Zaczęło się 27 listopada 2004, w dniu trzecich urodzin jego syna. Janne Ahonen przyszedł na skocznię Ruka w Kuusamo, w żółtej koszulce zdobywcy Pucharu Świata i z nadzieją, by powtórzyć swoje osiągnięcie i na wiosnę w Planicy odebrać Kryształową Kulę.
Zakończył się kolejny sezon skoków narciarskich. W dniu dzisiejszym skoczkowie pożegnali się z nami prawdopodobnie najpiękniejszym konkursem, jaki oglądaliśmy. Janne Ahonen pożegnał nas prawdopodobnie dwukrotnie większą dawką emocji, niż się spodziewaliśmy. Postawił kropkę nad i, udowadniając, że jest najlepszym skoczkiem świata. I geniuszem skoków.

Janne wygrał w Kuusamo pierwszy konkurs, a zwycięstwo zadedykował synkowi. Wygrał też drugi nazajutrz, a oba z miażdżącą przewagą ponad 40 i 20 punktów. Prasa rozpisywała się o wspaniałym początku sezonu dla Ahonena (fińskie gazety apelowały o tworzenie nowych przymiotników, gdy stare przestały wystarczać), jednocześnie dyskretnie zwracając uwagę, iż mogło się tak stać poprzez: a) znajomość skoczni (wszak Finlandia), b) oskakanie na śniegu (wszak w Europie śniegu nie było aż do końca listopada), c) wprowadzenie reguły BMI (wszak nie musiał przybierać na wadze jak wielu innych skoczków). Sam Janne - zdziwiony zresztą lekko swoim występem - tłumił euforię i prosił, by poczekać do następnych i następnych zawodów, albowiem bardzo szybko pozostali zawodnicy zaczną do niego doskakiwać. Oczywiście miał rację - już podczas konkursów w Trondheim wygrywał z przewagą znacznie mniejszą i sytuacja zdawała się wracać "do normy". Nie zmienia to faktu, że Janne wygrał cztery z rzędu konkursy i wyrównał rekord Andreasa Feldera - rekord otwarcia sezonu. 4/4.

W Harrachovie na K125 uległ Adamowi Małyszowi, ale już dnia następnego ponownie stał na najwyższym stopniu podium, a prasa z coraz większym zdumieniem patrzyła na tego małomównego, zamkniętego w sobie mężczyznę z Lahti, który skakał w PŚ swój trzynasty sezon i jeśli już wygrywał, to ułamkami punktów. Który od 17-go roku życia zaliczał się do ścisłej światowej czołówki, ale jednak wiecznie drugi. Który teraz po prostu rządził i dzielił, i po sześciu konkursach miał ogromną przewagę nad rywalami. Konkursy w szwajcarskim Engelbergu były niemal formalnością, jako że obiekt Grosstitlis zalicza się do ulubienic Fina - kolejne dwa zwycięstwa zapisane na konto Ahonena, z czego to niedzielne jubileuszowe: 25-te w karierze i dokładnie 11 lat po pierwszym w karierze. Na tej samej skoczni. Stan przed Świętami Bożego Narodzenia? 7/8. I nikt nie mógł mieć już wątpliwości, że oglądamy Fenomen.

Przed Turniejem Czterech Skoczni nastroje panowały różne. Laicy widzieli w Ahonenie jedynego pretendenta do zwycięzcy imprezy. Znawcy twierdzili, że ta niesamowita dyspozycja musi się skończyć i że prawdopodobnie nastąpi to już przed Turniejem. Ahonen przyjechał do Niemiec wypoczęty po świętach spędzonych z rodziną i zamykał usta, które wciąż i wciąż wysuwały argumenty przeciw jego kolejnym zwycięstwom. Że nie lubi skoczni w Oberstdorfie - wygrał na Schattenbergu. Że na Olympiaschanze w Ga-Pa trzeba umieć lądować, z czym Fin ma problemy - wygrał w Garmisch-Partenkirchen. Że zeżre go presja ustanowienia rekordu zwycięstw pod rząd - wygrał w Innsbrucku. Przed ostatnimi zawodami w Bischofshofen, jakby nieco asekuracyjnie, mówił, że czuje się zmęczony, że już bolą go nogi - i rzeczywiście, nie powtórzył wyczynu Svena Hannawalda, a musiał ulec niepokonanemu w tamtym dniu Martinowi Hoellwarthowi. Pamiętamy jednak jego wspaniały skok w drugiej serii - skok we mgle - w którym pokazał, że potrafi i chce walczyć. Miał to jeszcze pokazać kilkakrotnie. Odebrał w B'hofen trofeum zwycięzcy Turnieju - na oczach mamy, żony i syna - po raz trzeci w karierze. I zaraz potem pojechał do Willingen, które to zawody z powodzeniem mogłyby zostać włączone do Turnieju - jak twierdzili zgryźliwie skoczkowie, którym kazano w ciągu 12 dni odbyć 6 konkursów. I podczas konkursu indywidualnego w tymże Willingen, piekielnie zmęczony Ahonen ustanowił rekord skoczni - rekord skoku na skoczni dużej - 152 metry i wygrał po raz jedenasty w sezonie. 11/13.

