Świat polskich skoków narciarskich przeżywa ostatnimi czasy wyraźny kryzys. Nie chodzi tu nawet o skoczków, którzy mimo fali krytyki jaka dosięga ich bezustannie, w kilku momentach pokazali się z naprawdę dobrej strony. Nie chodzi też o Małysza, który przez ten sezon nie przeszedł przebojem, tak jak w latach ubiegłych, mimo wszystko zajmując wysoką pozycję. Na konferencji prasowej, która odbyła się na warszawskim Torwarze, włodarze Polskiego Związku Narciarskiego zaprezentowali nam swoje stanowisko w kwestii sporu PZN kontra Sportmarketing - firmie, której przewodzi Edi Federer, manager Adama Małysza. Według mojego osobistego odczucia, konferencja ta mogłaby wiele wyjaśniać, gdyby nie fakt, że wśród tłumnie zgromadzonych dziennikarzy pojawił się niespodziewanie sam pan Federer, który pod koniec spotkania wygłosił krótkie oświadczenie, w którym odparł wszystkie zarzuty postawione mu przez PZN. Nie mi dane jest rozsądzić, kto mówi prawdę, spróbuję jednak przedstawić wszystkie szczegóły, które zanotowałam podczas konferencji, rozstrzygnięcie sporu pozostawię jednak prawnikom.
Zacznijmy od spraw technicznych: cała afera dotyczy powierzchni reklamowej na kombinezonach naszych reprezentantów, która w sumie wynosi 300 cm2. Połowa tej powierzchni należy obecnie do firmy Lotos, drugą zaś zarządza firma Sportmarketing. Dochody ze sprzedaży tej powierzchni są podstawą finansowania szkolenia zawodników, dodam również, że na samą kadrę A potrzebna jest rocznie kwota 1 350 000 zł. Gdyby na przykład Lotos zrezygnował ze wspierania naszych zawodników, Związek zmuszony byłby zlikwidować kadry B i C, gdyż budżet na finansowanie wszystkich zawodników byłby niewystarczający.

Kontakt PZN z firmą Sportmarketing rozpoczął się w 2001 roku. Polski Związek Narciarski był wtedy bardzo słabą i ubogą organizacją, narzekał na brak sponsorów. Posiadał na własność tylko 50 cm2 łącznej powierzchni reklamowej na kombinezonach zawodników. Wtedy to pojawiła się Poczta Polska, która w zamian za sponsoring postawiła przed PZN warunki: nabędzie aż 150 cm2 powierzchni na kombinezonach i dostanie prawo zakupu prywatnego wizerunku Małysza.
Wówczas wizerunek ten posiadała firma Sportmarketing. PZN postawił zatem swój warunek, że jeśli Sportmarketing (wtedy posiadacz 250 cm2 powierzchni reklamowej) odstąpi 100 cm2 PZN-owi, dostanie od związku prawo do odsprzedaży wizerunku Adama Poczcie Polskiej. Sportmarketing miał swoje plany. Poinformował, że sprzeda wizerunek Małysza Poczcie tylko, jeżeli PZN przedłuży z nimi umowę aż do 2005 roku.

Powstały więc dwie umowy: pierwsza ustalająca to, że firmie Ediego Federera zostanie 150 cm2 powierzchni reklamowej i że Poczta Polska odkupi od nich wizerunek Małysza, oraz druga umowa między Poczta Polską i PZN (kupno 150 cm2 od związku i prawo do wizerunku Małysza). W 2003 roku Poczta zrezygnowała z miejsca reklamowego, do którego prawo zakupił Lotos.

Prezes PZN Paweł Włodarczyk podał trzy powody dla których Związek nie chce kontynuować współpracy z firmą Federera. Po pierwsze, co roku wszyscy partnerzy nie mogą się porozumieć co do rozmieszczenia przysługującej im powierzchni reklamowej na kombinezonach skoczków, i na ogół Lotos jest poszkodowany (obiektywnie rzecz ujmując, mnie logo tej firmy na kombinezonach zawsze rzuca się w oczy). Ponadto związek oskarża Sportmarketing o zmuszenie Małysza do zakrycia logo Lotosu podczas zawodów Letniego Grand Prix w Zakopanem w 2004 roku. PZN nie jest zadowolony z tego w jaki sposób firma Sportmarketing realizowała zawartą przez nich umowę, dlatego też gotowi są zrezygnować z usług firmy Federera, tym bardziej, że kontrakt podpisany przez obie strony wygasa 30 kwietnia bieżącego roku.
Aby znaleźć nowego partnera, ogłoszono konkurs ofert, do którego przystąpił również Lotos, chcący zakupić drugą połowę powierzchni reklamowej. Według Prezesa PZN informacja o konkursie została upubliczniona na oficjalnej stronie związku, ponadto firma Sportmarketing była indywidualnie informowana o sytuacji, a mimo to nie przystąpiła do konkursu. W pewnym momencie na placu boju został tylko Lotos i od tego momentu Sportmarketing podjął usilne działania by wymóc przedłużenie kontraktu z PZN do 2006 roku. W odpowiedzi na to zarząd PZN zgodził się by Sportmarketing złożył swoją ofertę, ale była ona nieprecyzyjna.

