew deklaracjom kolejny raz nie chce ubiegać się o organizację PŚ w lotach w Vikersundzie. Federacja wie, na ile konkursów PŚ może liczyć, i mimo obietnic przedkłada nad "reaktywację" skoczni w Vikersundzie zawody w Trondheim, Lillehammer i Oslo.

Skąd bierze się zawziętość NSF? Mam wrażenie, że pewną odpowiedź może dawać czerwcowa wypowiedź Clasa Brede Braathena. Kiedy byłam w Zakopanem na zgrupowaniu norweskich skoczków, wybrałam się na wykład Miki Kojonkoskiego w COS-ie. W swoim zagajeniu Braathen mówił o pragnieniu, by Norwegowie stali się najsilniejszą nacją w skokach, o ideale: "rekord świata przez Norwega na norweskiej skoczni". Czy to realizacji tego marzenia ma służyć budowa giganta w Roedkleivie? Rekord świata dobiega już do 240 m, prawdopodobnie nawet po modernizacji takie odległości nie byłyby możliwe w Vikersundzie. Tak, Norwegowie widzą, że wrócili do walki o najwyższe miejsca w PŚ... Może trudno oprzeć się pokusie potwierdzenia swojej pozycji.

Skocznie w Roedkleivie miałyby być gotowe najpóźniej w 2010 r. Póki co NSF powołał specjalną pięcioosobową grupę, mającą zajmować się wyłącznie lobbingiem na rzecz projektu.