Fanów Fina zasmuciła wiadomość o jego chorobie i nieobecności podczas konkursów lotów na skoczni Kulm. Janne zaniemógł i z wysoką gorączką musiał pozostać w domu. Nikt nie przypuszczał, że banalne przeziębienie czy grypa będą miały tak daleko idące skutki i rzuci się cieniem na następne dwa miesiące. Oczywiście, przepowiadano, że Janne może zapomnieć już o takim skakaniu, jakim zachwycał jednych, a nudził innych. Antybiotyki, zmęczenie organizmu i tak dalej. Ahonen stawił się w Titisee-Neustadt i wygrał następne zawody, ustanawiając kolejny rekord: liczby wygranych konkursów w sezonie. Fachowcy nie mogli tego zrozumieć i pojawiły się opinie, że Fin całą tę chorobę po prostu zmyślił, by odetchnąć od startów w Pucharze Świata. W dniu następnym był dopiero siódmy, co nieco zrehabilitowało go w oczach znawców, którzy zaczęli przyznawać, że może jednak chory rzeczywiście był. Siódme miejsce - najgorsze do tej pory. W Zakopanem Ahonen nie wykazywał oznak załamania formy - zajął kolejno 4 i 2 miejsce, ale już w niedzielę dowiedzieliśmy się, że gorączka wróciła.Bilans: 12 wygranych/17 startów.

Chorowała cała Polska, Europa i Skandynawia. Grypa od stycznia nie daje za wygraną i nie ma środowiska, w którym nie zbierałaby swojego żniwa. Chorują dzieci i dorośli, chorują nauczyciele i lekarze, chorują sportowcy i kibice. Nie jest niczym dziwnym, że pochorowali się skoczkowie narciarscy - a priori narażeni na zimno i paradujący w cienkich kombinezonach - po tym, jak w Zakopanem temperatura spadała poniżej minus 15 stopni. Janne Ahonen, który nie wydobrzał do końca po wcześniejszej niedyspozycji, tym razem rozchorował się na dobre. Po powrocie do Finlandii od razu z lotniska zabrano go do szpitala na gruntowną diagnostykę. Okazało się, że to już nie tylko grypa, ale i zapalenie zatok przynosowych. Skoczkowie pojechali do Japonii na zawody, a Janne oglądał ich w telewizji. Na konkursy do Pragelato też się nie stawił, ale mógł już podjąć treningi na skoczni w Lahti. Treningi przed najważniejszą imprezą sezonu: Mistrzostwami Świata. Do Oberstdorfu jechał wypoczęty, ale jego forma pozostawała wielką niewiadomą. Wszyscy już wiedzieli, że Janne jest po rzeczywiście ciężkiej chorobie i nikt nie miał wątpliwości, że będzie mu niesamowicie ciężko walczyć o medale - a przecież to było celem najlepszego skoczka sezonu. Bo przed MŚ sprawa zwycięstwa w klasyfikacji generalnej była już na dobrą sprawę przesądzona. Musiałoby się stać jakieś nieszczęście, by Fin został wyprzedzony przez innego skoczka.

Na skoczni K90 Janne zdobył brązowy medal, który cieszył go niezmiernie, albowiem pokazał, że dobra forma nie odeszła i że wciąż Fin pozostaje pretendentem do wygranej. Konkurs na skoczni dużej był tego obrazem. 25 lutego 2005 Janne Ahonen został Mistrzem Świata. Do złota z 1997 roku z K90 w Trondheim dołączył złoto z K120 Oberstdorf. Nikt nie mógł powiedzieć, że Janne nie zasłużył na to zwycięstwo. Trener Tommi Nikunen tonął we łzach szczęścia, Janne powstrzymywał łzy radości podczas dekoracji, a w Finlandii panowało wielkie święto. Ahonen przyjechał do domu znów jako bohater - jeszcze ze srebrnym medalem z konkursu drużynowego. W niepamięć poszła cała niepewność, czy uda się przygotować dobrze do mistrzostw - czy uda się cokolwiek zdziałać zawodnikowi, który skacze ze złamanym od kaszlu żebrem. Ahonen udowodnił, że jest twardym facetem.