Kolejne rozmowy na temat przedłużenia umowy PZN - Sportmarketing odbyły się latem w Zakopanem. Wtedy to została podpisana kontrowersyjna notatka (spisana ręcznie na kartce z zeszytu), w której opisano sposoby sprzedaży miejsc reklamowych oraz ustalono ich wartość, wycenioną na 900 000 euro. Notatka ta była dla PZN podstawą do stworzenia projektu nowej umowy, który po opracowaniu został przekazany Federerowi. Suma pieniędzy, która pojawiła się w notatce miała być gwarancją dla PZN - ktokolwiek by nie pośredniczył w zawieraniu umów ze sponsorami, pewna suma pieniędzy musi przejść przez konto PZN - prezes Włodarczyk zapewnił, że taki obowiązek precyzują przepisy FIS. W chwili zaprezentowania projektu umowy firma Sportmarketing nie miała do niego żadnych zastrzeżeń.

Sławna obecnie notatka, jest niezwykle kuriozalnym elementem całej afery, a szczególnie okoliczności w jakich została podpisana - w sobotę wieczorem, 4 września 2004 roku. Według prezesa Włodarczyka, podpisanie jej zostało wymuszone przez Federera, który zagroził, że w razie jej niezaakceptowania, nie dopuści skoczków do startu w niedzielnych zawodach LGP w Zakopanem. Nie wiadomo jednak, kto ma aż taką władze, by decydować za PZN czy kadra wystąpi w zawodach czy nie. Prezes tłumaczył zgodę na taki warunek tym, że nie chciał wywoływać takiego zamieszania jakie nastąpiło teraz. Na początku ubiegłego sezonu, podpisali więc notatkę dla świętego spokoju. Dla PZN notatka ta nie ma jednak rangi umowy, stanowiła jedynie podstawę do stworzenia projektu umowy ze Sportmarketing.

Dla Ediego Federera wrześniowa notatka ma jednak fundamentalne znaczenie. Według prezesa Sportmarketing obecny konflikt wynika tylko i wyłącznie z faktu, iż PZN, chciałby teraz zgarnąć prawo do całej powierzchni reklamowej i nawiązywać umowy bezpośrednie ze sponsorami, bez ingerencji firm takich jak firma Federera. Federer zaznaczył jednak, że od 2001 roku PZN i jego firma mieli po 150 cm2 powierzchni na kombinezonach, z tym, że jego firmie zawsze udawało się zawierać korzystne umowy, związkowi zaś nie, i teraz, po latach obserwowania działalności Sportmarketing, PZN myśli, że ze sponsorami poradzi sobie sam. Federer przekonany jest, że Sportmarketing wypełniło wszystkie zobowiązania zawarte w kilkakrotnie przedłużanych umowach z PZN. Dodał, że dotychczas współpraca między stronami układała się pomyślnie.

Kolejnym zarzutem wobec firmy Federera jest to, ze uzurpowała sobie ona prawo do nazywania się managerem Polskiego Związku Narciarskiego i pozwalała sobie zawierać umowy, o których PZN nie miał zupełnie pojęcia! Chodzi tu o firmy MaxData, Generali, Indesit i RMF. Według Prezesa Włodarczyka, Sportmarketing, bez wiedzy zarządu rozwiązał umowy z dwoma ważnymi dla PZN partnerami - firmami Uvex i Carrera, i chce współpracować z kimś innym. W Oberstdorfie okazało się, ze Carrera i Uvex nie chcą mieć więcej do czynienia z Polskim Związkiem Narciarskim i mimo przeprosin, nie chcą odnowić współpracy uznawszy, że sposób w jaki umowa została zakończona był skandaliczny. Carrera przez kilkadziesiąt lat wspierała naszych skoczków, finansowała ich wyjazdy i pobyty...

