Bjoern Einar Romoeren to skoczek, który potrafi zadziwić świat. W sezonie 2003/04 dzięki niesamowitemu finiszowi uplasował się na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej. Teraz nie udało się powtórzyć tego wyniku, ale znowu końcówkę miał imponującą. Jego startom zawsze towarzyszy spore zainteresowanie, jako iż jest jednym z najbarwniejszych i najsympatyczniejszych zawodników, który po oddaniu skoku zawsze publiczności funduje efektowne show.
14. Bjoern Einar Romoeren (Norwegia) - 523 punkty (3/-11)

Początek sezonu miał mało efektowny, jak na absolutną światową czołówkę. Osiemnaste miejsce w Kuusamo nie mogło przecież go zadowolić. W drugi dzień było już lepiej, ale nie wiele lepiej - skończył na pozycji trzynastej. Zbiegło się to z ogólnie słabszymi startami Norwegów - zaczęto mówić o kryzysie chłopców Kojonkoskiego. Pośrednio potwierdzili te sygnały u siebie w Trondheim - tam Bjoern był dwunasty, a tylko czterech "Wikingów" przeszło do drugiej serii. W drugi dzień Romoeren zawiódł już na całej linii. Po pierwszej serii co prawda był siedemnasty, ale w drugiej osiągnął raptem 82 metry i spadł na dwudziestą siódmą lokatę. Warto dodać, iż gorzej skoczyli tylko w tej serii... Pettersen i Ingebrigtsen.

W Harrachovie Bernar nieco się poprawił - tam zajął miejsca piętnaste i dwudzieste. Przed Turniejem 4 Skoczni przebudził się na zawody w Engelbergu. Pierwsze zawody to - po raz kolejny - trzynaste miejsce, w drugich wreszcie zmieścił się w pierwszej dziesiątce - na jej samym końcu. Warto zwrócić uwagę, że na tym etapie sezonu Romoeren zawsze kwalifikował się do drugiej serii, ale nigdy nie odegrał w niej bardzo znaczącej roli. W Pucharze zajmował miejsce piętnaste, a więc gwarantujące start w konkursie.

Turniej 4 Skoczni to jedna wielka porażka Norwega. Zwłaszcza konkurs w Oberstdorfie, do którego zakwalifikował się tylko dzięki wspomnianej piętnastej pozycji. To jednak okazał się szczyt możliwości Bjoerna, gdyż ze swoim rodakiem Ljoekelsoeyem nie miał najmniejszych szans. W Garmisch-Partenkirchen do drugiej serii awansował tylko dzięki dobrodziejstwom systemu KO - gdyż jego wynik 107 metrów to trzydziesty czwarty rezultat pierwszej serii (jego rywal i rodak Forfang skoczył jednak jeszcze krócej), a w ostateczności uplasował się na dwudziestym dziewiątym miejscu. Co i tak było jego najlepszym rezultatem w całym Turnieju! Do konkursu w Innsbrucku bowiem nie zakwalifikował się w ogóle, co sprawiło iż z zawodów w Bischfoshofen został przez trenera wycofany. W Pucharze spadł na miejsce osiemnaste, a miało być wkrótce jeszcze gorzej...

Zabrakło go także w Willingen, a żadnej poprawy nie przyniosły zawody w Kulm. Ów bardzo dobry lotnik skakał co najmniej przeciętnie - tak jak przeciętne były lokaty: dwudziesta trzecia i dwudziesta piąta. W pięknych zawodach w Titisee, Bjoern również nie liczył się w ogóle, zdobywając tylko siedem punktów w pierwszym konkursie. Czary goryczy dopełniło Zakopane. Nie pokazał się polskim fanom (i oczywiście fankom) z dobrej strony - dwudzieste siódme w pierwszym konkursie okazało się szczytem jego możliwości. Kojonkoski wycofał Norwegów i z Sapporo, i z Pragelato (gdzie pojechał drugi garnitur) - W Pucharze spadł przez to na dwudziestą piątą lokatę - szykując formę na Mistrzostwa Świata.

Na Mistrzostwach oglądaliśmy Bjoerna odrodzonego. Na K90 po pierwszej serii zajmował drugie miejsce po świetnym skoku na 98,5 metra. W drugim nie wytrzymał napięcia i spadł na najgorsze dla sportowca, czwarte miejsce. W drużynie Bjoern nie zachwycił, a jak pamiętamy całe zawody położył Norwegom Pettersen. Na K120 było nieco gorzej indywidualnie (dwunaste miejsce), ale drużynowo udało się Norwegom stanąć na najniższym stopniu podium.

Po Mistrzostwach skoki Bernara to już inna jakość. Co prawda zawody w Lahti tego nie potwierdziły (dwudziesta druga lokata zapowiadała ponowne pogrążenie się w morzu badziewia), przynajmniej nie potwierdziły indywidualnie, bo w drużynie Romoeren już błyszczał (przyczyniając się do zwycięstwa Wikingów). W Kuopio za to drugi raz zmieścił się w dziesiątce - i to na 5 miejscu. W Lillehammer był siedemnasty - ale okazało się to li tylko wypadkiem przy pracy, bo w następnych trzech konkursach Bjoern zawsze już mieścił się na podium.

W Oslo uległ dość wyraźnie Mattiemu Hautamaeki - ale tylko jemu skacząc 124 i 128 metrów. W Pucharze, przed lotami w Planicy, zajmował miejsce osiemnaste. Planica jak pamiętamy stała na wręcz niebotycznym poziomie, a Romoeren był tam po prostu gwiazdą. W pierwszy dzień po pierwszej serii skokiem 213,5 metra był dopiero trzynasty, ale po skoku o piętnaście metrów dłuższym wywindował się na trzecie miejsce. Za to w drugi dzień... W serii treningowej z jedenastej bramki Romoeren skoczył 234,5 metra bijąc wyraźnie rekord świata. A w samych zawodach: w pierwszej serii skacząc z bramki dziesiątej osiągnął 226 metrów - co dawało mu czwarte miejsce. Przed drugą serią sędziowie jeszcze obniżyli rozbieg o pół bramki. Ale działy się w niej rzeczy niezwykłe. Bjoern najpierw stracił swój rekord na rzecz ex-rekordzisty Hautamaekiego. Później chyba każdy kibic czekał z niecierpliwością na jego odpowiedź - która była wręcz miażdżąca - 239 metrów i to ustane! Nie dał dzięki temu zwycięstwa wydrzeć aż do końca (w czym pomógł mu upadek Ahonena po jeszcze dłuższym skoku) i awansował do pierwszej piętnastki Pucharu Świata.

Co by nie powiedzieć Bjoern jest skoczkiem wielkim i chimerycznym zarazem. W przeciwieństwie do na przykład Loitzla fundując swym miłośnikom istną huśtawkę nastrojów. Ale po latach z jego startów w tym sezonie zostanie w pamięci przede wszystkim wspaniały rekord świata, a o złych wynikach nikt pamiętać nie będzie.