Rozegrane w minioną sobotę i niedzielę konkursy Pucharu Świata w japońskim Sapporo coraz bardziej każą zastanawiać się nad słusznością wysyłania skoczków do dalekiej Azji i niezbyt mądrym ułożeniem kalendarza... Zdaję sobie sprawę, że zawody w Japonii odbywają się co roku - są niejako tradycją, jednak nie sposób zauważyć, iż konkursy w Sapporo czy Hakubie są jednymi z najsłabszych w całym sezonie. Jak zatem może wyglądać przyszłość PŚ w Kraju Kwitnącej Wiśni? Zmiany są konieczne.
W tym roku do konkursów zgłoszonych zostało zaledwie 41 skoczków! Takiej liczby pretendentów walczących o pucharowe punkty nie pamiętam. Owszem, często zdarzało się, iż w Japonii nie było potrzeby rozgrywania kwalifikacji - jednak liczba co najmniej 50 zawodników figurowała na liście startowej. Szczególnie niekorzystny termin, tuż przed najważniejszą imprezą sezonu - Mistrzostwami Świata w Oberstdorfie oraz próbą przedolimpijską w Pragelato, spowodował, iż większość światowej czołówki odpuściła sobie podróż do Japonii.

Poziom zawodów był wręcz katastrofalny. W całym niedzielnym konkursie oddano tylko 25 skoków powyżej 100 metrów, w tym zaledwie 10 ponad punkt K. Spoglądając na klasyfikacjię drugiego konkursu po pierwszej serii można było przecierać oczy... Aby zakwalifkować się do drugiej rundy wystarczyło skoczyć... 82,5 metra (!), a 30. skoczek w ostatecznym rozrachunku zdobył łącznie 54,6 punktu (za dwa skoki)! Jak widać nawet z tak niską notą możliwe jest zapisanie się na liście punktujących.
Również w konkursie sobotnim nie brakowało sensacyjnych rozstrzygnięć.

Do słabego obsadzenia zawodów doszły fatalne warunki atmosferyczne. Po skokach na odległość ok. 60 metrów (czyli połowie dystansu konstrukcyjnego) można odnieść wrażenie, iż konkurs przeprowadzony został na siłę.

Wszystkie te czynniki - mała ilość skoczków, brak światowej czołówki, loteryjny przebieg zawodów - powodują, iż konkursy w Japonii tworzą antyreklamę pięknej dyscypliny, jaką są skoki narciarskie. PŚ w Japonii jest zupełnym przeciwieństwem wielkich emocji i wspaniałego dopingu z Zakopanego czy Oberstdorfu.

Jakie więc wnioski winien wyciągnąć FIS po tegorocznych konkursach? Niestety, jeśli chodzi o aurę - pozostaje tylko mieć nadzieję, iż tegoroczne warunki szybko się nie powtórzą. Jeśli chodzi o terminy - konkursy na Okurayamie czy w Hakubie należy rozgrywać w innym okresie, aby nie kolidowało to z przygotowaniami do kluczowych imprez w sezonie. Zmiana w kalendarzu jest potrzebna, aby sytuacja z sezonu 2004/2005 szybko się nie powtórzyła.