Już jutro pierwszy konkurs skoków na Mistrzostwach Świata w Oberstdorfie. W gronie 50 zawodników wyłonionych w dzisiejszych kwalifikacjach wystąpi czterech reprezentantów Polski. Barw naszego kraju w zawodach na obiekcie K90 bronić będzie Adam Małysz, Marcin Bachleda, Robert Mateja oraz Mateusz Rutkowski. Przez kwalifikacje nie przebrnął Kamil Stoch.
Adam Małysz, który w kwalifikacjach skoczył 95,5 metrów, zajął szóstą lokatę. W środę wiatr uniemożliwił rozegranie pierwszy treningów - dziś ponownie dawał się we znaki. Synoptycy zapowiadają, że również w dniu jutrzejszym wiatr może stanowić poważne zagrożenia dla rozegrania konkursu. "Warunki były dzisiaj nierówne, co chwilę skakało się przy innym wietrze. Mam nadzieję, że podczas konkursu będzie sprawiedliwie. Wtedy nie będzie niespodzianek i w czołówce będą ci, co mają tam być. Jak wiaterek będzie się kręcił, a tutaj lubi tak robić, to może się zdarzyć coś nieprzewidywalnego" - mówił Adam Małysz. - "Konkurs na średniej skoczni to małe różnice między zawodnikami. Zobaczymy, co się stanie. Będę walczył. Faworytów jest wielu. Ahonen, Hoellwarth, Widhoelzl, Morgenstern, Ljoekelsoey, Janda, cała czołówka. Będzie trudno".

Niespodziewanie drugim naszych skoczkiem w dzisiejszych kwalifikacjach był Marcin Bachleda. Skok 90,5 m dał Zakopiańczykowi 31. lokatę. "Oddałem dobry skok. Myślałem o tym, żeby się nie denerwować i skoczyć swoje i udało się. Ale już czuję nerwy, presję. Dlatego ulżyło mi, że wszedłem do konkursu. Jutro powalczę o trzydziestkę." - mówił po skoku Bachleda.

Do punktu konstrukcyjnego nie doskoczył Robert Mateja (89,5 metra) - 38 lokata w rundzie kwalifikacyjnej była stosunkowo niska w porównaniu z wynikami w treningów. Mateusz Rutkowski szczęśliwie zakwalifikował się do konkursu zajmując 46. lokatę (87,5 m). MŚ Juniorów krótko ocenia swoją próbę: "Coś mi nie idzie. Słabo było. Wkurzony jestem".

Również niezadowolony ze swojego skoku jest Kamil Stoch - jednak w przeciwieństwie do Rutka - 7. skoczek z PŚ w Pragelato nie wystąpi w jutrzejszych zawodach. "Nie wiem co się stało. Zepsułem skok i tyle [Stoch skoczył 86,5 m - 53 miejsce - dop.]. Po prostu nie jestem jeszcze gotowy, żeby skakać dobrze na zawołanie. Jestem na siebie zły" - wyjaśniał Kamil Stoch.