Bycie skoczkiem z grona najlepszych oznacza życie na walizkach przez 200 dni w roku. Samoloty, lotniska, hotele duże i małe, przytulne i mniej przytulne, wsiadanie i wysiadanie z samochodów w drodze do różnych skoczni przy różnej pogodzie. W deszczu, mgle, promiennym słońcu, na wietrze i dominującym zimnie.
To również patrzenie każdego dnia na te same twarze przy stole nakrytym do śniadania, obiadu i kolacji. Tych ludzi nie wybrałeś sam, lecz musisz na nich patrzeć, ponieważ zdecydowałeś się, że będziesz najlepszy w tej samej dziedzinie sportu co oni. I wkrótce odkrywasz, że jesteś całkowicie od nich uzależniony, tak samo jak oni od ciebie.

Jesteś częścią zespołu, w którym tylko ten, kto daje, równiez dostanie to, czego będzie potrzebował, kiedy stanie samotny i roztrzęsiony przed ostatnim decydującym skokiem. Tylko temu, kto zna prawdziwą wartość takiego nastawienia i potrafi wcielić je w życie, może sie naprawdę powieść.

Ale jak w drużynę zmienić młodych, odbarzonych silna wolą indywidualistów, którzy na dodatek ze soba konkurują?

Zdaniem Miki skomplikowana natura skoków narciarskich wymaga wrażliwości, która po części rekompensuje brak doświadczenia życiowego zawodników.

Wszyscy skoczkowie doświadczyli tego samego: Aby dobrze skakać, muszę mieć dobre samopoczucie. W osiąganiu tego dobrego samopoczucia mogę w dużej mierze pomóc sobie sam poprzez odpowiedni trening, odzywianie się czy sen. Ale prędzej czy później znajdę się w sytuacji, w której będę potrzebował pomocy innych. Oczywiście mogę poprosić o pomoc i odnieść z niej bardzo praktyczne korzyści. Ale to nie poprawi samopoczucia tak, jak przeżycie, że ktoś inny sam dostrzegł, czego potrzebuję i mi to ofiarował.

A komu mam najwięcej ochote dawać? Oczywiście tym, którzy dali coś mnie, a więc dostaję, kiedy daję i daję, kiedy dostaję. Mówiąc innymi słowami: pomagając innym, właściwie pomagam sam sobie.



--
Fragment pochodzi z książki "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu" autorstwa Jona Gangdala, opublikowanej przez wydawnictwo MUZA S.A.