O zakończeniu współpracy Polskiego Zwiazku Narciarskiego z Edim Federerem mówiło się od dłuższego czasu. Wczorajsze oświadczenie wydane przez związek, w którym fakt ten został potwierdzony, wywołało prawdziwą burzę. W polskich skokach trwa prawdziwa wojna. Po jednej stronie barykady stoi PZN, kontroponentem jest Edi Federer. Na środę zaplanowana została konferencja prasowa PZN na temat współpracy z Autriakiem. Jednak zanim się ona odbędzie spróbujmy zebrać fakty na temat konfliktu...
Z dniem 30 kwietnia kończy się umowa między Polskim Związkiem Narciarskim, a firmą Edi Federer Sportmarketing. Związek, który przed kilkoma laty sprzedał Austriakowi prawa handlowe do 150 centymetrów kwadratowych powierzchni reklamowej na kombinezonie Małysza, nie przedłuży umowy. Powodem takiej decyzji jest brak porozumienia z Federerem. Jak mówi Prezes Paweł Włodarczyk, menadżer działał na szkodę wizerunku związku: "Nie możemy się dogadać. Nie może być też tak, że Federer wciąż traktuje nas jak ludzi kompletnie nieznających się na biznesie. No i, po drugie, pewne działania menadżera szkodzą wizerunkowi PZN." - mówił prezes. - "Kiedyś mówiłem, że Edi jest uczciwy. Jeśli coś obieca, to dotrzymuje słowa. Teraz już bym tego nie powtórzył."

Adam Małysz, który wielokrotnie, podczas trwania sezonu powtarzał, iż potrzebny jest mu spokój i brak konfliktów na zapleczu kadry, opowiada się za swoim menadżerem. Słowa czwartego zawodnika wczoraj zakończonego sezonu 2004/2005 są mocne i skierowane wyraźnie przeciw Związkowi: "Skoro prezes Włodarczyk ogłasza przerwanie współpracy z Edim, a myślę, że to może również oznaczać koniec pracy Heinza Kuttina z kadrą, chciałbym powiedzieć wyraźnie: jestem zadowolony zarówno z opieki Federera, jak i Kuttina. Zamierzam przy nich zostać. Mam dalej umowę menedżerską z Edim, związek nie jest jej stroną, więc niedzielne oświadczenie nic w tej sprawie nie zmienia. Moje sprawy są poukładane, menedżer dobrze się o nie troszczy i mogę spać spokojnie. To związek musi szukać rozwiązania. Może w końcu będę musiał zakończyć współpracę z PZN? Może mnie PZN również podziękuje za współpracę?"

Przy okazji konfliktu na linii PZN - Federer, zaczęły pojawiać się nieśmiałe głosy o utworzeniu tzw. "teamu Małysza", gdzie najlepszy polski skoczek byłby trenowany w dalszym ciagu przez Heinza Kuttina. Co ciekawe Włodarczyk i Małysz nie wykluczają takiego rowiązania: "Jeśli nie da się znaleźć wyjścia z obecnej sytuacji, to każde rozwiązanie jest możliwe." - stwierdził Adam Małysz - "Skoro ktoś w związku chce podziękować za współpracę Federerowi i Kuttinowi, czyli dobrym fachowcom, to znaczy, że coś jest nie tak z fachowością działaczy PZN i może zajmują oni wyższe stanowiska, niż powinni. Niech w związku nie liczą, że również ja rozstanę się z Edim. Robienie takiego zamieszania rok przed igrzyskami to największa głupota."

Prezes Włodarczyk zdaje sobie sprawę, iż zdanie naszego najlepszego skoczka, bez którego PZN nie odniósłby prawdopodobnie w ostatnich latach żadnych większych korzyści finansowych, jak i czysto sportowych, na temat sporu jest istotne. Podjęte zatem mają być próby przekonania Małysza, aby przeszedł na stronę związku, czy jednak przyniesie to efekty? "Mam tylko nadzieję, że spotkamy się z Małyszem i wiele mu wyjaśnimy. On prawdopodobnie nawet nie wie, jak działa Federer, nie zdaje sobie sprawy, jak nas oszukuje i oczernia. (..) Nie pozwolimy jednak, by menedżer wtrącał się w plany treningowe, podejmował decyzje, które są w kompetencji innych osób, i tak jawnie lekceważył związek. To się musiało kiedyś skończyć." - tłumaczył Włodarczyk.

Włodarze PZN czekali z oficjalnym rozpoczęciem działań przeciw Federerowi do końca sezonu. Warto jednak dodać fakt, którego niesposób niezauważyć - przed nami jeszcze konkursy MŚ Juniorów, również z udziałem reprezentantów Polski, gdzie liczymy na dobre występy Stocha i jego kolegów...
Pozostaje mieć nadzieję, iż wojna jak najszybciej się zakończy, wszak przyszły sezon jest sezonem olimpijskim, a bez spokojnego przygotowania skoczków nie ma nawet mowy o dobrych pozycjach i o walce o medale w Turynie. Oby strony konfliktu o tym nie zapomniały...