Jak wczoraj opublikowała Gazeta Wyborcza, Paweł Włodarczyk chce wrócić do pracy w Polskim Związku Narciarskim. Jak wszyscy pamiętamy Prezes zawiesił pełnienie swojej funkcji 1 czerwca bieżącego roku. Uczynił to pod presją dziennikarzy, którzy oskarżyli go m.in. o wzięcie łapówki w wysokości 120 000 PLN. Do czasu wyjaśnienia sprawy miał pozostać w cieniu.
"To ja przed dwoma miesiącami sam zawiesiłem swoją funkcję jako prezesa, a zarząd przyjął to do wiadomości. Czekałem na działania prokuratury. Sam jestem zainteresowany jej wynikami. To przecież ja zostałem pomówiony, wokół mojej osoby rozpętała się kampania medialna, na mnie spadło całe odium. Nikomu bardziej niż mnie nie zależy na wyjaśnieniu prawdy. Dostałem sygnał od kilku członków zarządu, abym wracał do pracy. Do igrzysk olimpijskich niespełna pięć miesięcy, związek musi działać, podejmować ważne decyzje, podpisywać umowy ze sponsorami. Do powrotu do pracy skłania mnie także sytuacja w związku, jak słyszę dochodzi do napięć na linii Zakopane - Bielsko. Przez 11 lat mojej prezesury umiałem pogodzić interesy tych dwóch najmocniejszych narciarsko regionów." - wyjaśnia swoją decyzję Włodarczyk.

Tymczasem sekretarz generalny i dyrektor sportowy PZN, Apoloniusz Tajner jest zaskoczony doniesieniami prasowymi. "Decyzją prezesa jestem zaskoczony i zdziwiony. Najpierw trzeba było poczekać na zakończenie prac przez prokuraturę. Mam przewodzić grupie beskidzkiej w "skoku" na zakopiański Puchar Świata? To jakaś totalna bzdura!" - dziwi się były trener polskiej reprezentacji.

Decyzja prezesa wywołała także reakcję ze strony związku. "Ta decyzja jest przedwczesna, prezes powinien poczekać na ostateczne stanowisko prokuratury. Bez prezesa zarząd funkcjonuje normalnie. Dementuję natomiast stanowczo doniesienia o konflikcie na linii Zakopane - Bielsko. Nikt z Beskidów nie zamierza przejmować organizacji PŚ w Zakopanem." - zapewnia Andrzej Wąsowicz, członek zarządu PZN, z Wisły. "Prezes sam się urlopował, teraz widać uznał, że czas wrócić do pracy. Jest w tym trochę racji, bo przeciągają się prace w prokuraturze. Żadnego konfliktu z działaczami z Bielska nie ma, ciekawe, kto wymyśla takie bajki? I po co?" - dodaje Andrzej Kozak, członek zarządu PZN z Zakopanego.

Ostatecznie nie wiadomo jeszcze, czy Paweł Włodarczyk wróci do pracy. Nie wiadomo też ile potrwa jeszcze praca prokuratury. Sytuacja jest patowa. Dla dobra ogółu jednak lepiej byłoby chyba poczekać do wyjaśnienia całej sprawy, by nie było choć cienia podejrzeń.