Podczas Turnieju Nordyckiego Janne wykazywał już oznaki zmęczenia - albo po prostu odpuścił sobie końcówkę tego męczącego sezonu - zajmując między innymi 12. i 18. miejsce w Kuopio i Oslo oraz będąc dwukrotnie czwarty w Lahti i Lillehammer. To właśnie w Lillehammer zapewnił sobie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Pewne rozczarowanie kibiców w ojczyźnie załagodziły zwycięstwa Mattiego Hautamaekiego, który wygrał cały Turniej Skandynawski i kontynuował fińskie sukcesy w Pucharze Świata. A Janne przyjechał do Planicy po odbiór swego trofeum oraz - by po raz pierwszy w sezonie - polatać na mamuciej skoczni. W sobotę był zaledwie 17-ty...

Napisałam, że Janne Ahonen jest geniuszem skoków, i zdania nie zmieniam. Przekonał mnie do tego dzisiejszy konkurs. Każdy geniusz wiąże się z odrobiną szaleństwa, a szybowanie na 240. metr (albo i dalej!) jest szaleństwem. Ostatnie zawody sezonu były czymś, co na długo pozostanie w naszej pamięci. Zdobywca Kryształowej Kuli oddał dwa najdłuższe skoki dnia - z czego drugi był największą odległością, jaką kiedykolwiek osiągnął człowiek na nartach. "Wpadłem niemal w panikę, czego nie pamiętam nigdy przedtem... jak daleki to może być skok" powiedział później Ahonen. Fin nie ustał lądowania i wyglądało to dramatycznie. Zniesiono go na noszach ze skoczni i kibice odetchnęli z ulgą, widząc go ponownie, już przed ceremonią wręczenia nagród. "Idę na podium" oświadczył służbom medycznym, które chciały odwieźć go do szpitala. Pozostawmy już kwestie bezpieczeństwa lotów oraz pogoń za rekordami - skoczkowie to dorośli w większości mężczyźni, którzy potrafią myśleć. Czy powinniśmy wychwalać Ahonena pod niebiosy, że poleciał tak daleko, czy może raczej spuścić na niego gromką krytykę, że zachował się niepoważnie, mając świadomość ewentualnych konsekwencji? On mógł polecieć jeszcze dalej: nie wiemy, czy za sprawą wiatru czy własnych ambicji - zszedł do lądowania gdy nie było to bezpieczne. Nie mogło być bezpieczne w żadnym momencie tego skoku. Ale Janne Ahonen pokazał, że nie przyjechał do Planicy w ramach urlopu. Swoim ostatnim skokiem pokazał wszystkim, kto jest najlepszym skoczkiem sezonu 2004/2005.

Co spowodowało, że Janne Ahonen - z zawodnika wiecznie drugiego, trzeciego albo co gorsza, czwartego - stał się pierwszoplanową postacią sezonu? Wygrał wszystko, co liczy się w tym sporcie - z przewagą blisko 300 punktów triumfował w Pucharze Świata, do kolekcji dołączył trzecie trofeum Turnieju Czterech Skoczni, a z Oberstdorfu przywiózł trzy medale, w tym najcenniejszy, złoty, i tytuł Mistrza Świata. Nie wspominam już po raz kolejny o rekordach, jakie pobił i ustanowił. Brakuje słów na określenie tego, czego dokonał - Finowie mieli rację. Uparcie trzymam się Fenomenu - bo fenomenem jest sportowiec, który największe zaszczyty zbiera w trzynastym swoim sezonie startów. Dzięki swoim osiągnięciom przeszedł do historii - zawodnik, który do tej pory znany był bardziej ze specyficznego zachowania, aniżeli z błyskotliwych sukcesów w sporcie. Sam Janne w wywiadach niejednokrotnie mówił, że nie potrafi podać jednej przyczyny dla swej dominacji. I chyba nikt nie jest w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi - czy było to zupełnie inaczej przepracowane lato? Czy ślub z Tiią Jakobsson? Czy zmiany w regulaminie? Czy cokolwiek innego? Najbardziej prawdopodobną wydaje się suma wszystkich tych czynników. Jakkolwiek by nie było, efekt jest jasny. Choć Janne Ahonen musiał na podium wejść z pomocą Roara Ljoekelsoeya i nie dał rady utrzymać Kryształowej Kuli przez cały czas ceremonii, jego szeroki uśmiech musiał być jak najbardziej szczery, a Fin mógł sobie tylko gratulować.

W imieniu własnym i wszystkich fanów dziękuję Janne Ahonenowi za tak wspaniały sezon. Życzę mu zasłużonego odpoczynku, szybkiego powrotu do pełni zdrowia i jeszcze wielu, wielu sukcesów we wszelkich dziedzinach życia.