Pierwszą trójkę minionego Pucharu Świata w skokach narciarskich otwiera 24 letni Fin – dobrze nam wszystkim znany Matti Hautamäki. Pomimo stosunkowo młodego wieku w Pucharze skacze już ósmy sezon – i piąty raz z rzędu zmieścił się w czołowej dziesiątce Pucharu Świata. Udało mu się to w stylu znakomitym – przy niezwykle imponującym finiszu (bijąc na głowę tym samym też przecież imponujący finisz Romoerena sprzed roku). Przyjrzyjmy się więc jego startom od początku sezonu.

3. Matti Hautamäki (Finlandia) – 1275 punktów(8/+4)

Rozpoczął od czwartego miejsca i dwóch nierównych skoków u siebie w Kuusamo. Po pierwszej serii bowiem świetnym skokiem na 140,5 metra zajmował drugie miejsce. Niestety zawalił drugi skok i wypadł poza podium. Powtórzył ten wynik dzień później (z tym że tym razem lepszy miał skok drugi). W Trondheim było nieco gorzej – choć też nieźle. Szóste i piąte miejsce nie przyniosło Mattiemu wstydu (zwłaszcza, że w drugim konkursie zanotował drugi wynik w serii finałowej). W Harrachovie potwierdziło się to, iż w tej części sezonu Matti skakał bardzo dobrze, ale nierówno. W pierwszy dzień bowiem skoczył 133,5 i 140 metrów (ten drugi skok dał mu awans z jedenastej na siódmą pozycję). A w drugi dla odmiany 135,5 i 126,5 metra (co dało mu spadek z siódmego na dwunaste miejsce). Podobnie – ale jednak o półkę wyżej prezentował się w Engelbergu. Tam zajął dwa razy szóste miejsce, drugi raz w tym sezonie spadłszy z podium (a konkretnie z trzeciego miejsca po pierwszej serii), zaś w drugim konkursie awansował z miejsca dziewiątego. Ta część sezonu dała mu pewien niedosyt ale i szóste miejsce w klasyfikacji łącznej.

Turniej 4 Skoczni to nie najlepsze starty Mattiego. Znać było, że jeszcze nie jest w najwyższej formie. Zdecydowanie z najlepszej strony pokazał się w Oberstdorfie: skacząc 122,5 i 126,5 metra zajął tam szóste miejsce. Potem już w dziesiątce się nie mieścił. W Garmisch-Partenkirchen po słabym skoku na 111,5 metra zajmował raptem szesnastą pozycję po pierwszej serii. Skok 7 metrów dalszy pozwolił mu jednakże awansować na jedenaste miejsce. W Innsbrucku zaś po pierwszej serii był siódmy (119 metrów), by fatalnym skokiem na odległość 110 metrów spaść na miejsce dziewiętnaste. Na zakończenie Turnieju w Bischofschofen znów wypadł z dziesiątki – tym razem kończąc na pozycji dwunastej. W łącznej klasyfikacji Turnieju zajął dziesiąte miejsce, w Pucharze Świata spadł Matti natomiast na miejsce siódme.

W Willingen nastąpiło przesilenie. W konkursie drużynowym Matti wypadł dobrze, przyczyniając się do miejsce drugiego Finów, ale indywidualnie skoczył 95,5 metra i wyprzedził jedynie Tahtahunova. Jednakże po tej ewidentnej wpadce w każdych zawodach pucharowych, w których brał udział zmieścił się w pierwszej dziesiątce.

Najpierw były loty w Kulm. Ówczesny rekordzista świata w długości skoku nie zawiódł. W pierwszy dzień po pierwszej serii był dopiero dwunasty, ale świetnym skokiem na 205,5 metra w drugiej serii awansował o sześć miejsc. Dzień później był tuż poza podium (Małysz, Widhoelzl i Jussilainen byli wtedy nie do pokonania). W Titisee było nieco gorzej. W obu konkursach młodszy z braci Hautamäki był dziesiąty (o dziwo skacząc wręcz niezwykle równo). W Zakopanem było podobnie. Tam, bardzo popularny Fin (pamiętamy, odniósł tu swoje drugie zwycięstwo w karierze w roku 2002, przerywając serię Svena Hannawalda) był odpowiednio siódmy (zły pierwszy skok) i dziesiąty. W Pucharze Świata spadł Hautamäki na miejsce ósme. Sezon już był wówczas za półmetkiem, a jeszcze ani razu nasz bohater nie zdołał zmieścić się na podium. To się miało już rychło odmienić.

