Po wspaniałym konkursie na skoczni Schattenberg K120 tytuł Mistrza Świata przypadł Janne Ahonenowi. Fin w pierwszej serii oddał najdlaszy skok (141,5 m), w drugiej przegrał tylko o pół metra z Bystoelem i z łączną notą 313,2 punktu zdobył złoty medal. Triumfował z 6-oma punktami przewagi nad Roarem Ljoekelsoyem oraz 9-oma nad Jakubem Jandą. To drugi złoty medal indywidualny w dorobku Janne Ahonena. Pierwszy tytuł mistrzowski wywalczył na skoczni średniej 8 lat temu, podczas Mistrzostw Świata w Trondheim w 1997, mając niespełna 20 lat. Jakże różny był to konkurs! Wówczas Ahonen po pierwszej serii zajmował dopiero ósmą lokatę, a medal przyniósł mu idealny skok w serii finałowej. Dziś królował niepodzielnie, ani na chwilę nie pozostawiając złudzeń co do tego, kto jest w tym sezonie najlepszy.
"Nie wiem, co było przyczyną, ale przez cały dzień miałem uczucie, że wszystko pójdzie dobrze. Na wieży i na belce startowej czułem się bardzo dobrze. Czekałem na belce, aż zapali się zielone światło, i ruszyłem. Po dwudziestu metrach mój umysł już się oczyścił - wiedziałem, że skok będzie wspaniały" powiedział po konkursie zwycięzca.

Po pierwszej serii Janne prowadził. "Znów byłem na miejscu, które dobrze znam: prowadzeniu. To doskonała pozycja wyjściowa do drugiego skoku." Wydawać się może, że Janne Ahonen nie doświadcza czegoś takiego, jak emocje. Że słowo to jest mu zupełnie obce. Przyzwyczaił nas do skakania niczym automat, jakby zupełnie nie zastanawiał się nad tym, co robi, a po prostu zwyciężał. Przed drugim skokiem - skokiem po złoto - Janne odczuwał jak każdy. "Obawa, że jest niebezpiecznie skakać za daleko, albo strach, że zmienią się warunki i przepadnie szansa" opowiadał potem. Mistrza poznaje się po tym, że nie pozwala, by emocje wzięły górę. I Janne Ahonen pokazał, że jest Mistrzem.

Skocznia Schattenberg nie zaliczała się nigdy do ulubienic Ahonena. Aż do dzisiaj zwyciężył na niej zaledwie raz - dwa miesiące temu, na rozpoczęcie Turnieju Czterech Skoczni. "Tamta wygrana miała dla mnie duże znaczenie - pozbyłem się pewnego upiora. I po tym, jak Mistrzostwa zaczęły się na skoczni normalnej, było naprawdę wspaniale znów skakać tutaj." Wspaniale smakuje każde zwycięstwo, a zwycięstwo w konkursie mistrzowskim ma smak szczególnie słodki - jeśli dodatkowo uświadomimy sobie, że z trybun obserwowały ten triumf żona i mama zwycięzcy, o trzyletnim synu już nawet nie wspominając. Janne Ahonen, Człowiek Maska, nie potrafił ukryć ani uśmiechu radości, gdy wylądował bezpiecznie w ostatnim skoku konkursu, ani łez wzruszenia, gdy na jego szyi zawisł złoty medal, a z głośników dobiegły dźwięki narodowego hymnu Finlandii. "Nawet nie śmiem myśleć, co się stanie, gdy usłyszę Maamme-laulu" mówił jeszcze przed ceremonią. I stało się pięknie.

Łez nie ukrywał również Tommi Nikunen: "Zaczęło się już wtedy, gdy przed skokiem Ahonena wiatr znów wiał lekko pod narty." Trener nie szczędził słów pochwały pod adresem swego podopiecznego: "W kontekście choroby złoto Janne jest wyczynem, w który trudno uwierzyć. Poradził sobie z chorobą i jej następczymi komplikacjami. Doprawdy nie do uwierzenia! Jestem bardzo szczęśliwy z powodu Janne. Cały czas wierzyliśmy, że przygotowaliśmy go dobrze. Ostatnie dwa tygodnie w jego wykonaniu były wspaniałe. Podczas ostatnich treningów Janne oddawał skoki, po których wiedzieliśmy, że jest w stanie wygrać. W kwalifikacji do konkursu nie poszło mu tak dobrze, ale wciąż byliśmy pełni wiary. Janne przeprosił, że w eliminacji oddał tak słaby skok. On niesamowicie skupia się na tym, co robi, a robi wszystko, co jest potrzebne do sukcesu w skokach narciarskich."

Nikunen nie zapomina również o pozostałych reprezentantach. Jako ekipa Finowie wypadli bardzo udanie. Matti Hautamaeki ostatecznie uplasował się na pozycji szóstej, zaś Risto Jussilainen - na ósmej. 21. miejsce zajął Tami Kiuru. "Nadzwyczaj dobry występ drużyny. Mamy trzech zawodników, z których każdy mógł stanąć na podium. Skoki Mattiego i Risto były dobre, ale w tym konkursie tylko skoki wspaniałe mogły dać zwycięstwo" powiedział selekcjoner kadry po konkursie. "Szósty czy szesnasty - to bez różnicy. Nie mogę być bardzo rozczarowany, skoro wyprzedzili mnie najlepsi zawodnicy sezonu" podsumował Hautamaeki, który oddał skoki po 136,5 oraz 136 m. Jussilainen uzyskał 136,5 oraz 137 m i stracił do kolegi z reprezentacji 3,3 punktu. "To były dwa najlepsze skoki, jakie oddałem na tej skoczni, ale nie wystarczyły na podium. Jestem rozczarowany" wypowiedział się zawodnik Jyvaeskylaen Hiihtoseura. Na pytanie, czy widział kiedykolwiek konkurs stojący na tak wysokim poziomie, odpowiedział krótko: "Nie".

W sobotę na tej samej skoczni odbędzie się rywalizacja drużynowa. Janne Ahonen, jak w 1997, stoi przed szansą poprowadzenia swej ekipy po złoto. Nie będzie łatwo. Klasyfikacja "drużynowa" konkursu indywidualnego przedstawia się identycznie, jak przedstawiała się na K90: Norwegia, Finlandia, Austria - tylko różnice punktowe są większe. Finlandia będzie bronić tytułu mistrzowskiego, wywalczonego dwa lata temu w Val Di Fiemme. Norwegowie zechcą zrewanżować się za porażkę na K90. Za plecami Skandynawów czaić się będą gospodarze imprezy, Niemcy, odrodzeni Słoweńcy oraz Mistrzowie z obiektu średniego, Austriacy. Jeśli warunki na Cienistej Górze będą tak doskonałe jak dziś, możemy mieć nadzieję na kolejny - kto wie, czy nie lepszy jeszcze - festiwal skoków.

Mistrzostwa Świata w narciarstwie klasycznym powoli dobiegają końca, a Finowie zdobyli pierwszy dopiero złoty medal na tej imprezie - i trzeci w ogóle. Czymże to jest w porównaniu z dwunastoma krążkami Norwegów? Wiemy już, że nie wypełnią swego ambitengo planu: czterech medali w skokach. Możemy być jednak pewni, że będą walczyć, by jak najlepiej wypaść w ogólnym rozrachunku. Gratulujemy Janne Ahonenowi, gratulujemy pozostałym medalistom, którzy nie mieli sobie równych podczas tej wspaniałej rywalizacji. Powodzenia w następnych zawodach!