Do srebra na skoczni normalnej Jakub Janda dołączył w piątek brąz na skoczni dużej i tym sposobem czeska drużyna ukończyła Mistrzostwa Świata w Oberstdorfie z dwumedalowym dorobkiem. Tuż przed konkursem indywidualnym czeski wicemistrz świata zwierzał się dziennikarzom mówiąc o presji jaka nad nim ciążyła: "Każdy oczekiwał tu ode mnie medali, ale ja na nic nie liczyłem". Po pierwszej serii jednak, nadzieja na kolejny sukces obudziła się w Jandzie, lecz trener Bajc, próbował wytłumaczyć mu, żeby myślał tylko o tym, by skoczyć jak najlepiej. "W końcu mi się udało i jestem z tego bardzo zadowolony, Było bardzo ciężko i nie myślałem, że wyjadę stąd z dwoma medalami", powiedział Janda.
Janda rozpoczął tamte zawody skokiem na 138 metrów. "Był technicznie idealny", komentuje sam skoczek. Do trzeciego Małysza tracił po pierwszej serii dziewięć dziesiątych punktu i dzielił piąte miejsce z Rokiem Benkovicem i Larsem Bystoelem. Po tym jak w drugiej serii Norweg oddał skok o długości 143 metry, Janda poczuł pewien niepokój. Jego drugi skok był krótszy od tego z pierwszej serii aż o dwa metry, ale dzięki przewadze i wspaniałemu stylowi wysunął się na pierwsze miejsce. "Miałem szczęście, a gdy wylądowałem, zacząłem wierzyć w medal" dodaje Czech.

Następne wydarzenia przyniosły dwudziestosześcioletniemu Jandzie medalową radość. Małysz zawiódł w drugim skoku i  skończył aż jedenasty. "To mnie zaskoczyło", mówi Janda "myślałem, że swój skok zepsuje ktoś inny." Czeski zawodnik zdobył medal mimo, że oceny za styl dostawał niższe niż tydzień wcześniej kiedy wywalczył srebro. "Dwa razy nie wyszedł mi telemark i bałem się, że spadnę w klasyfikacji". Również Jan Matura zadowolony był ze swojego piątkowego występu i dwóch równych skoków (oba po 125 m).

W konkursie drużynowym na dużej skoczni Czesi byli o jedno miejsce gorsi niż w zawodach na skoczni normalnej. Byli dopiero óśmi, jednak tym razem spisali się lepiej niż nasi reprezentanci, których niestety ominęła druga runda. "Pierwsza seria była doskonała, niestety w drugiej nie spisaliśmy się tak jak planowaliśmy. To taki sport. Będą jeszcze następne mistrzostwa" powiedział Jakub Janda. "Druga seria nie poszła nam tak jak przewidywaliśmy, ale możemy być zadowoleni z ósmego miejsca", dodał Bajc.

Przeszkodą w osiągnięciu lepszego wyniku mogła być niewesoła atmosfera w drużynie spowodowana groźnie wyglądającym upadkiem Antonina Hajka w serii próbnej. Na szczęście obeszło się bez obrażeń, co potwierdziły późniejsze badania w szpitalu. Tuż po nich skoczek powrócił na skocznię by oglądać występ swoich kolegów z drużyny. Zastąpił go w konkursie Lukáš Hlava, który dołączył do Matury, Mazocha i Jandy.

Czeski junior już w godzinę po upadku czuł się, jak gdyby nic się nie stało i bardzo żałował, że musiał opuścić zawody. "Jestem zły, że nie skakałem w konkursie, ale cieszę się również, że nic mi się nie stało." Upadek Hajka poprzedziło zupełnie spóźnione odbicie. Za progiem wiał dość silny wiatr, który zakołysał skoczkiem. "Narty zwiało mi do tyłu, pociągnęło mnie ku nim, prawa narta uciekła i to był koniec", tak opisywał zdarzenie sam zawodnik.

Uratować skoku już się wtedy nie dało. Najpierw leżał na ziemi, a po chwili dal się podnieść i szedł już na własnych nogach. Bolała go cała prawa strona ciała, z pewną obawą próbował też ruszać głową. "Nie chciałem wstawać, bo mogłem mieć coś z kręgosłupem". Całe zdarzenie bardzo wystraszyło rodziców Hajka, którzy przyjechali z nim do Oberstdorfu.

W szpitalu skoczek poddał się roentgenowi całego ciała. "Nic nie było złamane ale wszystko bolało. Mówili, że dzień później będzie jeszcze gorzej, ale za tydzień będzie już dobrze", powiedział Hajek z myślą o zawodach w Vikersund. Ma on również nadzieję, że upadek nie zostawi żadnego negatywnego śladu w jego psychice: "może będę się bał pierwszego skoku, ale myślę, że ogólnie nic to nie zmieniło".

Podobnie myśli trener Bajc: "Jest młody. Ja też miałem pięć lub sześć upadków jako skoczek. On nad tym zapanuje." Sam skoczek już teraz nabrał do tej nieprzyjemnej sytuacji dystansu i nie jest z tych, którzy nie mogą patrzeć na swoje okropne upadki: "Pewnie, że tak. Chciałbym go zobaczyć" powiedział osiemnastoletni Czech.

Sobotni konkurs drużynowy opóźnił się o całą godzinę, co Jakub Janda uznał za słuszną decyzję. "Warunki były dość trudne i skoki byłyby niebzpieczne. Dobrze zrobili, że przełożyli konkurs" powiedział skoczek komentując decyzję jury.

Koledzy Hajka z drużyny nie widzieli upadku najmłodszego członka czeskiej ekipy. "Nie lubię oglądać takich rzeczy", powiedział Janda "na szczęście nic mu się nie stało". "To było bardzo przykre, ale każdy z nas już kiedyś upadł, więc psychicznie nas to nie obciążyło" dodał Matura.

Nikt nie zrzuca odpowiedzialności za średni występ Czechów na najsłabiej prezentującego się w sobotę Hlavę, mimo, że skoczył on w drugiej serii jedynie 107,5 metra. "Był w ciężkiej sytuacji, dwa lub trzy dni nie skakał", bronił swojego zawodnika Bajc.

Dzięki Jakubowi Jandzie Czesi wrócili do domu z mistrzostw w Oberstdorfie "z tarczą". Nie zdobyli złota, nie spowodowali większej sensacji, ale pokazali na co ich obecnie stać, a Jakub Janda bezbłędnie utrafił z formą i zdobywał medalowe pozycje. Pozostaje nam jedynie zazdrościć i pogratulować naszym południowym sąsiadom, nie tylko wyników ale i pogodnej i braterskiej atmosfery w drużynie, która z pewnością wpływa na jakość skoków całej ekipy.

zobacz film z upadkiem Antonina Hajka >>

Poniżej prezentujemy zdjęcia z upadku Antonina Hajka.





(zdjęcia ze stacji Eurosport zgrał Paweł Wagner)