Wielkie wydarzenia sportowe zawsze są okazją do podjęcia tematu o stanie dyscypliny w danym kraju. To, że po Mistrzostwach Świata w Oberstdorfie podnoszą się głosy, wypominające trenerom ich błędy, krytykujące postawę drużyn czy spekulujące o niepewnej przyszłości poszczególnych zawodników w kadrze, stanowią niemalże normalną kolej rzeczy. Głosy te nie ominęły drużyny Niemieckiej, której od samego początku stawiane były ogromne wymagania co do liczby medali, jaką powinni byli wygrać...
Czy postawa naszych zachodnich sąsiadów może ich satysfakcjonować? W końcu srebrny medal, jaki zdobyli podczas konkursu drużynowego na średniej skoczni, to już znacznie więcej, niż udało im się zdziałać dwa lata temu w Predazzo. Wtedy to nie wywieźli z mistrzostw kompletnie nic! Choć z drugiej strony, patrząc na wyniki niemieckich zawodników sprzed Mistrzostw, można było przedstawiać inne prognozy na ilość miejsc na podium, zajętych przez podopiecznych Petera Rohweina.

W Oberstdorfie oprócz srebra w konkursie drużynowym na HS100, Schmittowi i spółce nie udało się wygrać nic. W konkursie indywidualnym na skoczni średniej najlepszy Georg Späth był piąty ze stratą zaledwie 1,5pkt do trzeciego Janne Ahonena. Niecały metr przekreślił szanse Spätha na brąz. Następny w drużynie Martin Schmitt, uplasował się na 12 miejscu, Michael Uhrmann - 16, a Neumayer w ogóle nie wszedł do "trzydziestki". Tydzień później, na K120 było jeszcze gorzej - cała niemiecka czwórka ulokowała się w drugiej dwudziestce i żaden nawet nie zbliżył się do medalowego miejsca. W sobotnim konkursie drużynowym pomimo niezłych skoków, zespół Rohweina był piąty, przegrywając czwarte miejsce ze Słowenią i tracąc 128pkt do Norwegii.

Z wielkich oczekiwań niewiele wyszło. Georg Späth zacierał ręce przed występem na własnej skoczni. Traktował to jako niepodważalny atut. Cóż, własna publiczność najwyraźniej nie dopingowała go należycie, skoro jego wyniki nie plasowały go w gronie mistrzów. Podobnie z Michaelem Uhrmannem, który po świetnych występach w konkursach poprzedzających Mistrzostwa, mógł bez wątpienia być zaliczany do grona faworytów. Rezultaty okazały się niezadowalające. Z drugiej strony, bardzo dobrze pokazał się Martin Schmitt, który choć nie stawiany był w gronie "medalowych osobistości", okazał się stabilną podporą drużyny. Intensywne treningi najwyraźniej przyniosły rezultaty. Schmitt skakał równo, na niezłym poziomie, i niewątpliwie bardzo przysłużył się w zdobyciu srebra.

Patrząc obiektywnie: srebro jest wspaniałym osiągnięciem. Jednak występ w Oberstdorfie obnażył jeszcze bardziej ciężką prawdę o skokach narciarskich w Niemczech, które najwyraźniej w ostatnich czasach przeżywają swój kryzys. Trener Rohwein ma jeszcze dużo pracy, by doprowadzić drużynę do dawnej świetności. W grupie sytuacja nie prezentuje się jeszcze tak źle - w tym sezonie już kilkukrotnie Niemcy udowadniali, iż drużynowo mogą być groźni. Indywidualnie - tu o optymizm jest ciężko. Michael Uhrmann i Georg Späth do tej pory notują się w czołówce, choć bez większych sukcesów. Martin Schmitt miewa przebłyski świetnej formy, jak i etapy kompletnej zapaści. Podobnie Stephan Hocke, Joerg Ritzerfeld i cała reszta... Aby tą sytuację zmienić, niewątpliwie potrzebny jest długotrwały i intensywny program treningowy. Peter Rohwein ma do tego możliwości: jego kontrakt na posadę trenerską kończy się dopiero za rok, po Igrzyskach Olimpijskich w Turynie.

Co zatem można powiedzieć o występie Niemców? Że było tragicznie? W końcu zdobyli srebro, o czym my, czy jeszcze kilka innych drużyn możemy tylko pomarzyć. Z drugiej jednak strony, brak indywidualnych sukcesów stawia ich w bardzo niekorzystnym świetle w porównaniu z Czechami. Finowie mogą szczycić się medalami wygranymi podczas trzech z czterech konkursów, Słowenia popisała się na skoczni średniej, z kolei Austriacy nie mieli sobie równych drużynowo, jednak nieco zawiedli indywidualnie. Jak można w takim razie podsumować naszych sąsiadów zza zachodniej granicy? Myślę, iż najlepsze wnioski wysnują oni sami...