Jak już pisaliśmy tuż przed sezonem zimowym (26 listopada), istnienie skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Kanadzie jest poważnie zagrożone. CODA (kanadyjski odpowiednik Komitetu Olimpijskiego, nazwa oznacza jednak "organizację rozwoju olimpijskiego") z powodu braku funduszy zdecydowała się na rezygnację z finansowania obu tych dyscyplin narciarstwa klasycznego. Dodatkowo przepięknym skoczniom w Calgary grozi zamknięcie. Oznaczałoby to automatycznie koniec skoków na światowym poziomie - poza Calgary czynny jest tylko kompleks małych skoczni w Gatineau, skocznie olimpijskie w Whistler jeszcze nie powstały.
W tym momencie negocjacje nadal trwają, ale wiadomo dużo więcej niż jesienią. Na pewno nie można w tej chwili mówić o pełnym sukcesie, ale oddalona wydaje się też czarna wizja, wedle której zawodnicy mieliby po prostu być zmuszeni do zakończenia kariery i to w tak młodym wieku.

Nie zapadła na razie decyzja o zamknięciu skoczni. W tej sprawie rozmowy będą trwały co najmniej do maja. Organizacjom Ski Jumping Canada i Nordic Combined Canada zaproponowano zatrudnienie prawnika, który przejrzałby umowę dotyczącą utrzymania skoczni jako spadku po olimpiadzie z 1988 r. W ten sposób działacze mogliby być pewni swojego statusu. Ostatnio pojawił się nowy pomysł na zapewnienie skoczniom bezpieczeństwa. Organizatorzy olimpiady w Vancouver obiecali wsparcie finansowe (ale nie wsparcie w dyskusjach), gdyż modernizacja skoczni w Calgary mogłaby im bardzo pomóc. Oprócz pięknego projektu centrum narciarstwa klasycznego w Whistler istnieje projekt skoczni tylko na igrzyska, które miałyby krótko potem zostać rozebrane (czy sukcesy zawodników mogłyby spowodować, by utrzymywanie skoków przestało być postrzegane w Kanadzie jako przykry obowiązek?...). Organizatorzy odnoszą się więc przychylnie do kolejnego pomysłu, wg którego olimpijskie konkursy skoków i kombinacji norweskiej miałyby zostać rozegrane właśnie w Calgary.

Zapewniona jest już mozliwość prowadzenia programu wiosenno-letniego. Trzeba tu nadmienić, że trenerzy z klubu Altius naprawdę z dużym zaangażowaniem i profesjonalizmem szkolą dzieci i młodzież. Cały system podzielony jest na kilka poziomów, od pierwszych prób skokowych aż po kadrę narodową. Oprócz tego klubowi obiecano dodatkowe środki finansowe, które dawałyby już możliwość utrzymania kadry do 2010 r. Oczywiście, jak widać, kadra to jeszcze nie cały program i dlatego działacze nadal walczą o każdego dolara.

Jeden z tych działaczy, Ron Read, mówi, że pozostaje "ostrożnym optymistą". Walka o utrzymanie skoków i kombinacji norweskiej w Kanadzie ma swoich sojuszników nawet w zarządzie CODY. Także siódme miejsce kanadyjskich skoczków na MŚ Juniorów może stanowić dowód, że także w programach bardziej krótkoterminowych (w przypadku Maxa Thompsona czy Dominika Bafii nie ma mowy o prowadzeniu ich od samego początku kariery wg obecnie wypracowanych metod; co ważniejsze - gdy oni zaczynali skakać, skoczków w Kanadzie było dużo mniej, niż dziś jest dzięki programowi klubu Altius) możliwe są sukcesy.

Sama pozostaję przy swoim bardzo prostym stanowisku: aspekt finansowy nie jest tu najważniejszy, cała sprawa ma też aspekt moralny. Byłoby zwyczajnym okrucieństwem powiedzieć młodziutkim zawodnikom "To już koniec, spakujcie się i idźcie do domu". Mam nadzieję, że CODA nie zdecyduje się postąpić w ten sposób, tylko da skoczkom, kombinatorom i kombinatorkom z Calgary szansę owocnej sportowej kariery.