Firma Federera odpiera zarzut co do nadawania sponsorom rangi "Oficjalnego Partnera PZN", tłumacząc, że żaden sponsor nie może być nieoficjalny skoro jego logo pojawia się na sprzęcie zawodnika. Ponadto, Sportmarketing twierdzi, że w tej sprawie prowadzone były rozmowy z zarządem związku, który nie widział w takiej nomenklaturze problemu, z jednym tylko zastrzeżeniem - by nie używać znaczka PZN przy logach tych sponsorów.

Na konferencji gościł również pan Erich Maerz, właściciel firmy która zawierała w przeszłości umowy ze Sportmarketing, który wysuwa wobec Federera podobne oskarżenia, jakie postawił PZN. Firma Maerz związana jest z nieporozumieniami dotyczącymi firm MaxData i Generali. Okazało się, że pojawił się problem z umieszczeniem logo firm na różnych elementach wyposażenia naszej reprezentacji. Pierwsza sprawa to golf skoczków, na którego kołnierzu miało zostać umieszczone logo koncernu komputerowego MaxData, ostatecznie pojawił się tam jednak RMF (który rzekomo otrzymał to miejsce na mocy długoletniej umowy). W zamian Edi Federer zaproponował MaxDacie miejsce na polskiej fladze narodowej. Po tym, jak wybuchł skandal z beszczeszczeniem polskiego symbolu narodowego, ostatecznie logo MaxData znalazło swoje miejsce na odzieży Apoloniusza Tajnera oraz na smyczach do akredytacji polskich zawodników (również bez zgody PZN). Gdy wszystko wskazywało na to, że kryzys jest zażegnany, okazało się, że Sportmarketing zawarło z MaxData umowę aż do 2006 roku, zatajając fakt, że jego kontrakt z PZN wygasa rok wcześniej.

Pan Maerz wyraził ubolewanie z powodu naruszenia nietykalności polskiego symbolu narodowego, ale i tu pojawia się zagadka. Według Federera firma Maerz uczestniczyła w wyborze flagi jako miejsca na logo firmy MaxData.

Generali już w grudniu ustalało warunki współpracy z drużyną, tym bardziej, że firma Loos chciała odstąpić od umowy (zawartej do 2006 roku), gdyż nie osiągała efektów reklamowych. Generali wynegocjowało 60 cm2 powierzchni na całej drużynie, za 420 000 euro za 2 lata współpracy. Do tej umowy, jak i do tej z MaxData, dołączono akt, że obie firmy stają się oficjalnymi partnerami PZN, mimo, że PZN nie wyraził na to zgody.

W kwestii samego Małysza, prezes PZN zapowiedział spotkanie, które wyznaczył na 3 kwietnia bieżącego roku, podczas którego chce zaprezentować całą sytuację z punktu widzenia związku. Przekonany jest, że Małysz korzystał tylko z jednego źródła informacji. Prezes przyznał również, że rozważałby swoją dymisję, gdyby tylko to miało powstrzymać Adama przed opuszczeniem naszej reprezentacji, niewystąpieniem na igrzyskach w Turynie i zakończeniem kariery. Interesujące jest również spostrzeżenie prezesa, iż trener Kuttin wytwarzał wrogą wobec PZN atmosferę w kadrze, dlatego też, każde kontakty działaczy z kadrą traktowano jako próbę ingerencji w szkolenie.

Istnieją uwarunkowania prawne, na mocy których PZN musiał zareagować na nieuczciwą według niego postawę firmy Sportmarketing. Vice Prezes Polskiego Związku Narciarskiego - Andrzej Wąsowicz - zaprezentował fragment opinii kancelarii prawniczej, w której stwierdzono, że niepodjęcie przez związek działań przeciw firmie Sportmarketing może łączyć się z odpowiedzialnością karną członków jego zarządu, gdyż właśnie zarząd odpowiada za gospodarowanie majątkiem PZN i nawiązywaniem umów. Ponadto Art. 296 kodeksu Karnego ustala też na co narażony jest prezes Sportmarketing w przypadku udowodnienia mu winy: za nadużycie udzielonych mu uprawnień grozi mu kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności, jednak gdy straty PZN związane z jego działalnością byłyby odpowiednio wielkie, kara może wzrosnąć od roku do dziesięciu lat więzienia. Gdyby PZN nie podjął kroków przeciw Federerowi, groziłaby mu kara finansowa ok. 900 000 euro.

Emocji zatem nie brakuje, a to dopiero początek batalii o pieniądze. Zobaczymy jak rozstrzygnie się spór. Którakolwiek ze stron wygra, miejmy nadzieję, że poszkodowanymi nie będą zawodnicy.