Do Sapporo Matti nie pojechał, co okazało się strzałem w dziesiątkę. W Pragelato bowiem wręcz wykosił całą konkurencję, że tak użyję kolokwializmu. Skoki na odległość 132,5 i 134,5 metra dały mu zasłużone i miażdżące niemal zwycięstwo. Finowie, w nienajsilniejszym składzie (czyli bez Ahonena) zajęli w konkursie drużynowym miejsce piąte (za Polakami!). Po Pragelato były już Mistrzostwa w Oberstdorfie, ale Matti tam akurat nie zachwycił. Na K90 w nierównych warunkach nierówno skakał – i z 10. miejsca po pierwszej serii spadł na siedemnaste (i przegrał ze swoim bratem, co nieczęsto się mu zdarza). W drużynie Finowie uplasowali się tuż za podium. Na K120 było nieco lepiej. Szóste miejsce indywidualnie (a poziom był tam doprawdy wysoki) i drugie miejsce drużynowo. I co ważne: właśnie Matti, a nie Ahonen najlepiej w konkursie drużynowym skakał.

Mistrzostwa, co by o nich nie powiedzieć, dla Hautamäkiego były jedynie przerwą w niezwykłej serii. Najpierw w Lahti dobrze skakał w drużynie – i podobnie jak na MŚ zdobyli w niej Finowie drugie miejsce, a potem indywidualnie nie dał szans nikomu – skacząc 127,5 i 124,5 metra. Podobnie było w Kuopio – tam wygrał w jeszcze lepszym stylu, bo osiągając najlepszy wynik dwóch serii. Awansował też z ósmego miejsca na siódme w PŚ. Triumfalny marszu ciąg dalszy miał miejsce w Norwegii. W Lillehammer po pierwszej serii był dopiero szósty (131 metrów), a że prowadził Ahonen to wydawało się, że passa zostanie przerwana, ale skok o 4 metry dalszy w serii finałowej pozwolił mu odnieść czwarte z rzędu zwycięstwo pucharowe (Ahonen jak pamiętamy w ogóle wypadł poza podium). Uskrzydlony wygrał piąty raz w Oslo. W Pucharze był szósty, ale z minimalną stratą do trzeciego (jeszcze wtedy) Jandy – na koniec sezonu mieli dokładnie zamienić się miejscami. W Planicy udało mu się wygrać szósty raz z rzędu i wyrównać niesamowity rekord Ahonena z tego sezonu – gdy Janne wygrał szósty raz wydawało się, że nikt nie powtórzy tego przez lata, tymczasem szybciej niż ktokolwiek przypuszczał przestał być samodzielnym rekordzistą w kategorii „zwycięstwa pucharowe z rzędu).

Jednak planicka wiktoria Mattiego była co najmniej kontrowersyjna. Widhoelzl łącznie skoczył 4,5 metra dalej i wcale nie aż tak drastycznie odstawał od Hautamäkiego stylem – jednak przegrał z nim o 0,1 punkta. Fin awansował w końcu na trzecie miejsce w klasyfikacji łącznej, ale w ostatnim konkursie na podium nie stanął. Niemniej był jednym z bohaterów dnia. Przed konkursem stracił swój rekord w długości skoku (231 metrów), na rzecz Romoerena, który w serii próbnej uzyskał 234 metry. Zdeprymowany lekko w pierwszej serii osiągnął „zaledwie” 217,5 metra, co dawało mu ósme miejsce. W drugiej poszybował na odległość 235,5 metra i odzyskał swój rekord… na mniej więcej pięć minut (Romoeren jednak postawił na swoim a USTANY skok na 239 metrów budzi niekłamany podziw). Ostatecznie Hautamäki skończył zawody na czwartym miejscu, a Puchar oczywiście na trzecim.

Matti w tym sezonie wygrał swój czternasty konkurs – co daje mu czternaste miejsce w tabeli wszech czasów (a trzecie wśród Finów – nie trzeba dodawać chyba kto go wyprzedza). A przecież jest to zawodnik na dorobku. Drugi raz w swej karierze stanął na podium całego cyklu PŚ. Tak więc można mówić w jego przypadku o wręcz znakomitym sezonie (pomimo pewnego niedosytu spowodowanego startem na MŚ). Hautamäki to zawodnik, który jest w stanie wygrać cały Puchar i to już w najbliższej przyszłości. Czy tak się stanie – zobaczymy.