Reprezentacja Finlandii, typowana przez wielu jako pretendent do złota w dzisiejszym konkursie, pozostała bez medalu. Z pewnością jest to porażką - i dla samych zawodników, którzy wyraźnie mówili przed zawodami, że ich celem jest złoto, i dla ich licznych kibiców. Ostatni raz sytuacja taka miała miejsce w 1999 w austriackim Ramsau, gdy Finowie także zajęli czwarte miejsce.
Sam konkurs był piękny, emocjonujący i pasjonujący, a walka o medale - wyjątkowo o wszystkie trzy! - rozstrzygnęła się w ostatnich skokach. Finowie musieli się niemal pogodzić z utratą złota, gdyż Austria powiększała przewagę z każdym kolejnym skokiem, jednakże srebro - o które toczyli walkę z Niemcami - pozostawało jak najbardziej w ich zasięgu. Po pierwszej serii Finowie mieli zaledwie 3,5 punktu straty, a po pierwszym skoku drugiej serii (92,5 m Mattiego Hautamaekiego vs 86,5 m Michaela Neumayera) wyprzedzali rywali o ponad 10! Ostatecznie jednak ekipa Kraju Tysiąca Jezior znalazła się poza podium - tracąc do skaczącej nadzwyczaj dobrze Słowenii 1,5 punktu.

Choć warunki na skoczni nie należały do najlepszych, sami zawodnicy nie upatrują w nich przyczyny swego niepowodzenia.
"Czuję pewien niesmak, bo nie daliśmy rady jako drużyna. Powinniśmy się byli bardziej postarać" powiedział Janne Ahonen, brązowy medalista z konkursu wczorajszego. "Warunki były okropne, ale przecież takie same dla wszystkich; nie dotknęły nas bardziej aniżeli innych. Znów okazało się, że na mistrzostwach świata medale nie mogą zostać z góry rozdzielone, trzeba dobrze skakać."
"Warunki bardzo się zmieniły, na rozbiegu poślizg znacznie zmalał" stwierdził Risto Jussilainen po drugim skoku (84,5 m), który ostatecznie przekreślił szanse Finów na medal, ale dodał: "Po prostu nie udało nam się to, po co tu przybyliśmy. Nie można zawsze narzekać na warunki. Nie byliśmy wystarczająco dobrzy."

W konkursie drużynowym trzeba oddać osiem dobrych skoków, by myśleć o wysokim miejscu. Przynajmniej trzy z nich Finom się nie udały: wspomniany wyżej skok Jussilainena oraz generalnie słabsze występy Jussiego Hautamaekiego (86,5 i 86 m). Co więcej? Żaden z Finów nie był najlepszy w swej kolejce. Skok Mattiego w drugiej serii był drugim najlepszym w kolejce. Nawet Janne Ahonen (95 i 97 m) był zaledwie trzeci w swej turze.

Najbardziej rozżalony wydaje się być trener kadry, Tommi Nikunen:
"Wiedzieliśmy, że możemy tego pięknego dnia walczyć o tytuł mistrzowski, ale jeśli choć trochę nam się nie poszczęści, pozostaniemy bez medalu. Spełniła się ta smutna alternatywa. Nikt w drużynie nie skakał doskonale, z drugiej strony nikt też w pełni nie zawiódł. Ciężko odpowiedzieć na pytanie, dlaczego stało się tak, jak się stało. Zazwyczaj złe warunki nam odpowiadają, gdyż w drużynie są wytrawni sportowcy."

Sam Nikunen w większym niż jego podopieczni stopniu narzekał na warunki - a raczej na organizację konkursu:
"Najpierw skocznię czyszczono tylko dla zawodników niemieckich, na szczęście my skakaliśmy zaraz po nich. Organizatorzy trochę się pogubili, gdy wszyscy trenerzy zaczęli na nich wołać. Gdy Jussilainen oddawał drugi skok, tory były oczyszczone tylko na długości czterech metrów. Pozostała część była pokryta śniegiem."
"Jest mi niezmiernie przykro w imieniu chłopców. Zasłużyli na medal. W mojej opinii byliśmy w gronie trzech najlepszych drużyn konkursu" podsumował Nikunen.

Finowie okazję do rewanżu - a na pewno do lepszej prezencji - będą mieli już w sobotę, w konkursie drużynowym na dużej skoczni, dzień po rywalizacji indywidualnej. Możemy być pewni, że zechcą zmazać przykre wrażenie, jakie wywarli w dzisiejszych zawodach i zdobyć najwyższe laury. "Na K120 będziemy walczyć" zapowiada krótko Janne Ahonen.